Выбрать главу

Hoskins zamknął oczy i kilka razy odetchnął głęboko.

— W porządku — powiedział w końcu. — Dość już o tym. Przyznaję państwu rację. Znajdziemy Timmie’emu towarzysza zabaw. Gdzieś go znajdziemy. Jakoś go znajdziemy. — W jego oczach nagle zapłonął gniew. — Inaczej niż państwo, ja mam dziecko. Syna. I jeżeli to się okaże konieczne, przyprowadzę je tutaj, żeby się zaprzyjaźniło z Timmiem. Przyprowadzę własnego syna, jeżeli będę musiał. Czy to wystarczająca gwarancja? Timmie nie będzie już samotny i nieszczęśliwy. W porządku? Dobrze? — Hoskins spojrzał na nich ze złością. — A teraz, kiedy to już ustaliliśmy, czy mają państwo jeszcze jakieś prośby? Czy możemy już wreszcie prowadzić naszą pracę naukową w spokoju?

5. Inni

Schodząc ze wzgórza, Ta Która Wie czuła, że farba wojenna pali jej skórę pod szatą, że pali ją jak ogień. Gdyby miała odwagę, zeszłaby ze wzgórza naga i pokazała im wszystkim, jak jest pomalowana — pokazałaby i Innym, i mężczyznom z własnego plemienia, zwłaszcza mężczyznom z własnego plemienia. Niech wiedzą, że kobieta może się pomalować tak jak mężczyzna i niech do nich dotrze, że Ta Która Wie potrafi zaatakować wroga, jeżeli oni, wojownicy, nie zdecydują się tego zrobić.

Ale oczywiście nie mogła zejść naga. Kobieta zakrywa dolne części swego ciała i odkrywa je tylko wtedy, gdy odprawia rytuał łączenia się w parę — taka jest zasada. Gdyby miała opaskę na biodrach jak mężczyźni, mogłaby przynajmniej pójść na bitwę z odkrytą piersią, tak jak oni, i pokazać wrogom, jak jest pomalowana. Ale nie miała opaski na biodra. Miała tylko szatę, a ta przykrywała wszystko. No tak, ale będzie mogła ją rozchylić, kiedy stanie twarzą w twarz z Innymi. Wtedy oni poznają po kolorach, że stoi przed nimi wojownik, prawdziwy wojownik — chociaż z piersiami.

Słyszała za sobą wołanie Srebrnego Obłoku — daleko na ścieżce prowadzącej do doliny. Nie zwróciła na nie uwagi i poszła dalej.

Mężczyźni z Drużyny Wojowników widzieli, że się do nich zbliża. Wciąż znajdowali się w tej idiotycznej sytuacji, tkwili w martwym punkcie, mając przed sobą stojących w szeregu Innych. Ale kiedy do nich podchodziła, odwrócili głowy i popatrzyli na nią zdziwieni.

— Wracaj, Ta Która Wie — krzyknął do niej Płonące Oko. — To nie jest miejsce dla kobiety.

— Ty mnie nazywasz kobietą, Płonące Oko? Sam jesteś kobietą! Wszyscy jesteście kobietami! Nie widzę tu wojowników. To wy wracajcie, jeżeli boicie się walczyć.

— Co ona tu robi? — zapytał Drzewo Wilków, nie zwracając się właściwie do nikogo.

— Ona jest szalona — odezwał się Młoda Antylopa. — Zawsze była.

— Wracaj! — krzyczeli mężczyźni. — Odejdź od nas! To jest wojna, kobieto! To jest wojna!

Ale teraz nikt nie był zdolny jej zawrócić. Ich gniewne okrzyki brzmiały w jej uszach jak brzęczenie nieszkodliwych owadów.

Ta Która Wie doszła do końca ścieżki i skierowała się ku sanktuarium. Grunt był tu jak gąbka. To z powodu trzech rzek pod ziemią musi płynąć woda, pomyślała. Jej bose stopy zanurzały się w zimną, wilgotną, ustępującą ziemię.

Za jej plecami słońce przesuwało się coraz wyżej i wyżej. Znajdowało się teraz ponad szczytem wzgórza, na którym obozował Lud. Małe, białe srebro księżyca, widoczne przedtem, teraz zniknęło. Wiatr wiał w twarz Tej Która Wie. Był rześki i ostry. Uderzał, jakby ją policzkowi. Ta Która Wie szła naprzód, aż wreszcie znalazła się w pobliżu stojących w szeregu mężczyzn z Drużyny Wojowników.

Nikt nawet nie drgnął. Inni stali nieco dalej — nieruchomo jak posągi. Ten Co Schwytał Ptaka w Zaroślach znajdował się na końcu szeregu, najbliżej niej.

