Wiedziała, że Robertowi flirtowanie przychodziło z dziecinną łatwością. Już dwukrotnie odrzuciła jego zaproszenie, a zatem stała się dla niego swego rodzaju wyzwaniem. Z pewnością właśnie dlatego ją pocałował. Ta myśl pomogła jej ochłonąć. Nie zamierzała dołączać do grona wielbicielek Roberta, gotowych na każdy szalony i poniżający krok w celu zdobycia upatrzonego mężczyzny. W żadnym razie! Niech sobie czeka na telefon.
– Wolisz tartę ze szparagami czy łososia? – spytała George’a, celowo pomijając milczeniem jego pytanie.
Spojrzał na nią z zadumą, a potem wzruszył ramionami.
– To twój lunch. Wybór należy do ciebie.
Była bardziej głodna, niż myślała. Ostatecznie zjadła kurczaka, a potem jeszcze kilka tartinek z pomidorem.
– Posłuchaj – zmieniła temat – przejrzałam katalog aukcyjny i zaznaczyłam eksponaty, które chciałabym nabyć. Może będzie lepiej, jeśli sam to jeszcze raz sprawdzisz.
– Spójrzmy… – Przesunął wzrokiem po liście. – Te dwa przedmioty możesz licytować nieco wyżej – powiedział, zaznaczając je ołówkiem. – A co to jest?
– Jennifer Furneval prosiła, bym to dla niej obejrzała. Co o tym sądzisz?
– Idę o zakład, że ta waza w rzeczywistości nigdy nawet nie widziała Japonii. Wiesz, jak to sprawdzić? – Zrobił notatkę na marginesie i nie czekając na odpowiedź Daisy, dodał: – Oczywiście, że wiesz. Ale niezależnie od zdania Jennifer, nie płać więcej niż… – Z poważnym uśmiechem podniósł wzrok. – W przeciwieństwie do ciebie, jeśli Jennifer czegoś bardzo pragnie, łatwo daje się ponieść emocjom.
– Za pięć lat może się okazać, że to była wyjątkowo okazyjna cena – podkreśliła.
– Masz rację, to jest ryzyko. Żaden asekurant jeszcze nie zawojował świata, moja droga. – Wzruszył ramionami. – Ale też żaden się nie sparzył. Cóż, jesteśmy bardziej handlarzami niż kolekcjonerami. Musimy myśleć pragmatycznie.
Zerknęła na niego z zainteresowaniem. Odniosła wrażenie, że w tej wypowiedzi jest ukryty podtekst.
– Czy nadal rozmawiamy o porcelanie? – spytała.
– A o czym innym? – Uśmiechnął się tak niewinnie, że prawie mu uwierzyła.
– Jeśli ta waza okaże się kopią, znajdę coś innego dla Jennifer – oświadczyła Daisy. – Robert szuka dla niej prezentu na urodziny.
– Oczywiście, moja droga. Czy udało ci się zarezerwować pokój w Warbury Arms?
– Jakieś nowe wiadomości? – Lunch ze wspólnikami był wydarzeniem tygodnia. Podczas gdy wszyscy wokół myśleli o ewentualnej fuzji, Robert był w stanie myśleć jedynie o Daisy i o tym, czy smakowały jej przesłane specjały.
Mary podała mu listę telefonów oraz elegancką czarno-złotą torebkę.
– Zostawiła to pewna młoda dama. – Mary zerknęła do notatnika. – Panna Ginny Layton. Bardzo ładna…
– Przyszła za wcześnie – powiedział Robert, spoglądając na zegarek. – Do licha, to ja się spóźniłem! A tak mi zależało, by z nią porozmawiać.
– Powiedziała, że nie może czekać i zadzwoni później.
– Do diabła, najlepsze plany… Och, chciałem się czegoś od niej dowiedzieć – wyjaśnił zdziwionej Mary. – Może jest ładna, ale bez wątpienia zauważyłaś duży brylant na palcu jej lewej ręki i domyśliłaś się, że jest zaręczona. Wychodzi za mojego najlepszego przyjaciela. – Oderwał wzrok od listy, którą mu przekazała. – Nikt inny nie dzwonił?
– Nikt. Być może wyszedłeś z wprawy, Robercie? – zażartowała. – Jak ona się nazywa?
– Daisy Galbraith… – Urwał. To było śmieszne! – Moja stara przyjaciółka. Znamy się od dziecka. Jeśli zadzwoni, możesz sama ją o wszystko spytać. A na razie połącz mnie z matką.
– To aż tak poważna sprawa?
– Poważna? – No pewnie, jeszcze jak. Trochę zbyt późno zorientował się, że sekretarka bawi się jego kosztem. – Moja droga Mary – powiedział, zdając sobie sprawę, że nadal trzyma w ręce plastikową torbę. – Wyślij to do mojego krawca, zgoda? Czeka na ten materiał.
– Na żółty aksamit?
– Ach, więc nie zdołałaś się oprzeć ciekawości!
