– A więc…? – Michael uśmiechnął się dwuznacznie.
– A ja nie jestem jeszcze gotów. Słuchaj – zmienił szybko temat – niepokoję się trochę o Daisy… – Nie miał ochoty rozmawiać o Janine, która za kilka dni przejdzie do historii.
– Daisy? A co się stało?
– Nie jestem pewien… Ona nigdy wiele o sobie nie mówi, zauważyłeś to? Większość dziewcząt paple bez przerwy. Opowiadają, gdzie były i co widziały. – Spojrzał przed siebie. Daisy spokojnie rozmawiała z jego matką, ale na pewno rozmowa dotyczyła porcelany, która była ich wspólną pasją. – Zawsze była taka skryta, czy to coś nowego?
– Widujesz ją równie często, jak ja – odpowiedział Michael. Zostali nieco z tyłu i nagle Michael przystanął. – Ale co konkretnie cię niepokoi, Robercie?
Gdybyż to wiedział!
– Sam nie wiem… Wczoraj wieczorem zabrałem ją na przyjęcie do Monty'ego Sheringhama. Myślałem, że najpierw zjemy kolację, ale oświadczyła, że będzie zajęta do dziesiątej. Powiedziała, że pracuje…
– Ale ty jej nie uwierzyłeś?
– Nie wyglądała na kogoś, kto musiał zostać po godzinach. Była dziwnie… ożywiona. Odniosłem wrażenie… Mike, czy sądzisz, że ona może mieć romans?
– Romans? Co za słodkie staroświeckie słowo! Rozumiem, że chodzi ci o romans z żonatym mężczyzną? – Michael wybuchnął szczerym śmiechem. – Daisy? Chyba oszalałeś!
– Wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie, ale zastanów się. Gdyby ten facet nie był żonaty, na pewno przyprowadziłaby go na przyjęcie.
– Robercie… – Michael mu przerwał, jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili potrząsnął głową i ruszył naprzód.
– Ty coś wiesz, prawda? – Robert pospieszył za nim. Miał ochotę chwycić przyjaciela za gardło i wydusić z niego tę informację. – Powiedz mi, proszę… – Nagle zdał sobie sprawę, że Michael wpatruje się w niego ze zdumieniem. Włożył ręce do kieszeni i ruszył w stronę kościoła. – Widzisz, Mike, ona zawsze przy mnie była… Nie chcę, by popełniła jakiś błąd, który zrujnuje jej życie.
– Oczywiście, masz rację, Robercie. – Michael zrównał się z nim. – No dobrze, powiem ci prawdę. Daisy od dłuższego czasu jest zakochana w pewnym mężczyźnie, ale wygląda na to, że małżeństwo z nim nie wchodzi w grę.
– Zakochana? – Nie odrywał od Daisy oczu. Stała teraz w grupie ludzi przy bramie kościoła i śmiała się z czegoś, co mówiła jego matka. W promieniach wiosennego słońca kosmyki jej włosów, które wymykały się z warkocza, tworzyły wokół głowy świetlistą aureolę. Słysząc jej perlisty śmiech, poczuł ostre ukłucie zazdrości, że istnieje mężczyzna, któremu oddała serce. – Kto to jest? – zapytał szorstko.
– Nie sądzę, by chciała, żebym ci powiedział.
– Dlaczego? Co to za tajemnica? – Pochylił się ku Michaelowi. – A więc miałem rację! On jest żonaty, prawda?
– Posłuchaj, zapomnij o tym, Robercie. Nie powinienem nic mówić. – Mike był bardzo zmieszany. – Daisy jest już wystarczająco dorosła, aby sama podejmować decyzje. -Wzruszył ramionami. – A czy będą właściwe…
– On jest żonaty – upierał się Robert. Doskonale znał ten typ. Facet wymyśla historyjki o chorej żonie, uzależnionej od leków albo alkoholu… W rzeczywistości jednak w ogóle nie ma zamiaru występować o rozwód. – Tak, wiedziałem, że w sobotę wieczorem ktoś u niej był – powiedział cicho.
– Daisy opowiadała mi o opalonym Australijczyku. – Michael znalazł wreszcie możliwość zmiany tematu. – Miała nadzieję, że zaprosi go na wesele, by sprawić przyjemność matce.
Robert nie mógł uwierzyć, że Michael mógł o tym wszystkim mówić tak obojętnie. Oczywiście, nie dał się zwieść uwagą o dwukrotnie żonatym Australijczyku.
– Nie mogę uwierzyć, że traktujesz to tak niefrasobliwie! Chodzi o twoją siostrę, na litość boską! Powinieneś coś zrobić…
– Ona nie potrzebuje niańki, Robercie. Doskonale wie, co robi. – Zerknął na przyjaciela. – Zawsze wiedziała.
