– Ale przecież to śmieszne! – wybuchnął. – Przez cały czas ją widuję.
– Nie, kochanie. Widujesz ją, gdy się z nią umawiasz. Zapraszasz ją na lunche, na przyjęcia, ale nie spotykasz jej przypadkowo, prawda?
– Nie. Ale Londyn to nie nasza wieś… Gdy jestem w domu, widuję ją przez cały czas…
– Widujesz ją, kochanie, ale tylko taką, jaką ona chce, byś ją widywał. Czy spodziewała się ciebie w Warbury?
– Nie. – Poczuł, że robi mu się gorąco z wrażenia.
– No tak. Przypuszczałam, że zadzwonisz do niej i dopiero wtedy jakoś się z nią umówisz – powiedziała Jennifer. – Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że popędzisz za nią na oślep. – Uśmiechnęła się ze zrozumieniem. – Gdybym to wiedziała, lepiej bym wszystko zorganizowała.
– Niczego byś lepiej nie zorganizowała – zapewnił ze złością. – Ale nie pojechałem do Warbury wyłącznie z powodu twojej prośby. To był tylko pretekst.
– Dlaczego więc tam pojechałeś? – Zaczęła ustawiać filiżanki na tacy.
– Martwiłem się o nią. Mike powiedział mi, że jest w kimś zakochana. To brzmiało niepokojąco. Pomyślałem, że może mieć romans z żonatym mężczyzną.
– Daisy? – Roześmiała się szczerze. – To znaczy, że pognałeś do Warbury, by wyrwać Daisy z ramion jakiegoś uwodziciela? Och, kochanie, jakie to romantyczne!
– Gdy głębiej się nad tym zastanowiłem, doszedłem do wniosku, że działałem pod wpływem zwykłej zazdrości. Byłem wściekły, że ktoś sięgnął po coś, co należy do mnie. Po mój skarb…
– Po Daisy.
– Tak, do diabła, po Daisy! Teraz widzę, że Mike mnie do tego popchnął. To on sprawił, że zacząłem o niej myśleć. – Przeczesał palcami włosy. – I, na Boga, udało mu się. Od kilku dni nie mogę myśleć o niczym innym!
Jennifer roześmiała się, a Robert wyjął jej tacę z rąk i zaniósł do kuchni.
– Zawsze podejrzewałam, że gdy Daisy trochę podrośnie, zostaniecie parą. Ale, pamiętaj, Daisy nie nadaje się na „zabawkę Furnevala".
– Na litość boską, mamo!
– Czy nie tak je nazywają? – A gdy nie odpowiadał, ciągnęła: – Ona należy do tych dziewczyn, dla których miłość trwa aż po grób, Rob. – Położyła dłoń na jego ramieniu. – Będziesz musiał przekonać ją, że jesteś wart jej uczucia.
– Jak z Elinor James… – mruknął pod nosem.
– Co mówisz, kochanie?
– Nic. Mike o niej wspomniał. – Elinor James mogła mieć u swoich stóp każdego chłopaka w szkole. I jego też, ale nie chciał się do tego przyznać. Dumnie trzymał się od niej z daleka. Przyjaciele nawet zakładali się, jak długo uda mu się wytrzymać. Aż w końcu zaczęli się zakładać, kiedy ona zaprosi go na randkę.
Czy w podobny sposób obserwowano go również teraz?
Monty na pewno. Większość życia spędził na podglądaniu ludzi, zwłaszcza tych, którzy często robili z siebie głupków. Widział różne związki, śledził wzloty i upadki zakochanych.
Mike także musiał o wszystkim wiedzieć od bardzo dawna. Prawdopodobnie nigdy by się nie zdradził, ale upojony szczęściem, nie mógł się powstrzymać, by nie dać przyjacielowi jakiejś wskazówki. Do licha, czyżby Mike wiedział, że potrzeba tylko trochę zwykłej, niemodnej już zazdrości?
Przesunął dłonią po twarzy i zobaczył, że jego matka na coś czeka. Czyżby i ona wiedziała? Nagle wszystko stało się tak jasne i oczywiste, że zaczął podejrzewać, iż był ostatnim człowiekiem na świecie, który dostrzegł prawdę.
– Miałaś rację – odezwał się w końcu. – Na temat Daisy. Ale również się pomyliłaś. Ja wiedziałem, że ona była za młoda… Bawiłem się przez te lata, czekając, aż ona dorośnie. A gdy dorosła, byłem… zbyt zajęty rozrywkami. Czy uda mi się ją przekonać, że tym razem to poważna sprawa? Czy Daisy będzie potrafiła mi zaufać?
– A chcesz tego naprawdę?
– Tak.
Jennifer poklepała syna po ramieniu.
– Idźcie już na ten spacer. Wybierzcie się do sadu, może pod jemiołą uda wam się odnaleźć tamten magiczny świat.
