Słysząc dochodzące z dołu tłumione wybuchy śmiechu, jęknęła ciężko. Świat kolekcjonerów dzieł sztuki był taki mały! Do dziś mogła buszować wśród wystawionych eksponatów, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. Ale w wyniku swego impulsywnego zachowania stanie się powszechnie znaną postacią. Nawet po latach ludzie będę powtarzać: „Daisy Galbraith? Znam ją! Byłem wtedy w Warbury, gdy na wpół naga goniła po schodach jakiegoś mężczyznę".
Mocno zatrzasnęła za sobą drzwi. Dlaczego, na Boga, nie potrafiła zachować ani krzty zdrowego rozsądku? Dlaczego akurat teraz musiała stracić głowę?
Nim znalazła sensowne odpowiedzi na te pytania, spojrzała w lustro i zadrżała. Za dużo nóg, za dużo wszystkiego! A w dodatku jej ciało nazbyt się zaróżowiło, kontrastując nieprzyjemnie z żółtawymi włosami!
Na samą myśl, że ma wrócić do baru pełnego ludzi, poczuła głębokie zażenowanie. Ale jedzenie kolacji w pokoju byłoby jeszcze gorszym rozwiązaniem. W ten sposób cały wieczór spędziłaby sam na sam z Robertem w sypialni… Co by robili? O czym rozmawiali? A potem musieliby się rozebrać i pójść do łóżek… To byłoby naprawdę dosyć kłopotliwe. Szła o zakład, że Robert nie używa piżamy.
Gdy będą na dole, znajdzie jakiś pretekst, by wrócić wcześniej na górę, bezpiecznie schować się pod kołdrą i zamknąć oczy, zanim Robert położy się do łóżka.
Zdjęła wilgotne buty i otworzyła szafę. Nie miała dużego wyboru. Nie należała do dziewczyn „przygotowanych na każdą okazję". Pakowała tylko rzeczy bezwzględnie konieczne. W podróż ubrała się w stare, wysłużone spodnie oraz jedwabną bluzkę, teraz już niestety nieco pogniecioną.
Pozostał jedynie seksowny czerwony kostium, który zgodnie z instrukcją Georg’a miała włożyć na aukcję, aby godnie reprezentować galerię, oraz buty na dziesięciocentymetrowych obcasach. Właściwie cieszyła ją myśl, że podczas aukcji będzie rozpraszać innych uczestników licytacji, zakładając w odpowiednim momencie nogę na nogę.
Ileż by teraz dała za długą, luźną spódnicę oraz sportowe buty na płaskim obcasie, z których tak wyśmiewał się George!
Wewnętrzny głos szeptał jej, że po powrocie z Warbury nic nie będzie już takie jak kiedyś. Z głową pełną ponurych myśli weszła pod prysznic.
Robert nie był pewien swoich uczuć. Oszołomienie? Może lekka postać klinicznego szoku?
Gdy wychodził z jej pokoju, był naprawdę przygnębiony. A potem, gdy odwrócił się, słysząc swoje imię, i zobaczył ją stojącą na podeście schodów, owiniętą tylko w jedwabny szlafroczek sięgający zaledwie połowy uda… Cóż, większość osób znajdujących się w barze również była zdumiona. Jednak Roberta zaszokował nie tyle strój Daisy, co rozpierająca piersi radość.
Może dziś w nocy Daisy będzie sama? Może jej kochanek nie mógł przyjechać? Nie ulegało jednak wątpliwości, że ktoś był w jej życiu.
Do licha, może to i lepiej. Sama myśl, że mógłby się zakochać, przyprawiała go o śmiech. Równocześnie jednak po raz pierwszy w życiu miał ochotę się rozpłakać – właśnie z tego powodu, że nie potrafił zakochać się w Daisy.
Postanowił, że przenocuje w pokoju na strychu, a jutro odwiezie ją do domu. Przynajmniej tyle mógł dla niej zrobić. A potem, zgodnie z jej życzeniem, aż do ślubu będzie trzymać się od niej z daleka. Pomyślał z goryczą, że jeśli rzeczywiście jest nieodrodnym synem swego ojca, to jego zainteresowanie Daisy wygaśnie bardzo szybko.
– Chciałbym zarezerwować stolik – powiedział do recepcjonistki. – Na dwie osoby.
– Na siódmą czy na dziewiątą, proszę pana? Mamy dziś bardzo dużo gości.
– Na siódmą. – Odwrócił się, ponieważ stojąca obok kobieta w średnim wieku dramatycznie podniosła głos.
– A ja muszę dostać jakiś pokój! Wezmę cokolwiek. Samochód mi się zepsuł i nie ma szans, by naprawiono go wcześniej niż jutro po południu. – Kobieta była przemoczona, wyczerpana i najwyraźniej zdesperowana.
