Выбрать главу

Statek zbudowały laleczniki: kadłub General Products nr 3 w kształcie cylindra, o spłaszczonym brzuchu i zaokrąglonych końcach. Handlowe imperium laleczników sprzedało miliony takich pojazdów. Reklamowano je jako zabezpieczone przed wszelkimi zagrożeniami, z wyjątkiem grawitacji i światła widzial­nego. Mniej więcej w czasie, kiedy Louis Wu się urodził, populacja laleczników uciekła ze znanego kosmosu w stronę Obłoków Magellana. Obecnie, dwieście parę lat później, wszędzie można było spotkać kadłuby General Products. Niektóre należały do kilkunastu pokoleń właścicieli.

Dwadzieścia trzy lata temu statek laleczników, „Kłamca”, rozbił się na powierzchni Pierścienia, lecąc z szybkością siedmiuset siedemdziesięciu mil na godzinę. Pole statyczne ochroniło Louisa i pozostałych pasażerów… a kadłub nie miał nawet jednego zadrapania.

— Jesteś kzińskim wojownikiem — powiedział Louis. Wargi miał obrzmiałe i zdrętwiałe. — Czy potrafisz przebić się przez kadłub General Products?

— Nie — odpowiedział Mówiący. (Nie Mówiący. Chmee!)

— Warto było zapytać. Chmee, co robisz na Canyon?

— Dostałem wiadomość: Louis Wu jest w kanionie na Warhead, żyje w transie. Na dowód dołączono hologramy. Wiesz, jak wyglądasz w transie? Jak morski glon z liśćmi poruszającymi się pod wpływem kapryśnych prądów.

Louis stwierdził, że łzy kapią mu na nos.

— Nieżas — zaklął. — Po stokroć nieżas. Dlaczego przy­leciałeś?

— Chciałem powiedzieć ci, jakim jesteś bezwartościowym stworzeniem.

— Kto przysłał tę wiadomość?

— Nie wiem. Pewnie lalecznik. Potrzebował nas obu. Louis, czy masz tak zniszczony mózg, że nie zauważyłeś, iż ten lalecznik…

— To nie Nessus. Racja. A zwróciłeś uwagę na jego grzywę? To kunsztowne uczesanie musi zabierać mu co najmniej godzinę dziennie. Gdybym zobaczył go na planecie laleczników, pomyślał­bym, że ma wysoką rangę.

— A więc?

— Żaden zdrowy na umyśle dwugłowiec nie ryzykowałby życia dla międzygwiezdnej podróży. Laleczniki zabrały ze sobą cały swój świat, nie mówiąc już o czterech planetach rolniczych; setki tysięcy lat świetlnych przemierzają z szybkością podświetlną, tylko dlatego, że nie mają zaufania do statków kosmicznych. Kimkolwiek jest ten nasz, musi być szalony ponad wszelkie wyobrażenie. Nie wiem, czego się po nim spodziewać — stwierdził Louis Wu. — Ale właśnie wrócił.

Lalecznik stał na sześciokątnym dysku transferowym na po­kładzie nawigacyjnym, przyglądając im się przez ścianę. Odezwał się kobiecym, zmysłowym kontraltem:

— Słyszycie mnie?

Chmee, słaniając się, powstał, przez moment utrzymywał się na nogach, potem opadł na czworaki i rzucił się do ataku. Z hukiem uderzył o ścianę. Każdy inny lalecznik cofnąłby się, ale ten nie postąpił ani kroku do tyłu. Powiedział: — Nasza wyprawa jest prawie w komplecie. Brakuje nam tylko jednego członka załogi.

Louis stwierdził, że jest w stanie się odwrócić, i zrobił to.

— Zacznijmy od początku. Trzymasz nas w zamknięciu, więc nie musisz niczego ukrywać. Kim jesteś? — zapytał.

— Możecie mnie nazwać, jak chcecie.

— Czym jesteś? Czego oczekujesz od nas? Lalecznik zawahał się. Potem odparł.

— W moim świecie byłem Najlepiej Ukrytym. I partnerem Nessusa, którego znaliście. Teraz nie jestem ani jednym, ani drugim. Potrzebuję załogi na powtórną wyprawę do Pierścienia, żeby odzyskać swój status.

— Nie będziemy ci służyć — oświadczył Chmee.

— Czy u Nessusa wszystko w porządku? — zapytał Louis.

— Dziękuję za zainteresowanie. Nessus jest zdrowy na ciele i umyśle. Szok, który przeżył na Pierścieniu, pozwolił mu odzyskać zdrowie psychiczne. Opiekuje się w domu dwójką naszych dzieci.

