Выбрать главу

Zadzwonił telefon. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać, ale gdy zmusiła się, aby odejść od drzwi i podnieść słuchawkę, zauważyła, że na sekretarce nagranych jest aż sześć wiadomości. Od matki, siostry, George'a…

– Daisy, dzwonię i dzwonię. – To była jej matka.

– Dopiero wróciłam z aukcji.

– Jak poszło?

– Kupiłam wszystko, co zaplanowałam. Masz do mnie jakąś sprawę? Chcę wziąć prysznic – dodała.

– Nie, nic szczególnego. Sarah próbowała się z tobą skontaktować. Podałam jej nazwę hotelu… Ciekawe, czy cię odnalazła? – U pani Galbraith wrodzone wścibstwo walczyło z poczuciem taktu.

– Przekazano mi, że dzwoniła – odpowiedziała Daisy wymijająco. – Może wiesz, czego chciała?

– Chciała cię prosić, byś popilnowała dzieci w piątek wieczorem.

– I po to dzwoniła do mnie do Warbury?

– Znalazła się w rozpaczliwym położeniu. Wydaje dobroczynną kolację, a ja jestem tego dnia zajęta i nie będę mogła zająć się wnukami.

– W porządku, mamo. – Daisy roześmiała się. – Nie martw się, nie zawiodę jej.

– A jak wypadła wizyta u fryzjera?

– Był pełen optymizmu. Uważa, że nie popsuję ślubnej fotografii.

– I to wszystko…?

Matka robiła nadludzkie wysiłki, by cokolwiek z niej wyciągnąć. Miała jednak problemy z zadaniem najbardziej nurtującego ją pytania, które brzmiało: „Czy spędziłaś noc z Robertem Furnevalem?". Przecież to łatwe. I odpowiedź: „Trudno powiedzieć. I tak i nie. Ale raczej nie".

– Przyjedziesz na weekend? – spytała wreszcie matka, nie doczekawszy się odpowiedzi.

– W niedzielę jedziemy z Robertem do Jennifer – wyjaśniła Daisy.

– Tak? – W glosie pani Galbraith słychać było niedowierzanie i ciekawość. – Jakaś szczególna okazja?

– To jej urodziny. Na aukcji znalazłam dla niej coś specjalnego i Robert chce, by był to prezent od nas obojga.

– Zaniosę jej kwiaty – oświadczyła matka.

– Na pewno będzie zachwycona. Wpadnę do ciebie na chwilę. Przywiozę suknię na ślub. – Należało jak najszybciej zmienić temat. – Ale nie wiem jeszcze o której godzinie.

– Wspaniale.

Po zakończeniu rozmowy z matką Daisy włączyła automatyczną sekretarkę i usłyszała głos swojej siostry: „Daisy? Tu Sarah. Byłam tak zaskoczona, gdy Robert podniósł słuchawkę, że zupełnie zapomniałam, po co dzwoniłam. Mam nadzieję, że wiesz, co robisz. On nie jest materiałem na męża, a moim zdaniem ty należysz do kobiet wiernych jednemu mężczyźnie. Czy możesz w piątek wieczorem popilnować dzieci? Andy wychodzi na wieczór kawalerski Mike'a, a ja mam przyjęcie dobroczynne na rzecz lokalnego hospicjum. Opiekunka do dzieci złapała grypę… Jestem w beznadziejnej sytuacji".

Ach, więc to tak. Matka okazała niewiarygodną powściągliwość, podobnie Sarah. Daisy westchnęła i odsłuchała następną wiadomość: „Daisy? Kupiłaś tę sztukę? – To był George. – Czy to prawdziwy kakiemon?"

Reszta telefonów była głucha. Prawdopodobnie dzwoniła ponownie matka, Sarah albo George.

Robert rzucił marynarkę na krzesło i podszedł do telefonu. Był przekonany, że zaraz oszaleje. Nie potrafił przestać myśleć o Daisy.

– Mike? Musisz mi powiedzieć, kto to jest!

– Spokojnie, Robercie. W czym problem? O co ci, do licha, chodzi?

– Chodzi o Daisy. Ona jest moim problemem. Nosi pantofle na wysokich obcasach, spódnicę odsłaniającą całe nogi i czarną bieliznę… Doprowadza mnie do szału!

– Czarną bieliznę?

– Z kim ona się widuje, Mike?

– To od ciebie wiem, jakiego koloru majtki nosi moja siostra. Poza tym nie przypominam sobie, bym twierdził, że ona się z kimś spotyka.

– Ale powiedziałeś…

– Powiedziałem, że kogoś kocha. A to pewna różnica.

