Выбрать главу

– Jesteś szalony!

– Dlaczego tak uważasz? Dlatego, że chcę cię lepiej poznać? A może jesteśmy dla siebie stworzeni? Jeśli jednak pójdziesz na ten ślub, a ja polecę do Australii, nigdy się tego nie dowiemy.

– Trudno – odpowiedziała, choć nie sądziła, by istotnie było czego żałować. Podejrzewała, że Nick szukał dziewczyny, która umiliłaby mu czas, jaki pozostał do odlotu do Australii.

– Nie chciałabyś się tego dowiedzieć? – Głos Nicka wyrwał ją z zamyślenia.

– Czego się dowiedzieć?

Pytanie było głupie. Gdy przystanęli na chwilę w skąpo oświetlonym rogu pokoju, Nick pochylił się i zaczął ją całować.

Było przyjemnie, ale Daisy odsunęła się szybko, gdy pieszczota stała się zbyt namiętna. Z pewnym żalem popatrzyła na wysokiego, opalonego faceta. Tak, jej matce Nick z pewnością by się spodobał.

– Przykro mi – powiedziała. – Ale chyba musimy to tak zostawić i żyć w nieświadomości.

Nick roześmiał się szczerze ubawiony.

– Wiesz, naprawdę wpadłaś mi w oko – przekonywał.

– Przepraszam… – Wyzwoliła się z jego objęć, odwróciła i stanęła oko w oko z Robertem.

– Chyba nie zapomniałaś o naszym układzie, prawda? – zapytał, patrząc z wściekłością na Nicka.

– Układzie? Czyżby naprawdę zamierzał odwieźć ją do domu?

– Och, Robercie, na litość boską, poflirtuj sobie z kimś odpowiednim!

– Pozwolisz, że zrobię to później. Najpierw zatańczymy. – Nie czekając na odpowiedź, objął Daisy w talii. – Spytałbym cię, czy dobrze się bawisz, ale to przecież widać gołym okiem – dodał sarkastycznym tonem.

– Owszem, bawię się dobrze – przyznała, gdy poruszali się po parkiecie w rytm muzyki. Tańczyła z nim tak rzadko, że nie zdążyła się do tego przyzwyczaić. Władczo zacisnął ramię wokół jej talii i przez długą, błogą chwilę, czując go tak blisko, zapomniała o całym świecie. Ale w końcu musiała wrócić do rzeczywistości. Ten moment był zawsze bardzo trudny. – Otrzymałam nawet propozycję małżeństwa – rzuciła, aby dodać sobie otuchy.

Słowa te przyniosły pożądany efekt. Robert zatrzymał się, odsunął trochę, a na jego czole pojawiły się głębokie pionowe zmarszczki.

– Wyglądasz na zdenerwowaną – powiedział. – Jakoś inaczej niż zwykle… Powiedz… Czy coś było nie w porządku?

– Nie w porządku? – zdziwiła się. – Może i złamałam mu serce – dodała po namyśle. – Jestem jednak pewna, że wyzdrowieje.

– O czym ty mówisz? – Mocniej ściągnął brwi.

– On mieszka w Australii – wyjaśniła spokojnie. – Gdybym z nim pojechała, nie mogłabym być druhną na ślubie Ginny. Och, wszystko w porządku, Robercie – dodała uspokajająco, widząc oszołomienie na jego twarzy. – Idź już, spełniłeś swój obowiązek. A ja sprawdzę, czy Monty nie potrzebuje kogoś do pomocy przy serwowaniu jedzenia.

Skierowała się do kuchni, ale Robert podążył w ślad za nią jak cień.

– Daisy, moja kochana! – powitał ją radośnie Monty na progu, wręczając jej fartuch. – Przed chwilą dostarczyli te wszystkie pudełka. Nie mam pojęcia, co z tym robić!

– Trzeba to włożyć do piekarnika i podgrzać – poradziła. – Oczywiście, byłoby lepiej, gdybyś podał jedzenie na aluminiowych tackach… Nie sądzę, by ktoś miał ci to za złe.

Gdy przechwyciła z lekka przerażone spojrzenie Monty'ego i Roberta, bez zbędnych słów założyła fartuch i sama wzięła się do roboty. Już po kilku sekundach żałowała, że zamiast zająć się bliższym poznawaniem Nicka Gregsona, zgodziła się pracować w charakterze bezpłatnej pomocy kuchennej.

Trudno. Wzruszyła ramionami i zaczęła pieczołowicie układać jedzenie na tackach. Gdy odwróciła się, by postawić to wszystko na stole, zauważyła, że Robert nadal stoi w drzwiach. Zazwyczaj na przyjęciach nie poświęcał jej tyle uwagi. Czuła się trochę zażenowana jego intensywnym spojrzeniem.