To, co przeżył Nessus — pomyślał Louis — dla każdego skończyłoby się szokiem. Mieszkańcy Pierścienia odcięli mu jedną z głów. Gdyby Louis i Teela nie wpadli na pomysł, by założyć opaskę uciskową, Nessus wykrwawiłby się na śmierć.

— Przypuszczam, że przeszczepiliście mu nową głowę — za­gadnął.

— Oczywiście.

— Nie znalazłbyś się tutaj, gdybyś nie był szalony. Dlaczego bilion laleczników wybrał na swojego przywódcę kogoś chorego umysłowo? — spytał Chmee.

— Nie uważam się za obłąkanego. — Tylna noga lalecznika ugięła się niespokojnie. (Jeśli jego twarze z obwisłymi wargami w ogóle coś odzwierciedlały, to wyłącznie niedorozwój umysłowy.) — Proszę, nie mówmy o tym więcej. Dobrze służyłem mojemu gatunkowi, a przede mną czterech Najlepiej Ukrytych, zanim Konserwatyści nie odsunęli od władzy mojej frakcji. Oni się mylą. Udowodnię to. Polecimy na Pierścień i znajdziemy niepojęty dla nich skarb.

— Porwanie kzina — ryknął Chmee — to chyba błąd. — Wysunął długie pazury.

Lalecznik popatrzył na nich przez ścianę.

— Sam nie przyszedłbyś — stwierdził. — Louis również by nie przyszedł. Miałeś pozycję i imię. Louis miał drouda. Nasz czwarty członek załogi był więźniem. Moi agenci informują mnie, że została zwolniona i znajduje się w drodze do nas.

Louis roześmiał się gorzko. Bez drouda wszelka wesołość zaprawiona była goryczą.

— Chyba naprawdę nie masz za dużo wyobraźni — rzekł. — Jest tak, jak podczas pierwszej wyprawy. Ja, Chmee, lalecznik i kobieta. Kim jest ta kobieta? Kolejną Teelą Brown?

— Nie! Nessus bał się Teeli Brown… Sądzę, że miał powody. Wykradłem Halrloprillalar z rąk ARM. Będziemy mieli jako przewodnika mieszkankę Pierścienia. A jeśli chodzi o charakter naszej ekspedycji, dlaczego miałbym zaniechać zwycięskiej strate­gii? Przecież uciekliście z Pierścienia.

— Wszyscy oprócz Teeli.

— Teela została z własnej woli.

— Zapłacono za nasz trud. Przywieźliśmy do domu statek kosmiczny zdolny przebyć jeden rok świetlny w minutę i pięt­naście sekund. Tym statkiem kupiłem sobie imię i pozycję. Co możesz nam zaoferować teraz, żeby dorównywało tam­temu? — zapytał kzin.

— Wiele rzeczy. Możesz się ruszać, Chmee?

Kzin wstał. Wyglądało na to, że już otrząsnął się ze skutków działania pistoletu obezwładniającego. Louisowi nadal kręciło się w głowie i miał zdrętwiałe kończyny.

— Dobrze się czujesz? Masz zawroty głowy, mdłości albo bóle?

— Skąd ta troska, pożeraczu liści? Trzymałeś mnie na koi autolekarza przez ponad godzinę. Straciłem koordynację ruchów i jestem głodny, to wszystko.

— Dobrze. Tylko o tyle mogliśmy sprawdzić tę substancję. Bardzo dobrze, Chmee, masz swoją zapłatę. Utrwalacz to lekars­two, dzięki któremu Louis Wu pozostaje młody i silny od dwustu dwudziestu trzech lat. Laleczniki opracowały odpowiednik dla kzinów. Po zakończeniu wyprawy będziesz mógł zabrać jego formułę do Patriarchii.

Chmee wydawał się zakłopotany.

— Odmłodnieję? — pytał. — Mam już w sobie to paskudztwo?

— Tak.

— Sami mogliśmy opracować coś podobnego. Ale nie chcie­liśmy.

— Potrzebuję cię młodego i silnego. Chmee, nasza wyprawa nie wiąże się z żadnym wielkim niebezpieczeństwem! Nie za­mierzam lądować na samym Pierścieniu, tylko na półce portu kosmicznego! Będziesz miał swój udział we wszystkim, co znaj­dziemy, podobnie jak ty, Louis. A jeśli chodzi o wasze bez­pośrednie wynagrodzenie…

Na dysku transferowym pojawił się droud Louisa Wu. Obudowę otworzono i ponownie zaplombowano. Właścicielowi zabiło serce.

— Nie bierz go jeszcze — powiedział Chmee i zabrzmiało to jak rozkaz.