– Może pani wziąć mój pokój – odezwał się niespodziewanie Robert. – Numer dwadzieścia trzy – dodał, gdy recepcjonistka uniosła brwi. – Żaden problem – dodał. – Zaraz wezmę swoje rzeczy i przyniosę klucz.
– Żaden problem? Właściwie nie… Przynajmniej tym dobrym uczynkiem wymaże kłamstwo, jakim uraczył Daisy. Teraz pozostało mu ponieść konsekwencje.
Daisy zostawiła dla niego otwarte drzwi. Słysząc szum wody, zapukał do drzwi łazienki, by dać znać, że wszedł.
– Nalać ci drinka? – zapytał. Woda przestała na chwilę lecieć.
– Tak… Dziękuję. Zaraz wychodzę.
– Nie ma pośpiechu. – Potrzebował kilku minut, by zebrać myśli.
Obejrzał zawartość barku, znalazł brandy dla Daisy, a dla siebie szkocką, rozlał do szklanek butelkę piwa imbirowego i, nim Daisy wyszła z łazienki, zdążył upozować się przy oknie, skąd obserwował z udawanym zainteresowaniem krople deszczu rozpryskujące się o dach.
– Brandy i piwo imbirowe, to cię rozgrzeje – zwrócił się do Daisy, zerkając na nią kątem oka. Głowę miała owiniętą ręcznikiem, drugi zaś ręcznik szczelnie przykrywał całą jej postać od stóp do głów. – Zabiorę to ze sobą do łazienki – dodał, podnosząc swoją szklankę. – Nie mamy dużo czasu. Zarezerwowałem stolik na siódmą. Pomyślałem, że wolisz się wcześniej położyć… Po tak długim dniu…
Zamknął drzwi do łazienki i sącząc drinka, wsłuchiwał się przez chwilę w odgłosy dobiegające z pokoju. Zaraz, ten dziwny dźwięk, to chyba… Tak, Daisy podnosiła właśnie słuchawkę telefonu…
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Wtorek w nocy lub środa nad ranem. To bez znaczenia. Ważne jest natomiast to, że zachowałam się jak kompletna idiotka. Robert jest dorosłym mężczyzną i ma taki samochód, że może gwizdać na złą pogodę… A teraz leży w zasięgu mojej ręki… Jest tak cicho, że słyszę jego oddech. Nie mogę tego znieść!
Daisy usłyszała, jak Robert zamyka za sobą drzwi do łazienki. Za chwilę pewnie będzie brał prysznic. Rozpaczliwie pragnąc oderwać się od tej wizji, chwyciła za telefon.
– Witaj, Daisy. – George Latimer tak szybko podniósł słuchawkę, jakby czekał na jej telefon. – Jak minął dzień?
– Był długi, zimny i mokry – odpowiedziała.
– Żadnych problemów?
– Właściwie nie mam problemów – odparła z typową dla siebie powściągliwością.
– W takim razie, powiedz mi, o co „właściwie" chodzi.
Czy mogła powiedzieć George'owi o tym, że Robert Furneval stoi teraz nagi pod prysznicem w jej łazience, a później będą spali razem w jednym pokoju!
– Jest pewna sprawa, George… Wydaje mi się, że wypatrzyłam coś naprawdę interesującego…
– Nie sądzę, że to może być to, o czym myślisz, Daisy – powiedział, gdy skończyła opisywać niezwykłe naczynie, które znalazła wśród kuchennej zastawy. – Łatwo dałaś się ponieść wyobraźni.
Ponieść? Ona nigdy nie ulegała emocjom. Powściągliwość powinna być jej drugim imieniem. Oto dlaczego nie stała teraz obok Roberta pod prysznicem.
– Takie odkrycia zdarzają się niezwykle rzadko. – Głos George'a sprowadził ją z powrotem na ziemię.
– Ale się zdarzają, prawda? – nalegała. – Bezcenne misy znajdowano czasami w kurnikach.
– Owszem – zgodził się, ale niemal była pewna, że wzruszył lekceważąco ramionami. – Nie pozwól jednak, by pragnienie sławy wzięło górę nad zdrowym rozsądkiem.
– Uważasz, że powinnam dać sobie spokój?
– Chyba że pragniesz stać się właścicielką wielkiego pudła kuchennej porcelany.
– A jeśli się nie mylę?
– Cóż, w tej chwili i tak nie mogę ci w niczym pomóc. Postaraj się zachować zimną krew.
– Zastanawiam się, czy powinnam wspomnieć o tym pozostałym uczestnikom aukcji.