Выбрать главу

Może lepiej nie wyprowadzać jej z błędu?

– Robisz wspaniałe kanapki. Uwielbiam te z serem brie i oliwkami… – Na chwilę przykrył jej dłoń swoją dłonią. – Pojechałabyś ze mną?

Uśmiechnęła się szerzej, przekręciła rękę i zacisnęła palce wokół jego dłoni.

– Najpierw znajdź skarb, a potem porozmawiamy. Ale pospiesz się, ponieważ, jeśli to ja pierwsza zostanę bogata, odpłynę pierwszym statkiem do Azji…

– Czyż to nie uroczy widok? Daisy i Robert trzymający się za ręce! O, i jest szampan. Czyżby stary dobry Monty o czymś nie wiedział?

Daisy wyrwała rękę z uścisku Roberta.

– Monty! Co ty tutaj robisz?

– Reportaż z aukcji, kochanie – odpowiedział i pochylił się, by pocałować ją w policzek. – Spodziewałem się, że cię tu spotkam. – Spojrzał znacząco na Roberta. – A przynajmniej taką miałem nadzieję. Nie zdążyłem ci nawet podziękować za pomoc podczas przyjęcia.

– Nie ma za co – odparła zbyt pospiesznie, ponieważ bardzo pragnęła zmienić temat. – To była świetna zabawa…

– Nick nie podziela twego zdania. Biedak, porwano mu sprzed nosa dziewczynę jego marzeń! Jesteś bardzo sprytny, Robercie.

Robert był zbyt doświadczony, by tak łatwo dać się wyprowadzić z równowagi.

– Zaopiekowałem się tylko naszą przyjaciółką – powiedział spokojnie.

– Cóż za oddanie. Czyżbyś odziedziczył po matce umiłowanie piękna?

Monty doskonale potrafił operować słowem i wyciągać z rozmówców nawet najbardziej poufne informacje. Należało w jego towarzystwie zachować szczególną czujność. Robert już widział oczami duszy, jak staje się bohaterem kroniki towarzyskiej.

– Przyjechałem tu z książeczką czekową w charakterze bankiera mojej matki – wyjaśnił. – Daisy ma dla niej poszukać czegoś interesującego na aukcji.

– Doprawdy? – Monty uśmiechnął się przebiegle. – No cóż, pstrąg mi stygnie na talerzu. Pozostawię was samych, byście mogli dalej gruchać. Mam nadzieję, że później wypijemy w barze drinka. Wtedy wszystko mi opowiecie.

Robert z ulgą obserwował, jak Monty wraca do stolika.

– Monty jest w porządku – odezwała się Daisy pocieszająco. – Tylko trochę błaznuje. Ale co on tutaj robi? Przecież nie pisuje o sztuce, tylko redaguje rubrykę plotek.

– Ta aukcja to jednocześnie wydarzenie towarzyskie. Ostatecznie nie co dzień arystokraci pozbywają się w ten sposób pamiątek po szacownych przodkach. Pozostaje nadzieja, że będzie zbyt zajęty, by napisać coś na nasz temat.

– Och, ale… – Wybuchnęła śmiechem. – Przecież by tego nie zrobił!

– To zawodowy plotkarz, moja droga. Nie liczyłbym na jego względy.

Robert czekał przy barze. Gdy Monty pojawił się w drzwiach, skinął na barmana, by podał zamówione brandy.

– Jesteś sam, chłopie?

– Daisy miała ciężki dzień. Pogadasz z nią jutro, o ile znajdziesz chwilę wolnego czasu.

– Już napisałem artykuł. Szukam jedynie jakichś pikantnych ploteczek.

– Z pewnością znajdziesz tu mnóstwo materiału do swojej rubryki – zapewnił go Robert bez namysłu.

Monty podniósł kieliszek brandy i zakręcił nim tak, że płyn zawirował na dnie.

– Czy to aluzja, że wolałbyś, bym nie wtykał nosa w twoje sprawy, Robercie? – spytał chytrze.

– Nie chodzi o mnie. Mam jednak nadzieję, że na tyle lubisz Daisy, by nie zrobić jej przykrości.

– Już wszystko sprawdziłem w recepcji – pochwalił się Monty.

– A więc wiesz, że zarezerwowałem pojedynczy pokój.

