Выбрать главу

— Timmie? — powiedziała cienkim głosem, w którym wyczuwało się napięcie. — Dzień dobry, Timmie. Ja jestem żoną doktora Hoskinsa.

— Dzień dobry — odpowiedział Timmie. Wyciągnął do niej rękę. Nauczyła go tego panna Fellowes. Annette Hoskins spojrzała na męża. Hoskins wzniósł oczy do sufitu i kiwnął głową.

Annette Hoskins wyciągnęła niepewnie rękę i ujęła w swoją dłoń dłoń Timmie’ego, tak jakby witała się z tresowanym szympansem w cyrku. Szybko i bez entuzjazmu potrząsnęła dłonią chłopca i puściła ją pospiesznie.

— Dzień dobry pani — odezwał się Timmie. — Miło mi panią poznać.

— Co on powiedział? — zapytała Annette Hoskins. — Czy on coś mówił do mnie?

— Powiedział „dzień dobry” — poinformowała ją panna Fellowes. — A potem dodał, że miło mu panią poznać.

— On mówi? Po angielsku?

— Tak. Mówi. Rozumie też łatwe opowiastki z książeczek dla dzieci. Je widelcem i nożem. Potrafi się ubrać i rozebrać. I nie ma się czemu dziwić. On jest normalnym małym chłopcem, proszę pani. I ma trochę ponad pięć lat. Może pięć i pół.

— Pani tego nie wie?

— Mogę się tego tylko domyślać — powiedziała panna Fellowes. — Kiedy tu się pojawił, nie miał metryki w kieszeni.

Pani Hoskins znowu spojrzała na męża.

— Nie jestem pewna, Geraldzie. Jerry jeszcze nie skończył pięciu.

— Wiem, ile lat ma nasz syn, kochanie — powiedział Hoskins ozięble. — Jak na swój wiek jest duży i silny. Jest większy od Timmie’ego. Słuchaj, Annette, jeżeli uważałbym, że istnieje jakiekolwiek ryzyko… że istnieje najmniejsza możliwość…

— Ja nie wiem. Ja po prostu nie wiem. Skąd możemy mieć pewność, że to bezpieczne?

— Jeżeli pyta pani, czy pani synek będzie bezpieczny w obecności Timmie’ego, to odpowiedź brzmi „tak, oczywiście”. Timmie jest łagodnym dzieckiem.

— Ale on jest dzi… dzikusem.

(No tak, znowu ta etykietka, którą przyczepiły mu media! Małpolud. Czy ludzie nie potrafią myśleć samodzielnie?)

— On nie jest dzikusem — powiedziała panna Fellowes z naciskiem. — Nie jest nim w najmniejszym stopniu. Czy dzikus wyszedłby ze swojego pokoju z książką i podał pani rękę na powitanie? Czy dzikus uśmiechałby się tak ładnie i mówił „dzień dobry” i oświadczał, że miło mu panią poznać? Ma go pani przed sobą. Niech pani powie, jak on naprawdę wygląda?

— Nie mogę się przyzwyczaić do jego twarzy. To nie jest twarz człowieka.

Panna Fellowes z ogromnym wysiłkiem pohamowała gniew.

— Wyjaśniałam już pani-powiedziała spięta — że on jest człowiekiem, tak samo jak każde z nas. To wcale nie dzikus. Jest tak spokojny i rozsądny jak każdy normalny pięcioletni chłopiec. Okazuje pani wielką wspaniałomyślność, pozwalając swojemu synkowi przychodzić bawić się z Timmiem. Nie powinna pani żywić w związku z tym żadnych obaw.

— Nie powiedziałam, że mu pozwolę — odparła pani Hoskins głosem zdradzającym zdenerwowanie.

Hoskins spojrzał na nią zrozpaczony.

— Annette…

— Nie powiedziałam tego!

(No to dlaczego nie zabiera się pani stąd i nie pozwala pani Timmie’emu wrócić do swojej książki?)

Panna Fellowes z trudem powściągnęła złość.

(Niech doktor Hoskins to załatwia. Ta kobieta jest jego żoną.)

— Porozmawiaj z chłopcem, Annette — odezwał się Hoskins. — Postaraj się go poznać. Powiedziałaś, że to zrobisz.

— No tak, chyba powinnam… — Podeszła znowu do Chłopca. — Timmie? — mruknęła ostrożnie.

Timmie podniósł na nią wzrok. Tym razem na jego twarzy nie było promiennego uśmiechu. Poznał już — po jej intonacji — że ta kobieta nie jest do niego przyjaźnie nastawiona. — Pani Hoskins uśmiechnęła się, ale jej uśmiech nie był zbyt przekonujący.

— Ile masz lat, Timmie?

— On nie za dobrze umie liczyć-powiedziała spokojnie panna Fellowes.

Jednak, ku jej zaskoczeniu, Timmie podniósł w górę pięć palców rozczapierzonej lewej dłoni.

