Выбрать главу

— Gdzie?

— Rząd ją przetrzymywał. ARM. Mieli wiele pytań, a ja, nieżas, nic nie mogłem zrobić. Znajdowała się pod moją opieką. Zabrałem ją ze sobą na Ziemię…

— To ona miała cię w rękach; wszystko przez gruczoły, Louis. Dobrze, że samice kzinów nie są zmysłowe. Zrobiłbyś, o co by cię poprosiła. Poprosiła cię, żebyś jej pokazał zamieszkany przez ludzi kosmos.

— Oczywiście, miałem być jej miejscowym przewodnikiem. Tak się jednak nie stało. Chmee, zabraliśmy „Szczęśliwy Traf i Halrloprillalar do domu, przekazaliśmy koalicji Kzinu i Ziemi; widzieliśmy wtedy ją i statek po raz ostatni. Nie mogliśmy nawet nikomu o tym powiedzieć.

— Napęd nadprzestrzenny kwantum II stał się Sekretem Patriarchy.

— W ONZ jest to również ścisła tajemnica. Nie sądzę, żeby w ogóle powiadomili o tym inne rządy. Dali mi, nieżas, jasno do zrozumienia, żebym lepiej trzymał język za zębami. Oczywiście, Pierścień również stanowił część tajemnicy, bo jak moglibyśmy do niego dotrzeć bez „Szczęśliwego Trafu”. W związku z tym zastanawiam się — powiedział Louis — w jaki sposób Najlepiej Ukryty zamierza dotrzeć do Pierścienia. Dwieście lat świetlnych od Ziemi, jeszcze więcej z Canyon, to trzy dni na każdy rok świetlny, jeśli skorzysta z tego statku. Myślisz, że gdzieś tutaj krąży drugi „Szczęśliwy Traf?

— Nie odwrócisz mojej uwagi. Dlaczego wszczepiłeś sobie przewód? — Przyczaił się do skoku i obnażył pazury. Może to był odruch, nie kontrolowany… może.

— Opuściłem Kzin i wróciłem do domu — odpowiedział Louis. — Nie mogłem skłonić ARM, by mi pozwolono zobaczyć się z Prill. Gdybym zdołał wtedy zorganizować wyprawę do Pierścienia, ona musiałaby polecieć z nami jako przewodnik, nieżas! Ale nie mogłem o tym z nikim porozmawiać, z wyjątkiem rządu… i ciebie. Ale ty nie byłeś zainteresowany.

— Jak mogłem polecieć? Miałem ziemię, imię, dzieci w drodze.

Samice kzinów są od nas bardzo uzależnione. Potrzebują opieki i troskliwości.

— Co się teraz z nimi stanie?

— Mój najstarszy syn będzie zarządzał posiadłościami. Jeśli jednak zostawię go zbyt długo samego, będzie próbował walczyć ze mną, żeby je zatrzymać. Jeśli… Louis! Dlaczego się uzależniłeś?

— Jakiś pajac potraktował mnie taspem!

— Wrrr?

— Zwiedzałem muzeum w Rio, kiedy ktoś zaskoczył mnie zza filara.

— Ale Nessus wziął tasp na Pierścień, żeby panować nad załogą. Użył go wobec nas obu.

— Zgadza się. To bardzo podobne do lalecznika Piersona robić komuś przyjemność, jednocześnie trzymając go w garści! Najlepiej Ukryty ma takie właśnie do nas podejście.

— Nessus użył taspu wobec mnie, a nie jestem uzależniony.

— Ja też nie uzależniłem się wtedy. Ale pamiętałem. Czułem się jak wesz, kiedy myślałem o Prill… Pragnąłem wtedy Oderwania. Zwykle tak robiłem: wyruszałem samotnie statkiem i gnałem na krańce poznanego kosmosu, dopóki znowu nie byłem zdolny wytrzymać z ludźmi. Dopóki nie byłem w stanie wytrzymać z samym sobą. Ale to oznaczałoby koniec dla Prill. I właśnie wtedy jakiś pajac użył taspu. Nie był to dla mnie wielki wstrząs, ale przypomniał mi o taspie Nessusa, dziesięć razy silniejszym. Ja… wytrzymałem prawie przez rok, a potem poszedłem wszczepić sobie gniazdko.

— Powinienem wyrwać ci je z mózgu.

— Wystąpiłyby niepożądane skutki uboczne.

— Jak znalazłeś się na Warhead?

— Ach, to. Może byłem paranoikiem, ale zrozum: Halrlopril­lalar zniknęła w budynku ARM i nigdy stamtąd nie wyszła. Louis Wu uzależnił się i nie wiadomo, komu głupiec nizinny mógłby wygadać tajemnice. Pomyślałem, że lepiej będzie zniknąć. Na Canyon łatwo niepostrzeżenie wylądować statkiem.