– Rozumiem – powiedział Robert po krótkim namyśle. – To oznacza, że zachowałem się jak idiota. A więc ona wcale nie ma romansu?

Robert, usiłując opanować gonitwę myśli, tak mocno ściskał słuchawkę, że pobielały mu palce. I nie było żadnego kochanka… Poczuł ulgę. Była jednak zakochana…

– Kto to jest? – zapytał. – W kim ona jest zakochana? Czy ja go znam?

Nastała długa i wymowna cisza.

– Tak – powiedział w końcu Mike.

– Na litość boską, zlituj się nade mną, Mike!

– Niestety, nie mogę. Ale dam ci pewną wskazówkę. Elinor James. – Mike zachichotał. – Do zobaczenia w piątek.

Robert odłożył słuchawkę, usiadł w fotelu i zatopił twarz w dłoniach. Daisy tak bardzo kochała jakiegoś nieznajomego mężczyznę, że mimo braku wzajemności nie była w stanie związać się z nikim innym.

Niechętnie przyznał, że właściwie jest bez szans. Wyidealizowany w wyobraźni ukochany był rywalem nie do pokonania. Ów ideał mógł zapominać o urodzinach i rocznicach, ponieważ nikt nawet nie spodziewał się, że będzie o nich pamiętać. Nie mógł powiedzieć niczego niewłaściwego, nie mógł zachować się nieodpowiednio… Był kochany po prostu za to, że w ogóle istniał.

Skąd on to znał? Przypomniał sobie Elinor James. To kiedyś była jego wielka miłość. Sam jej widok podniecał każdego chłopaka ze szkoły. Szesnaście lat, jedwabiste blond włosy długie na pół metra i skóra, jakby prześwietlona słońcem…

Co Mike miał na myśli, przypominając mu właśnie Elinor James?

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Niedziela, drugi kwietnia. Siostra Ginny potrafi wydawać doskonałe przyjęcia. Nikt nie wspomniał o Robercie. Nawet Sarah, mimo że słowo „dyskrecja" nie figuruje w jej słowniku. Może bała się, że przebiję ją na wylot szpadą Zorro?

Daisy była ubrana raczej wygodnie niż elegancko. Luźne spodnie, miękka koszula i ulubiony sweter z angory.

– Wyglądasz… – Robert nie mógł znaleźć odpowiedniego słowa.

– Wygodnie? – dokończyła.

– Zamierzałem powiedzieć, że przytulnie, ale przyszło mi do głowy, że możesz nie uznać tego za komplement.

Czy naprawdę niepokoił się, że ją urazi?

– Masz na myśli, że wyglądam jak pluszowy miś? Sweter z angory rzeczywiście trochę przypomina futerko.

– Mogę dotknąć?

Nim zdążyła go powstrzymać, zamknął ją w niedźwiedzim uścisku i przytulił tak mocno, że cały świat zawirował jej przed oczami. Poczuła chłodny dotyk jego policzka i lekkie drapanie brody.

– Może masz rację – powiedział, rozluźniając uścisk i gładząc miękką, puszystą wełnę. Potem odsunął się na odległość ramienia. Uśmiechnął się. – Jesteś gotowa?

– Na następny uścisk?

– Gotowa do wyjścia – wyjaśnił i roześmiał się głośno.

Aż jęknęła w duchu, że dała się nabrać na taki banalny trik. Mało brakowało, a uległaby pokusie. A przecież powinna wiedzieć, że właśnie w taki sposób Robert postępował z kobietami – uścisk, trochę żartów, a potem śmiech zabarwiony kpiną. Ale ona nie da się omamić!

– Możemy pościskać się później, jeśli chcesz – dodał.

– Wielkie dzięki. – Podała mu pudło z suknią druhny. – Zanieś to do samochodu. Przyniosę prezent dla twojej matki.

– Jak udało się wczorajsze przyjęcie? – Robert zerknął na nią, gdy pędzili przez Knightsbridge.

– To był bal! W roli Zorro odniosłam wielki sukces. A jak przyjęcie u Mike’a?

– Żadnych skarg. Czy Sarah wspominała o Warbury?

– Zwierzyła się tylko automatycznej sekretarce. Od tamtej pory ani słowem o tym nie wspomniała. Myślę, że kombinacja mrożonej margarity i chili pomaga trzymać język za zębami.

– Co powiedziała? A może nie powinienem pytać?

– Wolałabym zapomnieć o tym incydencie. – Ziewnęła. – Przepraszam, Robercie, ale ledwie patrzę na oczy.