— Pięć! — krzyknął.

— Pokazał pięć palców i powiedział: „pięć” — stwierdziła zdumiona panna Fellowes. — Słyszeli państwo, prawda?

— Tak, słyszałem to — odrzekł Hoskins. — Myślę…

— Pięć — powtórzyła pani Hoskins niezbyt radośnie, próbując jednak nawiązać kontakt z Timmiem. — To bardzo ładnie. Mój synek Jerry ma też prawie pięć. A będziesz grzeczny, jeżeli go tu przyprowadzę?

— Grzeczny — powiedział Timmie.

— Grzeczny — przetłumaczyła panna Fellowes. — Zrozumiał panią. Obiecał, że będzie grzeczny.

Pani Hoskins kiwnęła głową.

— On jest mały — powiedziała półszeptem — ale wygląda na silnego.

— Nigdy nie próbował nikomu zrobić niczego złego — powiedziała panna Fellowes, pozwalając sobie zapomnieć o tym, co Timmie wyprawiał tuż po przybyciu. — On jest bardzo łagodny. Bardzo. Musi pani w to uwierzyć. Zabierz panią Hoskins do swojego pokoju — zwróciła się do chłopca. — Pokaż jej swoje zabawki i książki. I szafę z ubraniami.

Pokaż jej, że jesteś naprawdę po prostu małym chłopcem. Niech to dostrzeże, niech przestanie myśleć o twoich wypukłych brwiach i cofniętym podbródku.

Timmie wyciągnął rękę. Pani Hoskins wahała się, ale tylko przez chwilę. A potem podała mu dłoń. I po raz pierwszy na jej twarzy pojawiło się coś w rodzaju prawdziwego uśmiechu.

Poszła razem z nim do jego pokoju. Drzwi zamknęły się za nimi.

— Myślę, że się uda — powiedział cicho Hoskins, kiedy jego żona zniknęła. — On chyba już podbił jej serce.

— Oczywiście.

— Ona nie jest nierozsądna. Proszę mi wierzyć. Nie kieruje się też irracjonalnymi motywami. Ale bardzo kocha Jerry’ego.

— To naturalne.

— On jest naszym jedynym dzieckiem. Jesteśmy małżeństwem od kilku lat. Z początku mieliśmy kłopoty z płodnością. Ale potem zdołaliśmy… byliśmy w końcu w stanie…

— No tak — powiedziała panna Fellowes. — Rozumiem.

Nie bardzo interesowały ją kłopoty z płodnością, jakie mieli państwo Hoskinsowie. Ani też sposób, w jaki je pokonali.

— No więc, widzi pani, mimo że z nią to dokładnie omówiłem i mimo że ona rozumie, że Mannheim i jego ludzie stwarzają nam problemy, a Timmie powinien przestać żyć w warunkach takiej izolacji, no więc mimo to ona wciąż się waha, nie wie, czy ma wystawić Jerry’ego na takie ryzyko…

— Nie ma żadnego ryzyka, pani doktorze.

— Wiem o tym. I pani o tym wie. Ale dopóki Annette tego nie będzie wiedziała…

Drzwi od pokoju Timmie’ego otworzyły się. Wyszła przez nie pani Hoskins. Panna Fellowes zobaczyła, że Timmie został w tyle i wygląda z pokoju, wystawiając głowę ostrożnie, w charakterystyczny dla siebie sposób. Panna Fellowes wstrzymała oddech. Musiało się tam stać coś złego, pomyślała.

Ale nie. Annette Hoskins uśmiechała się.

— To bardzo ładny pokoik — powiedziała. — On potrafi złożyć ubranie. Pokazał mi. Chciałabym, żeby Jerry umiał to robić chociaż w połowie tak dobrze. I tak porządnie ma poukładane zabawki… Panna Fellowes odetchnęła z ulgą.

— Więc możemy spróbować? — zapytał Hoskins żonę.

— Tak. Myślę, że możemy spróbować.

6. Martwy punkt

Nad obozowiskiem Innych położonym na zachód od sanktuarium Bogini, na brzegu najmniejszej rzeki, unosił się dym. Patrząc w przeciwną stronę, Srebrny Obłok widział inny dym — biały — unoszący się nad ogniskiem jego własnego Ludu obozującego pod łagodnie nachylonym pagórkiem, z którego Lud zszedł po opuszczeniu górzystych okolic na wschodzie. Przed sanktuarium nie było nikogo. Podczas przedłużającego się w nieskończoność okresu, w którym sprawy tkwiły w martwym punkcie, plemiona zawarły niemą ugodę. Sanktuarium będzie terytorium neutralnym. Nikomu nie wolno do niego podchodzić. Każda ze stron wystawiała warty na granicy przestrzeni otaczającej święte miejsce. Warty miały zagwarantować to, że nikt tej granicy nie przekroczy.