Zadrżała lekko. Nerwy, pomyślał Robert. Raczej nerwy niż temperatura. Włożył ręce do kieszeni i wysunął łokieć, oferując Daisy ramię.
– Weź mnie pod rękę – zaproponował serdecznie. – Będzie ci cieplej.
Po chwili wahania posłuchała go.
A cóż to za ceregiele? – zastanawiał się Robert. Czyżby to też był wpływ jej tajemniczego kochanka? Na myśl o Daisy leżącej w ramionach nieznanego mężczyzny poczuł dziwne ściskanie w dołku. Mocniej przycisnął jej ramię do swego boku, jakby chciał ją zatrzymać, dać jej poczucie bezpieczeństwa.
– Myślę, że pora wracać – powiedziała. – Flossie! Chodź tutaj! – I nim zdążył ją powstrzymać, wyzwoliła ramię z jego uścisku. – Ścigamy się! – zawołała. – Przegrywający wyciera psa!
Z tyłu nadal wyglądała jak mała dziewczynka, którą tak dobrze pamiętał. Ale teraz już wiedział, że było to tylko złudzenie. Daisy Galbraith, choć nadal zaplatała włosy w warkocz, z pewnością nie była już małą siostrą Michaela.
Gdy dojeżdżali do mieszkania Daisy, dochodziła ósma.
– Jestem ci wdzięczna za podwiezienie, Robercie – powiedziała i nie czekając, aż otworzy jej drzwi, wyskoczyła z samochodu.
Robert zignorował tę wyraźną sugestię, że powinien ją już uwolnić od swego towarzystwa. Przypominał sobie, że ilekroć usiłował skierować rozmowę na jej temat, Daisy opowiadała mu o swoim komputerze.
– Wystarczająco wdzięczna, by mi pokazać swój komputer? – zapytał podstępnie.
Popatrzyła na niego tak, jakby całkiem oszalał.
– Nie masz ich dość w banku?
– To nie to samo. Moja matka rozważa ostatnio pomysł kupna komputera. Chce podłączyć się do Internetu i zainstalować pocztę elektroniczną, co oczywiście ułatwi jej kontakt z zagranicą. Mam jej doradzić przy zakupie, chętnie więc dla porównania zobaczę, na co ty się zdecydowałaś. – Zamknął samochód, ignorując jawne niezadowolenie Daisy. – Oczywiście, nie odmówię filiżanki czekolady – dodał. – I kawałka ciasta. Prawdziwego, nie wirtualnego.
– Wiesz, że nie piekę ciast.
– Mogą być grzanki.
– Poświęcę ci pół godziny – ustąpiła wreszcie. – Ale ani minuty dłużej. Muszę wcześnie pójść spać. Sen to najlepszy kosmetyk – dodała kokieteryjnie.
– Mam zasadę, by nigdy nie przeciwstawiać się kobiecie – odpowiedział lekko, lecz równocześnie pomyślał, że cera Daisy jest wprost nieskazitelna, a włosy, mimo że w nieładzie, były gęste i lśniące. Natomiast nawet najdłuższy sen nie przydałby krągłości jej figurze ani też nie zmniejszyłby nosa. Chociaż, przyglądając jej się uważniej, doszedł do wniosku, że rysy jej twarzy są niezwykle harmonijne. Za duży nos? Przesada…
Sarah była ładna, ale Daisy wydawała mu się bardziej interesująca. Jeśli zaś chodzi o figurę… Cóż, zazwyczaj ukrywała ją pod luźnymi ubraniami.
Gdy tylko weszli do mieszkania, Daisy włączyła komputer i poszła do kuchni.
– Jakie masz hasło? – zawołał Robert.
– Słucham?
– Twoje hasło.
Lekko zarumieniona pojawiła się w drzwiach kuchni.
– Lepiej sama to zrobię. – Podeszła do biurka i odsunęła Roberta od klawiatury. – Odwróć się. To tajemnica.
– Nie zamierzam włamywać się tu w nocy, by poznać twoje sekrety – zaprotestował.
– Nie o to chodzi – wykręcała się.
– Podam ci moje hasło, gdy ty podasz mi swoje – przekonywał. W końcu, gdy nie ustępowała, wzruszył ramionami i odwrócił się. Dziwne zachowanie Daisy utwierdziło go w przekonaniu, że hasłem było imię jej kochanka. Nasłuchiwał. Sześć uderzeń… Sześć liter? Imię? Nazwisko?
– W porządku – odezwała się wreszcie. – Możesz spojrzeć. Zobacz, naciskam klawisz i wchodzę do poczty… A tym do Internetu…
– A książka adresowa? – dopytywał się.
– Tutaj. – Kliknęła ikonę i wyświetliła listę. – Popatrz, tak się wchodzi. – Znów kliknęła myszą. – Widzisz? To bardzo proste…
– Daisy, czy przypadkiem nie zostawiłaś mleka na kuchence?!