– Przyniosłaś suknię! – Margaret Galbraith wyjęła z rąk Daisy pudło i zaniosła je na górę. – Och, Daisy, jaka piękna! – zachwyciła się, unosząc do góry bibułkę. – Włóż ją. Chcę zobaczyć, jak wyglądasz.
– Nie jestem uczesana i nie mam odpowiednich butów – zaprotestowała Daisy.
– Mam wystarczająco bujną wyobraźnię. O, mój Boże, tylko spójrz! -Podniosła do góry koronkowy stanik nafaszerowany drutami.
– Jak wiesz, potrzebuję niewielkiej pomocy – wyjaśniła Daisy, zadowolona, że choć na chwilę udało jej się odciągnąć uwagę matki od wydarzeń w Warbury. – Ten fason sukni tego wymaga. Zawołam cię, gdy już się przebiorę, dobrze?
– Zejdź potem na dół. Tata też chce cię zobaczyć.
Wkładając wytworną, koronkową bieliznę, Daisy czuła się jak sześciolatka, która szykuje się do pierwszego występu na scenie. Zapięła w końcu suwak i zmierzwiła włosy. Martwiło ją nie tyle samo paradowanie w sukni, co nieuchronny wyraz dezaprobaty, jaki spodziewała się zobaczyć na twarzy matki. Nigdy nie potrafiła jej dogodzić…
– Już schodzę. Zamknij Flossie w kuchni, dobrze? – Wzięła głęboki oddech i unosząc nieco miękko udrapowaną, białą spódnicę, zeszła na dół.
Przez chwilę żadne z rodziców się nie odezwało.
– I jak? – odważyła się spytać.
– Wyglądasz uroczo, Daisy! – powiedział ciepło jej ojciec i zwrócił się do żony: – Nieprawdaż, Margaret?
– Wydawało mi się, że żółty będzie dla niej prawdziwą katastrofą, ale okazuje się, że bardzo się myliłam… Góra jest bardzo prosta i gustowna, a biała spódnica taka zwiewna i lekka. Świetne zestawienie! Oczywiście, pozostałe druhny, ze względu na ciemne włosy, będą wyglądać bardziej efektownie, niemniej przy odpowiednim makijażu… Odwróć się, kochanie.
Daisy właśnie posłusznie robiła obrót, gdy nieoczekiwanie w drzwiach stanął Robert. Spoglądał na nią w jakiś dziwny sposób, którego znaczenia nie potrafiła zrozumieć. Nie dostrzegła w jego oczach ani drwiny, ani żartobliwego błysku… To było dokładnie takie spojrzenie, o jakim zawsze marzyła. Intensywne, przenikliwe, sięgające w głąb duszy.
– Wydaje mi się, że z każdym dniem kaczątko staje się coraz bardziej podobne do łabędzia – skomentował, nie zdając sobie sprawy, że wszyscy mu się przyglądają. – Tylne drzwi były otwarte – wyjaśnił pospiesznie. – Zostawiłem Majora w sieni. – A potem nagle uderzył się w czoło. – Och, nie, tylko mi nie mów, że to przynosi pecha, gdy drużba zobaczy druhnę przed ślubem!
Ojciec Daisy zaczął się śmiać, matka poszła jego śladem.
– Lepiej pójdę się przebrać – powiedziała Daisy. Musiała poczekać, aż Robert zrobi jej przejście, ale on wcale się z tym nie spieszył.
– Niepotrzebnie martwiłaś się z powodu tego koloru – powiedział z uśmiechem. – Doskonale pasuje do twoich włosów. – Pociągnął ją za wystający kosmyk. Najwyraźniej żartował. Ale były to żarty skierowane do widowni, nie do niej.
– Łabędzica, rzeczywiście! – Matka z urażoną miną wypchnęła Daisy z pokoju i poszła za nią na górę. Czyżby się obawiała, że Robertowi może wpaść do głowy zaoferowanie pomocy przy rozpinaniu haftek? – Nie pozwól, by ten złotousty zawrócił ci w głowie – mruknęła.
– To się nigdy dotąd nie zdarzyło – powiedziała Daisy, rozpinając haftki stanika.
– Bo nigdy przedtem nie próbował – powiedziała z naciskiem. – Jest taki sam jak jego ojciec.
– Nie wiedziałam, że znasz ojca Roberta.
– Nie znam, ale widziałam jego zdjęcie. Rzeczywiście, jest bardzo przystojny… – Powiesiła suknię na wieszaku. – Dwadzieścia lat minęło od rozwodu, a biedna Jennifer nadal trzyma jego fotografię przy łóżku. Taka przystojna kobieta, a nigdy nie widziałam jej z innym mężczyzną. – Powiesiła suknię w szafie i zaczęła owijać ją bibułką. – Robert jest bardzo podobny do ojca. Tak samo przystojny i pełen uroku… To piorunująca mieszanka.