– Och, znów mi dokuczasz! Dziś, moja panno, osobiście odprowadzę cię do domu i…
– I?
Mógł zażartować na temat chłopców, którzy ją odprowadzali, ale wiedział przecież, że poza „dobranoc" i „dziękuję", do niczego więcej nigdy nie doszło.
– Ale mnie nie wystarczy zwykłe „dobranoc" i uścisk dłoni – powiedział buńczucznie. – Za swą fatygę spodziewam się dostać kawę i wielką kanapkę z bekonem.
– Skąd wiesz, że oni zadowalają się uściskiem dłoni? – spytała zaczepnie. – Czyżby składali ci raporty?
– Oczywiście – skłamał bez zastanowienia. Nie musieli nic opowiadać, ich rozczarowane miny mówiły same za siebie. – Zawsze pytam, czy dotarłaś bezpiecznie do domu.
– I nigdy nie przyszło ci do głowy, że może nie mówią całej prawdy?
– Nie ośmieliliby się kłamać.
– Czyżby? – Otwarcie z niego kpiła. – Uważaj, Robercie, ponieważ pewnego dnia możesz stracić kontrolę nad sytuacją. A jeśli rzeczywiście potrafisz oderwać się od wspaniałej rudowłosej albo blondynki czy brunetki, dostaniesz tyle kawy i kanapek, ile tylko zdołasz pochłonąć.
– Dzisiaj wieczorem nie mam zamiaru szaleć, będę się oszczędzać dla uroczych druhen. Powiedziałaś przecież, że są urocze, nieprawdaż?
– Olśniewające. Opowiem ci o nich wszystko, jeśli zaprosisz mnie w przyszłym tygodniu na kolację, zgoda?
– Wiedźma – wymamrotał pod nosem, gdy taksówka zwolniła.
Wysiadł pierwszy, ale nim zdążył zapłacić kierowcy, Daisy już wmieszała się w tłum gości, serdecznie przez nich witana. Należała do tych dziewczyn, które chętnie zapraszano na przyjęcia. On też chętnie przebywał w jej towarzystwie… I nagle doszedł do wniosku, że właściwie nie widywał się z nią zbyt często.
Ktoś włożył mu do ręki kieliszek. A potem znajomy, który chciał uzyskać poradę na temat korzystnych inwestycji, odciągnął go na bok. Jeszcze później przyczepiła się do niego jakaś dziewczyna, która go znała, a on nie pamiętał jej imienia.
I nagle zobaczył, że Daisy rozmawia z wysokim, jasnowłosym i zupełnie nieznajomym mężczyzną. Z osobnikiem, który patrzył na nią w wielce wymowny sposób.
– Przepraszam – wymamrotał Robert do rozszczebiotanej blondynki i odszedł, rezygnując z wysiłku przypomnienia sobie jej imienia.
Smukły, opalony i uderzająco przystojny mężczyzna był Australijczykiem. Daisy, rozmawiając z nim, głośno się śmiała. Można by pomyśleć, że świetnie się bawiła. Robert poczuł się oszukany. Przecież przyszła tu z nim!
– Czy mogę podać ci coś do picia, kochanie? – zapytał, obejmując ją protekcjonalnie ramieniem.
– Nie, dziękuję – powiedziała, patrząc na niego ze zdziwieniem, ponieważ rzadko zajmował się nią, gdy wychodzili razem na przyjęcie. – Nick się mną opiekuje. Czy już się poznaliście? Nick, to jest Robert Furneval. Nick Gregson.
Robert popatrzył na Australijczyka takim wzrokiem, jakby chciał zasugerować, że ten powinien znaleźć sobie inną partnerkę do rozmowy. Nick spojrzał na Daisy, zawahał się, w końcu wzruszył ramionami i zniknął w tłumie.
– Co się stało? – Daisy odwróciła się do Roberta. – Czyżby żadna blondynka nie złapała się jeszcze na twoje czułe słówka?
– Jesteś dziś rozdrażniona, skarbie. Może wściekasz się, bo przyznałem ci rację, że na ślubie Michaela będziesz wyglądać jak kaczka?
– Słucham?
– Niestety, to prawda, będziesz wyglądać jak kaczka… – powtórzył Robert akurat w chwili, gdy w zatłoczonym salonie zapadła cisza. Wszyscy goście odwrócili się jak na komendę i spojrzeli na Daisy z nie skrywanym zaciekawieniem.
Daisy spłonęła rumieńcem.
– Dziękuję ci, Robercie – powiedziała z pasją. – Naprawdę sprawiłeś mi ogromną przyjemność. – A potem wcisnęła mu do ręki swój kieliszek i obróciła się na pięcie.
