Выбрать главу

Srebrny Obłok stał zupełnie sam, opierając się na włóczni. Zapadał już zmrok, chociaż jemu zdawało się, że dzień dopiero co się zaczął. Rok szybko upływał. Noc nastawała coraz wcześniej. A ranek nadchodził coraz później. Ciemność coraz bardziej napierała z obu stron na dzienne godziny jasności. Wkrótce miała nastąpić pora długotrwałych śniegów, pora, podczas której tylko głupcy wychodzili na zewnątrz, pora, podczas której należało przycupnąć w jakimś osłoniętym miejscu i czekać na wiosnę, żywiąc się tym, co się zebrało jesienią.

Ale my wciąż jeszcze nie pogodziliśmy się z Boginią i nie otrzymaliśmy od niej wskazówek, pomyślał z rozpaczą Srebrny Obłok. Jak mamy to zrobić, skoro Inni wciąż krążą wokół sanktuarium, nie dopuszczając nas do niego?

— Srebrny Obłoku! Czy znowu będzie padał śnieg? Głos Tej Która Wie przypłynął do niego wraz z wiatrem.

Ta Która Wie stała niedaleko brzegu rzeki wraz z Kobietą Bogini i Tą Co Przechowuje Przeszłość. Trzy kobiety rozmawiały od dłuższego czasu. Srebrny Obłok zmarszczył brwi. Ciągle sprawiały jakieś kłopoty. Były to trzy potężne kobiety, pełne mocy Bogini. Budziły w nim niepokój. Zdawał sobie jednak sprawę, jak ważną rolę odgrywają wszystkie trzy w życiu plemienia — każda na swój własny sposób.

— Czy będzie padał śnieg? Powiedz nam, Srebrny Obłoku!

Srebrny Obłok wzruszył ramionami, a potem poklepał się po kolanie i kiwnął głową.

Stara rana w nodze bardzo bolała. Zawsze go tak bolała, kiedy zbliżał się czas padania śniegu. Teraz jednak ból pulsował intensywniej niż kiedykolwiek.

Wczoraj śnieg padał prawie przez godzinę. Przedwczoraj też — przez krótki czas. Teraz zanosiło się na to, że będzie padał znowu. To źle, że zaczął się pojawiać codziennie. Większość wczorajszego leżała jeszcze na ziemi. Wiatr — wiatr-demon wiejący z północy — zgarniał go i, tworząc wiry, rzucał Srebrnemu Obłokowi w twarz.

Powinniśmy stąd odejść, pomyślał Srebrny Obłok. Powinniśmy poszukać sobie miejsca na zimowe obozowisko.

Ta Która Wie odwróciła się teraz tyłem do Tej Co Przechowuje Przeszłość i szła do niego. To najprawdopodobniej oznaczało kłopoty. Od czasu swojego odważnego wystąpienia przed sanktuarium, Ta Która Wie poruszała się z taką pewnością siebie i tak majestatycznie, jakby to ona była wodzem. Nikt nie miał odwagi z niej kpić, nikt nie miał odwagi nawet spojrzeć na nią krzywo, nikt nie miał odwagi zrobić czegoś takiego od czasu, gdy ona, pokryta wojennymi farbami, przeciwstawiła się całej grupie wojowników wroga. Ta Która Wie zawsze była dziwna i zawzięta, ale teraz popadła w jakiś nowy rodzaj zawziętości. Zdziwaczała tak, że zdawała się przebywać we własnym świecie różniącym się od świata pozostałych ludzi.

— To trwa i trwa, Srebrny Obłoku — powiedziała — t nic się nie zmienia. A czas śniegu nadchodzi.

— Wiem o tym.

— Powinniśmy zaatakować i skończyć z tym.

— Ich jest za dużo — stwierdził Srebrny Obłok. — Dobrze o tym wiesz. Prowadzili taką dyskusję nie po raz pierwszy.

— Nie jest ich tak dużo. Dalibyśmy sobie z nimi radę. Ale my, zamiast atakować, siedzimy tutaj bezczynnie. Oni boją się nas, a my boimy się ich i nikt się nie rusza. Jak długo będziesz nas tu jeszcze trzymał?

— Dopóki nie staniemy przed Boginią w Jej sanktuarium i nie dowiemy się, jaka jest jej wola.

— Ale później musimy ich zaatakować — powiedziała Ta Która Wie.

Srebrny Obłok wpatrywał się w nią uporczywie. Widok jej oczu przeraził go. Nie były to oczy kobiety, nie były to nawet oczy wojownika. Wyglądały, jakby zrobiono je z wypolerowanego kamienia.