Spojrzała na niego nieprzytomnie. A gdy dotarły do niej jego słowa, odwróciła się szybko i pobiegła do kuchni. Zanim wróciła z dwoma kubkami czekolady i górą tostów na tacy, wyjął z pudełka pustą dyskietkę i skopiował książkę adresową. Potem zajął się buszowaniem po Internecie.
– Ledwie zdążyłam – powiedziała, stawiając tacę na małym stoliku.
– Co?
– Uratować mleko. – Uśmiechnęła się lekko. – No tak, mężczyźni nigdy nie potrafią się oprzeć nowej zabawce.
– Niezła maszyna – przyznał.
Zamknął komputer, a gdy się odwrócił, zobaczył górę grzanek posmarowanych masłem i cienką warstwą marmolady. Kolacja w sam raz dla dzieci.
– Czy już ci ktoś powiedział, że masz zadatki na świętą? – Nie wyglądała na zadowoloną, zresztą wcale się temu nie dziwił. Podobało mu się, że potrafiła sobie stroić żarty zarówno z niego, jak i z siebie. – Lepiej pójdę umyć ręce.
Łazienka pomalowana była na ciemnozielony kolor, a nad umywalką wisiało ogromne, stare lustro w złotej ramie. Wszędzie stały grube, biało-złote świece, a w powietrzu unosił się słaby zapach lawendy. Przez krótką chwilę wyobraził sobie Daisy leżącą w kąpieli – jej skóra w świetle świec musiała wydawać się niemal przezroczysta, a włosy miękkimi, mokrymi lokami opadały na twarz i ramiona. Ta wizja była tak zmysłowa, że, lekko zaszokowany, bezwiednie cofnął się o krok. Nigdy dotąd nie myślał w ten sposób o Daisy. Nie myślał o niej jak o kobiecie…
Ale przecież jedynym celem jego wizyty było odnalezienie tu śladów obecności mężczyzny. Nie znalazł jednak niczego podejrzanego… Nawet najbardziej ostrożny mężczyzna zostawiłby jakiś ślad. Maszynkę do golenia, szczoteczkę do zębów… Czyż zakochana kobieta nie przechowywałaby pieczołowicie tych drobiazgów?
Istniała jednak możliwość, że kochanek Daisy był zbyt dyskretny, by przychodzić do jej mieszkania. Zaraz, co właściwie powiedział Michael? Tylko tyle, że małżeństwo nie wchodzi w grę.
Co to miało znaczyć, do diabła? Może tajemniczy amant był w separacji? Albo nie mógł się rozwieść w obawie przed skandalem? Robert postanowił, że nie spocznie, dopóki nie pozna całej prawdy.
Dyskietka w kieszeni paliła go jak piętno. Jeszcze chwila, a Daisy zorientuje się, że jej przyjaciel zachował się jak pospolity złodziejaszek.
– Zadzwonię do ciebie w tygodniu – powiedział, zbierając się do wyjścia. – Może zjemy razem kolację?
Ku jego zdziwieniu nie zareagowała na tę propozycję zbyt entuzjastycznie.
– Możemy to odłożyć, Robercie? W tym tygodniu jestem bardzo zajęta.
– Już drugi raz mi odmawiasz. Zaczynam podejrzewać, że coś przede mną ukrywasz.
– Z pewnością, mój ty Sherlocku. – Uśmiechnęła się do niego miło. – Po prostu mam w tym tygodniu aukcję, a poza tym ślub…
Nie mówiąc już o sekretnym romansie, pomyślał. To rzeczywiście pochłania mnóstwo czasu. Trzeba zawsze być w pogotowiu, na wszelki wypadek gdyby ukochany znalazł trochę wolnego czasu. Do licha, ona zasługuje na lepszy los! – zżymał się w duchu.
– Musisz jednak jeść – podkreślił. – A poza tym miałem nadzieję, że podsuniesz mi jakieś pomysły na wieczór kawalerski Michaela.
– Wieczór kawalerski wymaga szczególnych pomysłów? Myślałam, że wystarczą hektolitry alkoholu i seksowne striptizerki. No i latarnia, do której zgodnie ze zwyczajem trzeba przykuć kajdankami narzeczonego.
– Czyżbyś była zwolenniczką tradycji?
– Owszem. – Uśmiechnęła się szeroko. – W przyszłym tygodniu jest również wieczór panieński Ginny i na pewno zorganizujemy wszystko zgodnie z przyjętymi zwyczajami. Mrożone margarity, meksykańskie smakołyki, i oczywiście, wiem to z pewnego źródła, pojawi się Zorro, jeśli nie we własnej osobie, to przynajmniej jego godny naśladowca.