— Przypuszczam, że Najlepiej Ukryty również to odkrył.

— Chmee, daj mi drouda, pozwól mi spać albo zabij mnie. Brak mi sił.

— Więc śpij.

ROZDZIAŁ III

Duch wśród załogi

Dobrze było obudzić się w powietrzu i unosić między dwiema płytami antygrawitacyjnymi… dopóki nie wróciła pamięć. Chmee szarpał zębami kawał czerwonego, surowego mięsa. Wunderlandczycy często projektowali regeneratory żywności tak, by służyły więcej niż jednemu gatunkowi. Kzin oderwał się na chwilę od jedzenia, żeby powiedzieć:

— Wszystkie części wyposażenia na pokładzie wyprodukowali ludzie albo mogli je wyprodukować. Nawet kadłub mógł być kupiony na którymś z zamieszkanych przez ludzi światów.

Louis unosił się w stanie nieważkości w pozycji embrionalnej, z zamkniętymi oczami i podciągniętymi kolanami. Nie potrafił jednak zapomnieć, gdzie się znajduje.

— Doszedłem do wniosku, że ten duży lądownik ma jinxiański wygląd. Zbudowany na zamówienie, ale na Jinx. A co z twoim łóżkiem? Zaprojektowane z myślą o kzinach? — zapytał.

— Sztuczne włókno. Miało przypominać skórę kzina. Bez wątpienia sprzedano je w tajemnicy jakimś ludziom z osobliwym poczuciem humoru. Z przyjemnością zapolowałbym na pro­ducenta.

Louis wyciągnął rękę do przycisku i wyłączył pole. Łagodnie opadł na podłogę.

Na zewnątrz była noc: w górze ostrym, białym blaskiem świeciły gwiazdy, a resztę skrywała bezkształtna, aksamitna czerń. Nawet gdyby udało się im dostać do skafandrów, kanion znaj­dował się po drugiej stronie planety. A może zaraz za tym czarnym pasmem wzgórz rysujących się na tle gwiazd? Skąd miał jednak wiedzieć?

Kuchenka miała dwie klawiatury, jedną ze wskazówkami w interworldzie, a drugą w języku bohaterów. Po przeciwnych stronach kabiny znajdowały się dwie toalety. Louis wolałby mniej dosadne rozplanowanie wnętrza. Zamówił śniadanie, żeby spraw­dzić repertuar kuchenki.

— Czy nasza sytuacja w ogóle cię interesuje, Louis? — warknął kzin.

— Spójrz pod nogi. Kzin uklęknął.

— Wrrr… tak. Laleczniki zbudowały maszynerię hipernapędu. To jest statek, którym Najlepiej Ukryty uciekł z Floty Światów.

— Zapomniałeś o dyskach transferowych. Laleczniki nie uży­wają ich nigdzie poza własnym światem. A tu okazuje się, że Najlepiej Ukryty przysyła po mnie agentów, korzystając z dysków.

— Najlepiej Ukryty musiał je ukraść, podobnie jak statek. Może miał długi wobec General Products, który nigdy nie zażądał ich zwrotu. Louis, nie wierzę, żeby Najlepiej Ukryty miał poparcie laleczników. Powinniśmy spróbować dotrzeć do ich floty.

— Chmee, tu muszą być mikrofony.

— Czy mam uważać, co mówię do tego roślinożercy?

— W porządku, zastanówmy się. — Depresja, którą odczuwał, znajdowała wyraz w gorzkim sarkazmie. Czemużby nie? Chmee miał jego drouda. — Pewien lalecznik uległ zachciance, by porwać człowieka i kzina. Naturalnie, uczciwe laleczniki będą przerażone. Czy naprawdę pozwolą nam uciec do domu i poskar­żyć się Patriarsze? Kto ponad wszelką wątpliwość zrobił, co w jego mocy, by zbudować więcej „Szczęśliwych Trafów”, które mogłyby dogonić flotę laleczników w ciągu czterech godzin plus czas potrzebny na przyspieszenie i dopasowanie prędkości… powiedzmy, trzy miesiące z przyspieszeniem trzech g…

— Wystarczy, Louis!

— Nieżas, gdybyś chciał rozpocząć wojnę, to masz okazję! Według Nessusa, laleczniki wmieszały się w pierwszą wojnę między kzinami a ludźmi, na naszą korzyść. Więc przestań. Nie mów mi, czy powiedziałeś o tym komuś jeszcze.

— Zmień temat.

— Oczywiście. Tylko uderzyło mnie… — a ponieważ rozmowa mogła być rejestrowana, Louis mówił częściowo na użytek Najlepiej Ukrytego: — Ty, ja i Najlepiej Ukryty jesteśmy jedynymi w poznanym kosmosie, którzy wiedzą, co zrobiły laleczniki, chyba że któryś z nas się wygadał.