Daisy przestała przychodzić, by spotkać choć w przelocie Roberta, od chwili gdy zobaczyła go całującego się z Lorraine Summers…
Miała wówczas szesnaście lat i była niezgrabnym podlotkiem z kościstymi kolanami i łokciami oraz burzą jasnych włosów, które nie poddawały się żadnym fryzjerskim zabiegom. Podczas gdy wszystkie jej przyjaciółki przeistaczały się w piękne łabędzie, ona nadal pozostawała brzydkim kaczątkiem.
Jednak nie przejmowała się tym wówczas, ponieważ owe wdzięczące się do Roberta ślicznotki były o wiele za młode, by wyłudzić od niego coś więcej poza pobłażliwym uśmiechem. Tymczasem ona nie robiła do niego słodkich oczu i nigdy mu się nie narzucała. Mogła godzinami przyglądać się, jak łowił ryby. To w zupełności wystarczało jej do zupełnego szczęścia.
Pewnego pięknego lata, gdy Michael przebywał za granicą, jej cierpliwość została w końcu wynagrodzona. Robert wręczył jej wędkę i nauczył, jak się z nią obchodzić.
Te chwile oraz świąteczny pocałunek pod jemiołą – to były najwspanialsze prezenty, jakie wówczas dostała. Ale czar trwał zaledwie do czerwca, kiedy to zobaczyła Roberta całującego Lorraine Summers.
Lorraine zdecydowanie zasługiwała na miano łabędzia. Wspaniała figura, proste jasne włosy, ciuchy prosto z Francji, gdzie spędziła ostatni rok.
Robert wrócił właśnie z Oxfordu z dyplomem w kieszeni. Daisy pobiegła pędem, by się z nim przywitać i złożyć mu gratulacje. Ale Lorraine – ubrana w markowe dżinsy, ze świetnym makijażem i z pomalowanymi paznokciami – zdołała ją ubiec.
Po tym zdarzeniu Daisy wpadała do Jennifer Furneval tylko wtedy, gdy była pewna, że nie zastanie Roberta.
On jednak nadal odwiedzał ją przy różnych okazjach. Michael był wówczas na studiach w Stanach Zjednoczonych, a mimo to Robert przychodził w niedzielę, by zaprosić przyjaciółkę na spacer lub na ryby. To prawda, że zawsze mógł polegać na Daisy, gdy chodziło o przygotowanie kanapek i termosu ze świeżą kawą, a Lorraine oraz jego kolejne dziewczyny pewnie nie miały ochoty wstawać w niedzielę o świcie, by potem przesiadywać w milczeniu nad wodą.
– Myślę, że ona martwi się o niego – odezwał się George Latimer po chwili zadumy.
Daisy otrząsnęła się z natrętnych wspomnień.
– O Roberta? – zdziwiła się. – Dlaczego? On przecież kroczy od sukcesu do sukcesu.
– Być może na polu zawodowym. Jednak każda matka pragnie, aby syn się wreszcie ustatkował, ożenił, miał dzieci.
– Będzie musiała długo poczekać. Robert bardzo sobie chwali kawalerski stan. Mieszkanie w Londynie, dobry samochód w garażu i piękna dziewczyna na każde skinienie… Nie zamieni tego wszystkiego na domek na przedmieściach, codzienne dojazdy kolejką i bezsenne noce przy łóżeczku dziecka.
George postanowił wrócić do interesującego go tematu.
– Właśnie dlatego tak skromnie się ubierasz, gdy idziesz z nim na lunch?
Do licha, George Latimer był naprawdę inteligentny!
– Jesteśmy przyjaciółmi, George – rzekła tonem usprawiedliwienia. – Dobrymi przyjaciółmi. I nie chcę, by pomylił mnie z innymi swoimi dziewczynami.
Jednak Daisy nie czuła się w tej chwili zbyt swobodnie, ponieważ George Latimer ani na chwilę nie spuszczał z niej wzroku.
– Może zaparzę herbatę? – zaproponowała, chcąc skierować jego myśli w inną stronę. – A potem przejrzymy razem katalog kolekcji. Przypuszczam, że czekałeś z tym na mnie?
– Och, tak! – George spojrzał z roztargnieniem na dużą, lakierowaną broszurę. – Na aukcji będzie znakomita kolekcja porcelany. Chciałbym, abyś pojechała tam we wtorek i przyjrzała się jej z bliska. Wiesz, czego poszukuję… A ponieważ będziesz reprezentować galerię i z pewnością nie spotkasz tam Roberta Furnevala, będę wdzięczny, jeśli włożysz ten czerwony kostium z krótką spódnicą. Bardzo ładnie w nim wyglądasz.