– Wiem również, że zachowałeś się po rycersku i oddałeś go pewnej damie. – Westchnął teatralnie. – Nie wyobrażam sobie ciebie, stary, śpiącego w samochodzie. W taką okropną pogodę… – A gdy Robert nie odpowiadał, nieoczekiwanie zmienił temat: – Czy przypadkiem nie znasz jakiegoś przyzwoitego księgowego, który zająłby się moimi podatkami? Oczywiście kogoś, kto nie obdarłby mnie ze skóry?

Robert poczuł, jak opuszcza go napięcie.

– Na pewno kogoś znajdę – powiedział. – Czegóż się nie robi dla przyjaciół.

– Dzięki. Może jeszcze po jednym? – Skinął na barmana, a potem dodał nieoczekiwanie: – Wiesz, właściwie nie jestem zdziwiony.

– Czym?

– Tobą i Daisy, oczywiście. Poproszę brandy dwa razy! – zwrócił się do kelnera. – Ten pan płaci. – Odwrócił się do Roberta. – Myślałem o tym przy kolacji. Zawsze do niej wracasz, prawda? Masz małe skoki w bok z pięknymi dziewczynami, ale to tylko przelotne romanse. Potem zawsze pojawiasz się na przyjęciach, w teatrze czy restauracji, z Daisy u boku, nieprawdaż?

– Nie jestem pewien, czy za tobą nadążam – odparł zdumiony Robert.

– W takim razie nie jesteś taki inteligentny, za jakiego cię uważałem. – Uniósł do góry kieliszek, który postawił przed nim kelner. – Za wasze zdrowie!

– Daisy!

Nie było odpowiedzi. W słabym świetle lampki nocnej Robert zauważył, że Daisy już śpi. Leżała na boku z twarzą przyciśniętą do poduszki; jej włosy otaczały głowę miękką, złotą aureolą.

Chciał ją uspokoić, że Monty nic nikomu nie powie, ale nie było sensu jej budzić. Jutro też jest dzień. Przysiadł na brzegu łóżka i obserwował, jak kołdra unosi się i opada wraz z każdym oddechem Daisy.

Rozwiązał krawat i rozpiął mankiety koszuli. Nie, Monty się pomylił co do charakteru związku Roberta i Daisy. Byli tylko przyjaciółmi. Od zawsze. Nawet wtedy, gdy jako chudy podlotek włóczyła się wszędzie za nim i za Mikiem, nie potrafił się oprzeć jej błagalnym spojrzeniom i zawsze się za nią wstawiał.

Nadal wyglądała jak dziecko. Wyciągnął rękę, by jej dotknąć, pogłaskać, ale jego dłoń zastygła w powietrzu. Daisy wyglądała tak niewinnie… Nie chciał, by przytrafiło jej się coś złego. Zrobi wszystko, co w jego mocy, by wyciągnąć ją z tarapatów.

Z dłońmi zaciśniętymi w pięść stał jeszcze chwilę przy jej łóżku, po czym wolno poszedł do łazienki, by się przebrać. Przerażał go fakt, że podczas gdy umysł miał zaprzątnięty szczytnymi postanowieniami, jego ciało zdradzało zupełnie odmienne pragnienia.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Środa, dwudziesty dziewiąty marca. Nie spałam. Nie zmrużyłam oka. Wreszcie dopadło mnie znużenie, ale gdy Robert wszedł do pokoju, tylko udawałam, że śpię. Kiedy głośno wymówił moje imię, o mały włos się nie zdradziłam! Musnął mój policzek. Tak delikatnie… Gdyby od razu się nie odsunął…

Robert naprawdę spał, gdy Daisy wstała z łóżka. Leżał na plecach z jednym ramieniem odrzuconym na bok; kołdrę miał owiniętą wokół pasa. Wyglądał tak młodzieńczo… Daisy zapragnęła dotknąć jego twarzy, podobnie jak on zrobił to w nocy.

Koniuszkami palców musnęła jego brodę, ale zaraz cofnęła rękę. Lepiej, żeby spał, gdy ona będzie się ubierać. Zabrała ubranie do łazienki, a potem tak szybko i tak cicho, jak tylko potrafiła, wzięła prysznic. Następnie zaparzyła herbatę i jedną filiżankę postawiła na stoliku obok łóżka Roberta.

Przystanęła, ciesząc się chwilą tej nieoczekiwanej intymności. Zapewne druga taka okazja się nie nadarzy. Robert leżał przed nią prawie nagi. Mogła napawać się widokiem doskonale umięśnionych ramion i pięknie sklepionej klatki piersiowej.