— Daj mi swoją włócznię — powiedziała do niego Ta Która Wie.

— Odejdź — odparł Ten Co Schwytał Ptaka w Zaroślach. Jego głos zabrzmiał jak głos człowieka, którego ktoś dusi.

— Potrzebna mi włócznia. Czy chcesz, żebym stanęła przed Innymi bez włóczni?

— Odejdź.

— Spójrz! Jestem pomalowana na wojenne kolory! Rozchyliła szatę. Widać pod nią było jej piersi zuchwale ochlapane niebieską farbą.

— Jestem dzisiaj wojownikiem. A wojownikowi potrzebna jest włócznia!

— To ją sobie zrób.

Ta Która Wie splunęła i minęła go.

— Ty, Młoda Antylopo! Daj mi swoją. Tobie ona niepotrzebna.

— Jesteś szalona, kobieto.

Drzewo Wilków zrobił krok do przodu i chwycił Tę Która Wie za łokieć.

— Słuchaj — powiedział — nie możesz tutaj zostać. Tu będzie wojna.

— Wojna? Kiedy? Wy tu tylko stoicie i głupio pohukujecie. A oni robią to samo. Oni są takimi samymi tchórzami jak wy. Dlaczego nie zaczynacie walczyć?

— Ty się na tym nie znasz — powiedział z oburzeniem Drzewo Wilków.

— Nie. Chyba nie.

Bez sensu było prosić któregokolwiek z nich o broń. Żaden nie miał zamiaru dać jej swojej włóczni. Wszyscy trzymali je mocno, pamiętając bez wątpienia o tym, że Ta Która Wie chwyciła kiedyś włócznię Płonącego Oka i groziła mu nią. Była to profanacja. Płonące Oko musiał później zrobić sobie nową włócznie. Cuchnący Wół Piżmowy powiedział mu, że nie może brać udziału w bitwie z bronią, która znalazła się w ręku kobiety, więc Płonące Oko, klnąc i pomrukując, spalił starą włócznię i zrobił sobie nową. Ale po co mu nowa włócznia — zadawała sobie pytanie Ta Która Wie — skoro jest zbyt bojaźliwy na to, aby jej użyć?

— Świetnie. Poradzę sobie bez włóczni.

Odwróciła się i zrobiła dwa czy trzy kroki w stronę stojących w szeregu Innych, którzy patrzyli na nią tak, jakby była demonem o trzech głowach i sześciu kłach.

— Hej wy! Inni! Spójrzcie tu, popatrzcie na mnie! Patrzyli na nią z otwartymi ustami. A ona rozchyliła znowu szatę i pokazała im pomalowane piersi.

— Jestem wojownikiem Bogini — powiedziała. — To właśnie oznaczają te malunki. Bogini rozkazuje wam opuścić to miejsce. To jest jej sanktuarium. Zbudowaliśmy je dla niej. Wy nie macie tu nic do roboty.

Inni wciąż patrzyli zdumieni.

Wzrok Tej Która Wie pobiegł wzdłuż ich szeregu i z powrotem. Wszyscy Inni byli wysocy i bladzi, mieli bujne j czarne włosy, które po bokach zwisały poniżej ich ramion, a z przodu były krótko przycięte nad czołami. Widocznie Inni celowo chcieli pokazać ohydne, płaskie, wysokie sklepienia swych czaszek.

Ich ręce były długie i cienkie, podobnie jak nogi. Usta| mieli małe, ich niewielkie nosy wyglądały idiotycznie, a podbródki sterczały im obrzydliwie do przodu. Szczęki, mieli słabe, a oczy bezbarwne. Kiedy tak na nich patrzyła, powróciły do niej wspomnienia. Zobaczyła jeszcze raz chudego, wymizerowanego Innego, którego spotkała przy otoczonym skałami stawie, dawno temu, kiedy była młodą dziewczyną. Ci mężczyźni wyglądali tak jak on. Nie odróżniała ich, nie odróżniała też żadnego z nich od tego, którego spotkała przed laty. Wydało jej się, że on tutaj dzisiaj jest, ten znad stawu. A potem uświadomiła sobie, że to niemożliwe, gdyż wszyscy ci mężczyźni wyglądali młodo, a on musiał już być stary, prawie tak stary jak ona.

— Ależ wy jesteście brzydcy — powiedziała do nich. — Jesteście tacy bladzi i macie takie głupie miny! Dlaczego węszycie wokół sanktuarium Bogini? Bogini was nie stworzyła! Zostaliście zrobieni z łajna nosorożca przez jakąś hienę!

Inni wciąż patrzyli na nią oszołomieni.