– Nie zdawałam sobie sprawy, że tak interesujesz się moimi strojami, George – odcięła się.
– Jestem mężczyzną. A poza tym lubię piękne rzeczy. Czy masz jakieś buty na wysokim obcasie? Postaraj się wyglądać tak, żeby jak najbardziej rozpraszać konkurencję- dodał z uśmiechem.
– Jestem zaszokowana, George! To najbardziej szowinistyczna wypowiedź, jaką kiedykolwiek słyszałam. – A po chwili dodała: – Wiesz, widziałam ostatnio fantastyczne pantofle Jimmy'ego Choo. Czy mogę kupić je na koszt firmy?
– Ale tylko wtedy, kiedy mi obiecasz, że włożysz je na następny lunch z Robertem Furnevalem.
– W takim razie trudno. Włożę mokasyny na płaskim obcasie i będę w nich wyglądać jak szara myszka.
ROZDZIAŁ DRUGI
Sobota, dwudziesty piąty marca. Kupiłam te buty. Są piękne i kosztowały majątek. Wydałam wszystkie pieniądze, jakie dostałam od taty na urodziny. Mam wielką ochotę wystąpić w nowych pantoflach na przyjęciu u Monty'ego! I pewnie bym tak zrobiła, gdyby nie Robert… Ciekawe, czy ktokolwiek zauważył, że ubieram się inaczej, gdy mam się spotkać z Robertem. Być może Michael… Jestem pewna, że mój brat zna prawdę, ale nigdy nie wspomniał o tym ani słowem. A zatem nadal będę jedynie cierpliwą słuchaczką, pocieszającą Roberta po rozstaniu z kolejną dziewczyną. I nadal będę wracać sama do domu po przyjęciach…
Daisy miała mnóstwo czasu na przeglądanie swojej garderoby i wybór odpowiedniego stroju na wieczorne przyjęcie. Miała też mnóstwo czasu, aby wymyślać sobie od idiotek.
Mogła zjeść kolację z Robertem w jakiejś wytwornej restauracji, a zamiast tego z powodu fałszywej dumy przeżuwała bez apetytu kanapkę z serem i oglądała głupi program rozrywkowy w telewizji. I choć wmawiała sobie, że wykazała się dużym rozsądkiem, z minuty na minutę miała coraz gorszy humor.
Chyba pora coś zmienić w swoim życiu. Wyłączyła telewizor, odłożyła nadgryzioną kanapkę i znów zaczęła przeglądać garderobę. Mimo wszystko powinna chyba poszukać sobie chłopaka, choćby tylko po to, aby ostudzić nadmierny zapał matki, która gotowa siłą zmusić córkę do zamążpójścia.
Oczywiście nie mogła konkurować z pięknymi dziewczynami Roberta, ale nie narzekała na brak powodzenia u płci przeciwnej. Młodzi mężczyźni, których Robert przydzielał jej często jako eskortę, gdy sam urywał się z przyjęcia z jakąś nowo poznaną panienką, nie pozostawali obojętni na wdzięki Daisy. Chcieli się z nią umawiać, dzwonili, nagabywali…
Och, nie! Nie zrobiłby chyba czegoś podobnego! Zaczerwieniła się na samą myśl, że Robert być może ich do tego zachęcał. Czyżby zabierał ją na przyjęcia po to, aby umożliwić jej poznanie kogoś odpowiedniego? A może jej matka go o to prosiła?
Tak, matka byłaby do tego zdolna, pomyślała z rezygnacją. I Daisy mogła być jedynie wdzięczna losowi, że w głowie jej rodzicielki nigdy nie zaświtał pomysł, by wyswatać swą latorośl z samym Robertem. Najprawdopodobniej uznała, że młody Furneval jest nieosiągalną partią dla takiej przeciętnej dziewczyny, jak jej córka.
Wyciągnęła z szafy jedwabne szare spodnie. Zamierzała włożyć do nich czarny prosty sweter. Był to zestaw bez wątpienia elegancki, niemniej jednak nudny i nie rzucający się w oczy. Gdyby szła na przyjęcie bez Roberta, z pewnością wybrałaby coś bardziej ekstrawaganckiego.
A może mimo wszystko powinna pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa? Skoro Robert popychał ją w ramiona swych młodych podwładnych z banku, to przecież i tak nie miało znaczenia, w co się ubierze, nieprawdaż?