– Chyba nie spodziewałeś się, że nie zajrzę do środka? – Mary wyraźnie czekała na wyjaśnienie.
– To materiał na kamizelkę. Na ślub uroczej Ginny Layton, którą właśnie poznałaś. Jestem drużbą i pomyślałem, że będzie zabawnie, jeśli dopasuję kamizelkę do sukni druhen. A teraz bądź uprzejma zadzwonić do mojej matki – przypomniał z lekką irytacją.
Matki nie było w domu. Po chwili zastanowienia Robert doszedł do wniosku, że może lepiej się stało. Skoro Mary podejrzewała, że jego zainteresowanie Daisy niewiele ma wspólnego z niewinną przyjaźnią, to zapewne inni wyciągną bardzo podobne wnioski. Nie chciał bronić się przed oskarżeniami, że uwodzi nieletnią…
Zaraz, przecież Daisy nie jest nieletnia. Mike powiedział, że jego siostra ma dwadzieścia cztery łata i jest dorosłą kobietą. To fakt, Robert jednak uważał się za o wiele starszego i bardziej doświadczonego. I właśnie dlatego było wręcz jego obowiązkiem wyciągnąć ją ze ślepej uliczki, w jaką zabrnęła.
A zresztą, informacje, jakich potrzebował, mógł łatwo wyciągnąć od Monty'ego Sheringhama. Ustalił więc z łatwością, gdzie odbędzie się planowana aukcja, na którą wyjeżdżała Daisy. Ciekawe, czy pojawi się tam również jej tajemniczy kochanek? Trzeba to zatem osobiście sprawdzić.
W miejscowości Warbury był tylko jeden hotelik, w którym ostał się pojedynczy pokój bez łazienki.
– To z powodu aukcji – poinformowała go przepraszającym tonem recepcjonistka.
– Jeśli to ostatni, nie mam wyboru.
Resztę popołudnia i część wieczoru spędził w pracy. Dopiero gdy dotarł wieczorem do domu, przypomniał sobie, że Daisy nie zadzwoniła, by podziękować za lunch. Musiała być naprawdę bardzo zajęta, skoro zapomniała o dobrych manierach. A może po prostu nie chciała z nim rozmawiać? Ale dlaczego?
Rozluźnił krawat, włączył automatyczną sekretarkę i nalał sobie drinka. „Robert? – Głos Janine zakłócił ciszę w pokoju. – Przepraszam, że zawracam ci głowę, ale czy nie znalazłeś przypadkiem apaszki? Szarej, jedwabnej apaszki? Jest mi bardzo potrzebna".
Nie znalazł i nie zamierzał wcale szukać. Musiał przyznać, że Janine przynajmniej poczekała z tym telefonem dłużej niż większość poprzednich dziewczyn. Wszystkie dawały mu czas na posmakowanie straty, a potem szansę odnowienia znajomości. Ale on nienawidził mieć związanych rąk… Jaki ojciec, taki syn. Ojciec jednak był samolubny, chciał mieć wszystko, i dlatego złamał serce swojej żonie. Robert natomiast nie zamierzał krzywdzić żadnej ze swoich partnerek.
Poszuka apaszki i odeśle ją przez posłańca.
Wysłuchał kolejnej informacji: „Robercie, tu Ginny. Przykro mi, że nie spotkaliśmy się dzisiaj w twoim biurze, ponieważ chciałam cię o coś prosić. Czuję się winna, że zmusiłam Daisy, by została druhną. Wiem, jak ona nienawidzi tego rodzaju wystąpień. Zastanawiam się, czy nie mógłbyś zaopiekować się nią podczas wesela, sprawić, by dobrze się bawiła? Jesteś naszym najlepszym przyjacielem, dlatego prosimy cię o pomoc".
„Robercie…"
Nareszcie. To był głos Daisy. Sprawdził godzinę, o której zostawiła wiadomość. Wczesne popołudnie… Z powodzeniem mogła zatem zadzwonić do biura. Najwyraźniej go unikała. Słuchał uważnie: „Dziękuję za wyśmienity lunch. Potrzebowałam wsparcia, zwłaszcza po tym, jak ujrzałam siebie w sukni druhny. Zobaczymy się na ślubie. Na pewno mnie zauważysz, ponieważ to ja będę tym brzydkim kaczątkiem. Cześć".
Uśmiechnął się, co było na pewno jej intencją. Nie ma obaw, nie przegapię cię, obiecał jej w duchu.
„Robercie, czy mógłbyś wyświadczyć mi przysługę? – Stanowczy, ostry głos jego matki sprowadził go z powrotem na ziemię. – Poprosiłam Daisy, aby wylicytowała dla mnie na aukcji pewną porcelanową wazę, nie pomyślałam jednak nad sposobem zapłaty. Będę ci wdzięczna, jeśli dopilnujesz, by w razie sukcesu nie miała z tym problemu. Z góry dziękuję".