W restauracji, gdzie zgromadzili się na śniadaniu uczestnicy aukcji, rozlegał się szum podekscytowanych głosów. Daisy, choć bardzo zdenerwowana, skubnęła co nieco i wypiła kawę. Nim sięgnęła po dzbanek z sokiem, uprzedził ją Monty.
– Pozwól, że ci naleję. Robert jeszcze śpi? – spytał gładko, a widząc, że Daisy mimo woli się rumieni, dodał; – Nie obawiaj się, nie zdradzę waszej słodkiej tajemnicy.
– Nie ma żadnej tajemnicy, Monty.
– Nie? Robert też tak twierdzi. – Monty uśmiechnął się przebiegle. – Ale zgodził się dać mi łapówkę.
– Łapówkę? – Ile w obecnych czasach warta była reputacja? Czy niepokoił się o siebie, czy też o nią? Plotka, że spędził noc z Daisy Galbraith, nie wpłynęłaby w ogóle na jego wizerunek, jej zaś mogłaby tylko przydać intrygującej otoczki… George na przykład byłby zachwycony. A jej matka… – Chyba nie spodziewasz się, że mnie sprowokujesz do zwierzeń? Doskonale wiesz, że ja i Robert jesteśmy tylko dobrymi przyjaciółmi.
– Naprawdę? – Nalał soku pomarańczowego do jej szklanki. – Nie sądziłem jednak, że to aż tak poważne…
– W taką noc jak wczoraj nikt nie wygnałby nawet psa. – Zaczęła nerwowo zajadać jogurt, byle tylko uniknąć wzroku Monty'ego. – Nawet ciebie bym nie wyrzuciła… – W głębi duszy wiedziała, że ucieczka nie była najlepszym wyjściem z sytuacji, postanowiła odważnie stawić czoło Monty'emu. – Chcesz mnie przekonać, że jesteś draniem bez serca, Monty, ale ja w to i tak nie uwierzę.
– Och, do diabła! – Uśmiechnął się jak psotny uczeń.
– Nie powiesz o tym Robertowi, dobrze? Obiecał, że w zamian znajdzie mi dobrego doradcę podatkowego.
Dostała odpowiedź na swoje pytanie. Reputacja w zamian za usługi doradcy podatkowego. Dobrze, że nie wyobraziła sobie Bóg wie czego! Dobrze czasami poznać własną wartość, bo dzięki temu unika się megalomanii.
Roześmiała się szczerze, potrząsając głową.
– Nie zdradzę twojej tajemnicy – powiedziała.
Zanim zadzwonił telefon, spał i śnił o Daisy. Po gwałtownym przebudzeniu, gdy o wiele za późno przypomniał sobie, gdzie jest i z kim, odwrócił się w nadziei, że zobaczy ją zwiniętą w kłębek, śpiącą słodko tuż obok.
Łóżko Daisy było puste.
Odruchowo dotknął ręką policzka, a potem patrzył zdumiony na lekko pobrudzone na czerwono palce. Rozpoznał od razu kolor szminki, jaką wczoraj pomalowane były usta Daisy. Czyżby mgliste wspomnienie pocałunku nie było snem?
– Daisy? – Drzwi do łazienki były uchylone; spakowana i zapięta torba stała przy drzwiach, a płaszcza nie było. Wstał i mimo wszystko zajrzał do środka. – Do licha! – Dopiero wtedy przyszło mu do głowy, że powinien sprawdzić, która godzina. Dochodziła dziewiąta.
Kochana dziewczyna! Pozwoliła mu dłużej pospać. Potarł dłońmi twarz. Potrzebował snu. Nadal potrzebował ośmiu godzin snu. Spojrzał na swe odbicie w lustrze, na słaby już ślad szminki na policzku. Dziwne, ale policzek był mokry… Dotknął palca językiem i wyczuł charakterystyczny, słony smak łez.
Pomimo zdenerwowania i przyprawiającego o mdłości podejrzenia, że za chwilę zrobi z siebie kompletną idiotkę, przynajmniej miała pewność, że pod jednym względem nie zawiedzie George'a – nie będzie wyglądać na zaniedbaną. Najwyżej trochę mizernie. Przestało padać, a nawet wyjrzało słońce i w dodatku Monty zaproponował, że ją podwiezie do rezydencji, nie musiała się zatem martwić, że na wyboistej drodze zniszczy drogie pantofle.
Gdy dojechali na miejsce, Monty od razu zniknął, by trochę powęszyć po zakamarkach siedziby Warburych, ona tymczasem zarejestrowała się, wzięła swój numerek i poszła po raz ostatni zerknąć na przedmioty, które zamierzała kupić. Z pozoru obojętną miną przeszła obok ławki, na której stały pudła z rzekomo niezbyt wartościowymi naczyniami kuchennymi. Gdy odwróciła się, by zająć miejsce pod wielką markizą rozpostartą przed domem, zauważyła stojącego w drzwiach Roberta. Nie miał zbyt szczęśliwej miny.