— Byłaś tam razem z mężczyznami — powiedział Srebrny Obłok. — Widziałaś, że mężczyźni nie chcą atakować. Czy pragniesz walczyć z Innymi sama?

— Ty jesteś wodzem. Każ im walczyć. Ja będę walczyła wraz z nimi.

— Wszyscy stracą życie.

— A co się stanie, jeżeli będziemy tu tkwili i czekali na zimę? Wtedy też wszyscy stracą życie, Srebrny Obłoku.

Srebrny Obłok ponuro pokiwał głową. To prawda: nie mogą tu tkwić dłużej. Zdawał sobie z tego sprawę tak samo dobrze jak ona.

Właściwie to popełnili błąd, przychodząc tutaj. Wiedziało tym. Ale nie miał zamiaru przyznać się do tego przed nikim.

— Nie możemy stąd się ruszyć — powiedział. — Nie możemy, dopóki nie udamy się do sanktuarium.

— Nie możemy się stąd ruszyć i nie możemy tu zostać. Nie możemy też się dostać do sanktuarium. Sytuacja jest bardzo zła, Srebrny Obłoku.

— Być może.

— Mówiłam, że nie powinniśmy tu przychodzić. Powiedziałam ci to na samym początku, kiedy oświadczyłeś, że Letnie Święto będzie odwołane.

— Pamiętam. Ale jesteśmy tutaj. I będziemy tutaj, dopóki nie odprawimy obrzędu, z powodu którego tu przybyliśmy. Nie możemy tak po prostu odejść, nie usłyszawszy głosu Bogini.

— Nie możemy — powiedziała Ta Która Wie. — Zgadzam się z tobą. Nie chciałam, żebyśmy tu przychodzili. Ale skoro już tu jesteśmy, musimy stanąć przed Boginią, tak jak mówisz. Jeżeli o to chodzi, nie sprzeczam się z tobą.

Srebrny Obłok był jej wdzięczny za to, że przynajmniej w tej sprawie przyznawała mu rację.

— Ale skoro nie możemy tu zostać dłużej z powodu śniegu, skoro nie możemy odejść, nie odprawiwszy obrzędu i skoro Inni nie dają nam tego zrobić, bo bezczeszczą sanktuarium swoją obecnością, to musimy Innych odpędzić — ciągnęła Ta Która Wie. — Po prostu.

— Oni nas pozabijają, jeżeli ich zaatakujemy.

— A jeżeli ich nie zaatakujemy, zabije nas zima.

— Mówimy w kółko to samo — powiedział Srebrny Obłok. — Nie, to do niczego nie prowadzi.

Popatrzył na nią ponuro. Na jej twarzy malowała się zawziętość. Ale Ta Która Wie nie przedstawiała żadnych rozwiązań oprócz tego, które oznaczało pewną śmierć z rąk wroga.

Tak, mówiła w kółko to samo. Nie możemy odejść i nie możemy pozostać. On, Srebrny Obłok, odwołał Letnie Święto ze względu na obrzęd, który trzeba było odprawić tutaj. Jeżeli odwołałby również ten obrzęd z powodu obecności Innych przy sanktuarium, nie odprawiliby żadnego ani latem, ani jesienią, co z pewnością sprowadziłoby na Lud wielki gniew Bogini. Lud głodowałby i obwiniał o to wodza. Srebrny Obłok wiedział, że jeżeli nie naprawi wkrótce swoich błędów, grozi mu odsunięcie od przewodzenia ludowi. A w ich plemieniu żyjący były wódz nie miał prawa bytu. Wszyscy bardzo dobrze znali stosowny zwyczaj. Zrezygnowanie z wodzostwa oznaczało pożegnanie się z życiem.

W jego nodze, tam, gdzie była stara rana, pulsował ostry ból. Może to nie byłoby wcale takie złe, pomyślał Srebrny Obłok, może dobrze byłoby się usunąć i pozwolić komu innemu nieść ten ciężar. I skończyć na zawsze z tym bólem i zmęczeniem.

Teraz podeszła do nich Kobieta Bogini.

— Czy Ta Która Wie przekonała cię, że powinniśmy atakować?

— Tak bardzo boisz się, że umrzesz?

Srebrny Obłok roześmiał się.

— Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak głupie jest to pytanie, Kobieto Bogini. Ja się boję, że ty umrzesz i Mleczne Źródło, i Walczący Jak Lew, i Piękny Śnieg, i wszyscy inni. Moim zadaniem jest bronić Ludu przed śmiercią, a nie prowadzić go na pewną śmierć.