– Tu jest drugi fartuch, jeśli masz ochotę mi pomóc – powiedziała.

Uzyskała pożądany efekt. Ostatecznie przynajmniej pomógł jej przy pasztecikach, a potem wreszcie zniknął bez słowa.

Dwie godziny później miała już dość życia towarzyskiego. Serwowała jedzenie, wysłuchiwała aktualnych plotek, tańczyła więcej niż zwykle. Przyjęcie można by było zaliczyć do udanych, gdyby nie to, że przez cały czas Robert kręcił się w pobliżu i bacznie ją obserwował. Nie chciała, by tak jej się przyglądał… Miał zmarszczone czoło, co świadczyło o niepokoju lub niezadowoleniu. Zawsze sądziła, że wie, jakimi torami podążają jego myśli, ale dziś chyba straciła rozeznanie.

Właściwie nic się przecież nie zmieniło. Nadal pozostawał głównym obiektem zainteresowania wszystkich wolnych dziewczyn na przyjęciu, a nawet kilku zajętych, toteż wcale nie spodziewała się, że będzie miał ochotę na obiecaną kanapkę i kawę. Postanowiła jednak, że tym razem nie pozwoli, by odprowadzał ją do domu ktoś wybrany przez Roberta.

Wykorzystując moment nieuwagi przyjaciela, przemknęła niepostrzeżenie do przedpokoju i wzięła płaszcz. Ale nim dotarła do drzwi, jak spod ziemi wyłonił się Nick.

– Hej! Chyba nie myślisz, że wyjdziesz beze mnie? Jesteśmy prawie zaręczeni, nieprawdaż?

– Nieprawda, nie jesteśmy. – Uśmiechnęła się, mimo wszystko zadowolona, że komuś się wreszcie spodobała. – Przecież wiesz, że to niemożliwe…

– Nie ma rzeczy niemożliwych. Kiedyś w Las Vegas wziąłem ślub z kobietą, której prawie nie znałem.

– Naprawdę? – Dlaczego jej to nie dziwi? – I nadal jesteście małżeństwem?

– Skądże! – Wyglądał na urażonego. – Czy wyglądam na bigamistę? Wiesz, w Las Vegas jest fantastycznie! Dzisiaj ślub, jutro rozwód, rozumiesz?

Nie wiedziała, czy mu wierzyć, czy potraktować jego słowa jak kiepski żart. Obawiała się jednak, że mówił szczerą prawdę.

– Gdzie chciałabyś wziąć ślub? – ciągnął. – Moglibyśmy zatrzymać się w jakimś egzotycznym miejscu. Co myślisz o ceremonii na plaży? To takie romantyczne… Co powiesz na Bali?

Bali brzmiało o wiele bardziej atrakcyjnie niż żółta welwetowa suknia. Ale występ w sukni był torturą kilkugodzinną, a związek z innym człowiekiem… Cóż, małżeństwo było dla Daisy zobowiązaniem na całe życie.

– Mam uczulenie na piasek – powiedziała. – I boję się latać.

– Naprawdę? – Nie wyglądał na zniechęconego. – W takim razie może być ślub na statku. Wystarczy poprosić kapitana…

– To mit, że kapitan może udzielić legalnego ślubu – odparła. Dowcipy Nicka zaczynały ją z wolna nużyć. – W tej chwili interesuje mnie tylko powrót do domu. Bez asysty – dodała, po czym otworzyła drzwi i wyszła na ulicę.

Jednak niełatwo było pozbyć się natrętnego wielbiciela.

– Ulice o tej porze nie są bezpieczne, zwłaszcza dla samotnej kobiety – powiedział, wychodząc za nią.

– A z tobą jestem bezpieczna? – spytała zaczepnie.

– To zależy wyłącznie od ciebie – obiecał. – Słowo harcerza!

Nim zdążyła powiedzieć, że nie wierzy, by kiedykolwiek był harcerzem, Nickowi udało się złapać taksówkę.

– Daisy! – To był Robert. – Tutaj jesteś, kochanie. Szukałem cię wszędzie. Już nie mogę się doczekać na kawę i kanapkę, które mi obiecałaś – powiedział, biorąc ją pod rękę i uśmiechając się serdecznie do Nicka. – Dzięki za załatwienie taksówki, Gregson! O tej porze to graniczy z cudem.

Potem usiadł obok Daisy na tylnym siedzeniu i zatrzasnął drzwi, pozostawiając Nicka Gregsona w kompletnym osłupieniu.

ROZDZIAŁ TRZECI

Niedziela, dwudziesty szósty marca. Idziemy do kościoła na ostatnie zapowiedzi. Potem wracamy do domu na lunch. Mama jest w swoim żywiole. Robert zaproponował, że mnie podrzuci. Odmówiłam, twierdząc, że wolę się przejść. Chyba się nie obraził?