– Daisy?
Wiedziała, że to on, gdy tylko rozległ się dzwonek do drzwi. Serce zabiło jej żywiej na tę myśl. Zerknęła na zegarek, ziewnęła i mocniej zacisnęła pasek szlafroka. Dlaczego pobudka w Londynie była o wiele trudniejsza niż na wsi?
– Robercie, jest środek nocy – powiedziała.
– Jest wpół do ósmej. Pora wstawać.
– Naprawdę? – Zamrugała powiekami, spoglądając na zegarek. – A ja myślałam, że za dwadzieścia pięć szósta.
– Lepiej spraw sobie okulary.
– Nie potrzebuję okularów. Potrzebuję snu. Czy musiałeś przychodzić tak wcześnie?
– Nie, ale miałem nadzieję, że zrobisz mi śniadanie. Nie dostałem przecież obiecanej kolacji.
– Nie zasłużyłeś sobie na kolację.
– Możliwe. Nigdy nie twierdziłem, że jestem doskonały. Choć niewątpliwie jestem bliski ideału.
Słysząc rozbawienie w jego głosie, z uśmiechem oparła głowę o futrynę drzwi. To prawda. Był cholernie bliski doskonałości…
– Na śniadanie też nie zasługujesz – powiedziała.
– Nie? A któż inny zrywałby się z przyjęcia, żeby odstawić niewdzięcznego kumpla do domu?
– Wejdź. – Zdjęła łańcuch, a potem poszła do kuchni i nastawiła wodę na kawę.
Wiedziała, że lada chwila Robert stanie za nią w kuchennych drzwiach.
– Nie udawaj, że jesteś na mnie zła. – To nie była prośba.
Powiedział to z przekonaniem kogoś, kto zdawał sobie sprawę, że nie można mu się oprzeć. Daisy nie odwróciła się; wiedziała, że Robert się uśmiecha, a jego uśmiechowi trudno się było oprzeć.
Jakie to niesprawiedliwe… Ale kto powiedział, że świat oparty jest na sprawiedliwości?
– Oczywiście, że jestem na ciebie zła – odpowiedziała, nadal stojąc tyłem do niego. – Zerwałeś mnie z łóżka w niedzielę rano bez żadnego sensownego powodu.
– Powinnaś mi podziękować za wczorajszy wieczór – wyjaśnił.
– Wczorajszy wieczór? – Udawała, że się zastanawia. – Czyżby chodziło ci o Nicka? Dzięki, że mi przypomniałeś. Po raz pierwszy udało mi się poderwać najprzystojniejszego faceta, a ty przegoniłeś go w obawie, że stracisz kolację.
– I rzeczywiście musiałem obejść się smakiem – wtrącił.
– Chyba nie sądziłeś, że po tym wszystkim jeszcze cię nakarmię? – Odwróciła się na pięcie i spojrzała na niego z wyrzutem.
– Po prostu się tobą zaopiekowałem. Czy wiedziałaś, że Gregson jest rozwiedziony? I to dwukrotnie. Monty mi powiedział.
– Monty to stary plotkarz.
– Ostatecznie jest redaktorem kroniki towarzyskiej w poczytnym dzienniku. Plotki to jego specjalność.
Daisy wzruszyła ramionami. Dwukrotnie? No cóż, facet, który tak pochopnie się oświadczał…
– Chyba nie sądziłeś, że miałabym ochotę zostać żoną numer trzy, nieprawdaż?
– Nie… – W głosie Roberta słychać było powątpiewanie.
– Czy wyobrażasz sobie, że pod wpływem chwilowego zauroczenia poślubiłabym zupełnie obcego człowieka?
– To się jednak zdarza. On płaci alimenty dwóm kobietom. I, jak powiedziałaś, jest przystojny. O ile, rzecz jasna, lubisz mięśniaków.
Skrzyżowawszy ramiona, stał oparty o futrynę kuchennych drzwi. Ta niedbała poza oraz arogancja, jaką dosłyszała w jego głosie, doprowadziły Daisy do furii.
– Może się zdziwisz, Robercie, ale niektórym potrzeba czegoś więcej niż seksu! Zdaję sobie, oczywiście, sprawę, że Nick nie znajdował się na twojej liście mężczyzn, którzy mają prawo odprowadzić mnie do domu. Bałeś się, że nie złoży ci raportu? – Robert nic nie powiedział, ale zauważyła, że już nie jest tak rozluźniony jak przed chwilą. – Zresztą, skąd możesz wiedzieć, czy nie miałam ochoty…
– Lepiej nie robić rzeczy, których później przyjdzie nam żałować – stwierdził Robert mentorskim tonem.