Robert od razu ją spostrzegł. Wyróżniała się w tłumie ludzi przybyłych na aukcję. Jeszcze tydzień temu upierałby się, że wie wszystko o Daisy Galbraith. Ale, jak widać, mylił się sromotnie. Ta olśniewająca kobieta, którą dziś ujrzał, wydała mu się kimś obcym i w innych okolicznościach zapewne zrobiłby wszystko, by ją poderwać.
Nie chodziło tylko o sposób, w jaki złote loki wiły się wokół jej twarzy. Pięknie skrojony ciemnoczerwony kostium z krótką spódnicą odsłaniał zgrabne nogi. Ale przede wszystkim martwiło go, że dotąd nie zauważył, na jak atrakcyjną kobietę wyrosła Daisy.
To bolało. Naprawdę bolało, że inni zauważyli to o wiele wcześniej…
– Powinnaś była mnie obudzić – powiedział bez wstępów z nutką żalu.
Daisy ledwie na niego spojrzała, tak była pochłonięta obserwowaniem przybywających na aukcję kolekcjonerów. A może szukała wzrokiem tej jednej jedynej twarzy?
– Spałeś tak słodko, że nie miałam serca – odparła. – Ale co się stało? Nie zdążyłeś zjeść śniadania?
Zirytowało go jej zuchwalstwo w takim samym stopniu jak fakt, że stała się zmysłową, pewną siebie kobietą. O wiele bardziej wolał cichą, nieśmiałą, słodką dziewczynę, jaką była do niedawna. Dziewczynę, która nigdy nie użyłaby takiego wyzywającego odcienia szminki…
A myśl o szmince przywołała wspomnienie porannego pocałunku i nagle oblała go fala gorąca, która zmyła całą irytację.
– Śniadanie to małe piwo – powiedział. – Dzwoniła do ciebie twoja siostra.
– Sarah? – Daisy zmarszczyła brwi. – Po co?
– Nie mam pojęcia. Spieszyła się, by odłożyć słuchawkę i przekazać wszem i wobec nowinę, że spędziliśmy razem noc, więc zapomniała zostawić wiadomość.
– Powiedziałeś jej, że spędziliśmy razem noc?
Ależ ona jest opanowana! Kiedy się tego nauczyła?
– Nie. Sama musiała dojść do takiego wniosku, ponieważ to ja odebrałem telefon. Spałem, gdy zadzwoniła, byłem na wpół przytomny… Powinnaś była mnie obudzić.
– O Boże! – Głos jej lekko się załamał. – Naprawdę mi przykro.
– Za co mnie przepraszasz?
– Wyglądasz na zdenerwowanego. Takie plotki zapewne nie wpłyną korzystnie na twój wizerunek.
– Na mój wizerunek? Jaki wizerunek? O czym ty, u diabła, mówisz? A co z tobą?
– Ja nie mam żadnego wizerunku, Robercie. – Wydawało się, – że nad czymś się gorączkowo zastanawia. – Ale, jak sądzę, dzięki takim plotkom mogę go zyskać. Posłuchaj, może jednak poszukamy jakiegoś miejsca, nim wszystkie zostaną zajęte.
Przez jedną ulotną chwilkę Daisy miała wrażenie, że wzbija się w powietrze. Wszyscy pomyślą, że Robert Furneyal jest jej kochankiem! Takie marzenie powierzyła już wiele lat temu swojemu pamiętnikowi… Nigdy nie kochała się w gwiazdach filmu czy estrady. Istniał tylko Robert. Marzyła, że pewnego dnia spojrzy na nią tak, że zobaczy w jej oczach cały świat i wreszcie zrozumie, iż są dla siebie stworzeni. I przez chwilę, przez jedną cudowną chwilę, myślała, że to marzenie się ziści.
Ale pamiętnik nastolatki miał tyle wspólnego z prawdziwym życiem, co fajans z porcelaną. Nie pozostawało zatem nic innego, jak obrócić całą tę historię w żart. Robiła to przez całe życie, miała wprawę. Nawet Monty jej uwierzył. Wszyscy inni też uwierzą. Tylko Robert wyglądał na zmieszanego. Czyżby naprawdę sądził, że jego droga przyjaciółka zacznie się trząść jak galareta i oświadczy, że nigdy więcej nie będzie mogła pokazać się ludziom na oczy?
– Nie martw się – odezwała się w końcu, biorąc go pod rękę. – Zadzwonię do Sarah, gdy tylko wrócę do domu. Wszystko wyjaśnię.
– Myślisz, że ci uwierzy?
– A dlaczego nie? Zrobiłaby to samo dla przyjaciela, który znalazłby się w trudnej sytuacji. – Nawet Sarah po kilku minutach namysłu będzie musiała przyznać, że pomysł, iż jej młodsza siostra i Robert Furneval zostali kochankami, jest niedorzeczny. – Na pewno mi uwierzy.