Daisy była wściekła. Nie pamiętała, aby kiedykolwiek przedtem była zła na Roberta. Miała wrażenie, jakby przed chwilą ktoś podał jej sole trzeźwiące. Wrażenie było piorunujące i z niczym nieporównywalne.
Krążąc wśród gości, natknęła się ponownie na opalonego Australijczyka. Daisy zachowywała się wobec niego nadzwyczaj kokieteryjnie, widząc, że Robert co i rusz zerka na nich ze złością, niewiele uwagi poświęcając swojej rozmówczyni – tym razem ponętnej brunetce.
– Czy ty i on…? – Nick gestem głowy wskazał na Roberta, a potem wzruszył bezradnie ramionami, jakby zabrakło mu odpowiednich słów.
Daisy oderwała wzrok od Roberta i skupiła całą swoją uwagę na Nicku.
– Robert i ja? – Roześmiała się z przymusem. – Łączy nas wyłącznie przyjaźń. Znamy się od kołyski. Jesteśmy jak brat i siostra.
– Doprawdy? – Uśmiechnął się szeroko. Miał wspaniałe zęby, olśniewającą bielą kontrastujące z opalenizną. – Twój przyjaciel patrzy na mnie wzrokiem bazyliszka. Może powinniśmy stąd wyjść? Co powiesz na klub?
Właściwie nie miała nic przeciwko temu. Brunetka najwyraźniej zmierzała do opuszczenia przyjęcia z Robertem u boku. Jeszcze pięć minut i Robert całkiem zapomni o kanapce z bekonem… Zapomni, aż do następnego razu… Cóż, sama narzuciła sobie taką rolę i dzięki temu Robert zawsze wracał do niej, gdy chciał się komuś wyżalić. Jeśli nie zrobi teraz żadnego głupstwa, taki stan rzeczy może trwać latami.
A na razie przyjemnie będzie wesprzeć się na ramieniu przystojnego mężczyzny, który jest nią wyraźnie zainteresowany.
Gdy patrzyła na Nicka, przyszło jej do głowy, że zrobiłby wielkie wrażenie na jej matce. A skoro powiadają, że trzeba kuć żelazo, póki gorące…
– Czy masz jakieś plany na weekend za dwa tygodnie? – spytała śmiało.
Nick otworzył usta, potem je zamknął, a jeszcze później znów je otworzył i powiedział:
– Co masz na myśli?
– Nic specjalnego. Zastanawiałam się tylko, czy nie poszedłbyś ze mną na ślub mojego brata.
– Brata czy przyjaciela? – Zerknął na Roberta.
Robert jest drużbą, to mój brat Michael się żeni.
– Bardzo chętnie bym poszedł. Uwielbiam śluby. Ale niestety, będę wtedy w Perth.
– Masz na myśli Perth w Australii? – spytała, mając jeszcze słabą nadzieję, że chodzi o Szkocję.
W odpowiedzi uśmiechnął się szeroko. Zaczynała podejrzewać, że zarabiał na życie, reklamując pastę do zębów.
– Obawiam się, że tak. Ale mimo to możemy umówić się na randkę. Odpuść sobie ślub brata i pojedź ze mną.
Mężczyzna składający tego rodzaju propozycje niewątpliwie musiał być ekscentryczny. Może miał wybujałą wyobraźnię? A może był po prostu pijany? Nie, chyba nie wypił zbyt dużo. W każdym razie na pewno nie był nudny.
– Muszę ci odmówić. Jestem czwartą druhną, rozumiesz?
– Gdyby uciekła na drugi koniec świata z nieznajomym mężczyzną jedynie po to, aby uniknąć roli druhny, matka na pewno by się jej wyrzekła. Co innego, gdyby uciekła, aby wyjść za mąż… Może zostałoby jej to wybaczone, kto wie? I z pewnością mogłaby wreszcie zapomnieć o Robercie…
– Po co aż cztery druhny? – naciskał.
– Tak ma być, i koniec. A poza tym, dlaczego miałabym rozważać taką niedwuznaczną propozycję złożoną mi przez zupełnie obcego mężczyznę.
Nick nie przejął się zbytnio ostatnim argumentem.
– Wyjeżdżam dopiero za trzy dni. Mamy mnóstwo czasu, żeby się lepiej poznać. Zacznijmy może od wspólnego tańca, co ty na to?
– Całe trzy dni? – spytała ironicznie, podczas gdy on zręcznie wyjął jej kieliszek z ręki, a potem objął ją wpół i przyciągnął do siebie. – Nie tracisz czasu, prawda? – dodała.
– Trzeba korzystać z życia.