– Do widzenia… – szepnęła, a potem, czując pieczenie pod powiekami, pochyliła się i pocałowała go w policzek. – Żegnaj!

Nawet nie drgnął. Nie było powodu, by go budziła. Odwróciła się i cicho wyszła z pokoju.

Roberta obudził telefon. Nieporadnie namacał słuchawkę, potrącając przy tym filiżankę i zalewając zimną herbatą nocny stolik. Zaklął z irytacją.

– Furneval! – rzucił do słuchawki.

W restauracji, gdzie zgromadzili się na śniadaniu uczestnicy aukcji, rozlegał się szum podekscytowanych głosów. Daisy, choć bardzo zdenerwowana, skubnęła co nieco i wypiła kawę. Nim sięgnęła po dzbanek z sokiem, uprzedził ją Monty.

– Pozwól, że ci naleję. Robert jeszcze śpi? – spytał gładko, a widząc, że Daisy mimo woli się rumieni, dodał; – Nie obawiaj się, nie zdradzę waszej słodkiej tajemnicy.

– Nie ma żadnej tajemnicy, Monty.

– Nie? Robert też tak twierdzi. – Monty uśmiechnął się przebiegle. – Ale zgodził się dać mi łapówkę.

– Łapówkę? – Ile w obecnych czasach warta była reputacja? Czy niepokoił się o siebie, czy też o nią? Plotka, że spędził noc z Daisy Galbraith, nie wpłynęłaby w ogóle na jego wizerunek, jej zaś mogłaby tylko przydać intrygującej otoczki… George na przykład byłby zachwycony. A jej matka… – Chyba nie spodziewasz się, że mnie sprowokujesz do zwierzeń? Doskonale wiesz, że ja i Robert jesteśmy tylko dobrymi przyjaciółmi.

– Naprawdę? – Nalał soku pomarańczowego do jej szklanki. – Nie sądziłem jednak, że to aż tak poważne…

– W taką noc jak wczoraj nikt nie wygnałby nawet psa. – Zaczęła nerwowo zajadać jogurt, byle tylko uniknąć wzroku Monty'ego. – Nawet ciebie bym nie wyrzuciła… – W głębi duszy wiedziała, że ucieczka nie była najlepszym wyjściem z sytuacji, postanowiła odważnie stawić czoło Monty'emu. – Chcesz mnie przekonać, że jesteś draniem bez serca, Monty, ale ja w to i tak nie uwierzę.

– Och, do diabła! – Uśmiechnął się jak psotny uczeń.

– Nie powiesz o tym Robertowi, dobrze? Obiecał, że w zamian znajdzie mi dobrego doradcę podatkowego.

Dostała odpowiedź na swoje pytanie. Reputacja w zamian za usługi doradcy podatkowego. Dobrze, że nie wyobraziła sobie Bóg wie czego! Dobrze czasami poznać własną wartość, bo dzięki temu unika się megalomanii.

Roześmiała się szczerze, potrząsając głową.

– Nie zdradzę twojej tajemnicy – powiedziała.

Zanim zadzwonił telefon, spał i śnił o Daisy. Po gwałtownym przebudzeniu, gdy o wiele za późno przypomniał sobie, gdzie jest i z kim, odwrócił się w nadziei, że zobaczy ją zwiniętą w kłębek, śpiącą słodko tuż obok.

Łóżko Daisy było puste.

Odruchowo dotknął ręką policzka, a potem patrzył zdumiony na lekko pobrudzone na czerwono palce. Rozpoznał od razu kolor szminki, jaką wczoraj pomalowane były usta Daisy. Czyżby mgliste wspomnienie pocałunku nie było snem?

– Daisy? – Drzwi do łazienki były uchylone; spakowana i zapięta torba stała przy drzwiach, a płaszcza nie było. Wstał i mimo wszystko zajrzał do środka. – Do licha! – Dopiero wtedy przyszło mu do głowy, że powinien sprawdzić, która godzina. Dochodziła dziewiąta.

Kochana dziewczyna! Pozwoliła mu dłużej pospać. Potarł dłońmi twarz. Potrzebował snu. Nadal potrzebował ośmiu godzin snu. Spojrzał na swe odbicie w lustrze, na słaby już ślad szminki na policzku. Dziwne, ale policzek był mokry… Dotknął palca językiem i wyczuł charakterystyczny, słony smak łez.