– Jak możesz tak mówić! – wybuchnął Robert. – To jeszcze niedoświadczone dziecko, które łatwo zranić!
– To dorosła kobieta, Rob. Ma dwadzieścia cztery lata.
– Dwadzieścia cztery? A tak niedawno była niemowlakiem…
– Gdy ty miałeś siedem lat. Przypominam ci, że niedługo skończysz trzydzieści jeden. Jesteś moim rówieśnikiem.
– Dwadzieścia cztery? – powtórzył Robert. – Wielki Boże! Nadal jest jednak twoją młodszą siostrą, Mike. Rozmawiałeś z nią o tym facecie?
– Nie. Nigdy o tym nie rozmawiamy. I nie waż się przyznać, że cokolwiek wiesz.
– Dlaczego?
– Zaufaj mi, Robercie. Wiem, o czym mówię. – Zerknął na przyjaciela z ukosa. – Nie powiesz jej o tej rozmowie, prawda?
– Nie powiem ani słowa. – Był dziwnie urażony, że Daisy nie jemu się zwierzyła. On przecież opowiadał jej o wszystkim… – Jednak nie mogę ci obiecać, że nic nie zrobię w tej sprawie.
– Co masz na myśli?
– Dowiem się, kto to jest, a potem pokażę mu, gdzie raki zimują. Masz jakieś obiekcje?
Michael potrząsnął głową, a Robert mógłby przysiąc, że przyjaciel tylko z najwyższym trudem zachował powagę.
– Żadnych, szlachetny rycerzu. Szczerze mówiąc, będę ogromnie ciekaw postępów w śledztwie.
– To wcale nie jest śmieszne, Mike.
Daisy była jego prawdziwą przyjaciółką. Stała przy nim zawsze, pocieszała go, gdy tego potrzebował. W dodatku była jedyną dziewczyną, w obecności której można było pomilczeć. W jej towarzystwie czuł się zawsze jak odrodzony, i dlatego nie miał zamiaru przyglądać się bezczynnie, jak jakiś łajdak łamie jej serce!
ROZDZIAŁ CZWARTY
Niedziela, dwudziesty szósty marca. Nigdy nie widziałam Michaela równie szczęśliwego. Cały czas miał na twarzy lekko głupkowaty i niezbyt przytomny uśmiech. Można by pomyśleć, że jest pierwszym facetem na świecie, który się zakochał. Jeśli samo czytanie zapowiedzi tak na niego działa, to Bóg jeden wie, co będzie wyprawiał podczas ślubu. Ginny naprawdę ma szczęście.
Robert natomiast zachowuje się bardzo dziwnie. Zupełnie, jakby nie chciał ani na chwilę stracić mnie z oczu… Naprawdę dziwnie.
– O której chcesz wracać? – spytała Daisy.
Michael i Ginny wyjechali od razu po lunchu, a zaraz po nich reszta towarzystwa. Wydawało się, że Robert nie spieszy się do Londynu. Razem z matką zostali zaproszeni na lunch i Robert siedział teraz wygodnie przed kominkiem, gawędząc z ojcem Daisy.
– Nie ma pośpiechu – odpowiedział. – Spojrzał na Daisy badawczo i dodał po chwili: – A może…?
– Nie – powiedziała szybko. – Zastanawiałam się tylko, czy przed wyjazdem zdążę zabrać Flossie na spacer. – Spanielka, słysząc swoje imię, podniosła łeb, a Daisy podrapała ją za uchem. – Gdy wrócę, zaparzę herbatę.
– Poczekaj, pójdę z tobą.
– Nie musisz… – Zignorowała nagłe bicie serca wywołane tą propozycją. Bohatersko udawała, że wcale nie zależy jej na towarzystwie Roberta. Ale nie było to łatwe.
– Wprost przeciwnie – przerwał, nim zdążyła uświadomić mu, że nie jest odpowiednio ubrany na spacer. – Muszę się trochę rozruszać, żebym nie obrósł sadłem. Jestem łakomy, a twoja matka wspaniale gotuje.
Daisy z niedowierzaniem uniosła brwi, a on tymczasem wstał. Patrząc na jego rozłożyste ramiona, wąskie biodra i smukłą sylwetkę pomyślała, że Robert wcale nie potrzebuje ćwiczeń fizycznych, by zachować dobrą figurę.
Zauważył jej spojrzenie i wzruszył ramionami.
– Chyba nie sądzisz, że opychanie się szarlotką pomaga mi w utrzymaniu dobrej formy? Trzeba pamiętać o równowadze między zjadanymi i spalanymi kaloriami.