– O co ci właściwie chodzi? Ty możesz się zabawiać, ale ja o północy powinnam leżeć w swoim dziewczęcym łóżeczku, czy tak? Otóż nie jestem głupią gęsią…
– O ile pamiętam, ustaliliśmy, że jesteś kaczką. – I zaraz podniósł ręce w charakterystycznym geście poddania. – Michael na moim miejscu zachowałby się dokładnie tak samo.
– Michael jest moim bratem. A tobie co do moich spraw?
– Rany boskie, Daisy! Jeszcze pomyślę, że ten facet naprawdę ci się spodobał.
W głosie Roberta słychać było prawdziwą urazę. Daisy, która zajmowała się parzeniem kawy, pozwoliła sobie na lekki uśmiech satysfakcji. Nie zachwycił ją sposób, w jaki Robert demonstrował wczoraj swoje zainteresowanie jej osobą, ale sam fakt, że przybył jej na ratunek, zasługiwał na uwagę.
– Wprost przeciwnie, mój drogi – odparła hardo. – Bardziej nie podoba mi się to, że w ogóle mogłeś tak pomyśleć.
– W takim razie przepraszam. – Nadal stała odwrócona do niego plecami, a on mobilizował wszystkie siły, by się nie roześmiać. Gdy Daisy obojętnie wzruszyła ramionami, dodał: – Ale szczerze, wybaczyłaś mi?
– Tym razem jeszcze tak – przyznała z pewną niechęcią. Kaczka, dobre sobie!
– Naprawdę chcę cię przeprosić za wczorajszy wieczór. Obawiam się, że cię nie doceniałem, traktowałem twoją obecność w moim życiu jako coś oczywistego…
Odwróciła się i spojrzała z powagą w jego piękne jasno-brązowe oczy.
– To prawda, Robercie. Ale tylko dlatego, że ci na to pozwalałam.
Zapadła cisza, podczas której Robert najwyraźniej przeżuwał tę uwagę.
– Co zjesz na śniadanie? – spytała, by przerwać kłopotliwą ciszę.
Przez moment stał zupełnie bez ruchu, tylko pomiędzy jego brwiami pojawiła się pionowa zmarszczka. Potem odwrócił się i otworzył drzwi lodówki.
– Szkoda, aby bekon się zmarnował – powiedział, ale zaraz dodał ze zdziwieniem: – Ale tu nie ma bekonu…
– Nie ma – przyznała.
– Nie zamierzałaś nakarmić mnie wczoraj wieczorem, prawda?
– Nie sądziłam, że mówisz serio – przyznała. – Jajecznica? – zaproponowała, i nie czekając na jego odpowiedź, wyjęła jajka z lodówki.
– Daisy…
Wbiła jajka do miseczki.
– Wyjmij talerze z szafki, dobrze? – poprosiła, zaczynając roztrzepywać jajka.
Znalazł talerze oraz sztućce i położył na kuchennym stole.
– Daisy, czy mogę cię o coś zaytać?
– Możesz włożyć chleb do tostera? – odparła.
Przeczuwała, o co chciał zapytać. Na pewno zastanawiał się, jak spędzała wolny czas. I cóż miałaby odpowiedzieć? Że zgłębiała tajemnice ceramiki orientalnej? Że dużo czytała i oglądała głupie programy telewizyjne? Owszem, prowadziła również dość ożywione życie towarzyskie. Ale Robert zapewne chciał porozmawiać na zupełnie inne tematy, bardziej osobiste. Dziwne, że tak nagle się tym zainteresował…
– Chleb jest tam – ponagliła go, gdy zamarł bez ruchu. – W pojemniku.
– Dobrze. – W końcu jej posłuchał.
Podniosła wzrok znad miseczki z jajkami, zdziwiona tak łatwym zwycięstwem.
Daisy zleciła Robertowi pozmywanie naczyń, sama zaś weszła pod prysznic. Potem zaplotła wilgotne jeszcze włosy we francuski warkocz i ubrała się w prostą, szarą spódnicę, która nie powinna pognieść się w samochodzie. Do małej torby zapakowała dżinsy, podkoszulek i wygodne buty, które będzie mogła założyć po lunchu na spacer z psami. Zabrała też relaksującą sól do kąpieli, kupioną dla matki w prezencie. Rola matki pana młodego nie była co prawda tak stresująca, jak matki panny młodej, ale Daisy miała wrażenie, że sól się przyda.
– Jesteś gotów?
Robert pił kawę i czytał gazetę.
– Jestem gotów od pół godziny – powiedział wstając.