— Musisz to zrobić — jęknął błagalnie Gregor. Pomyśl o naszej ojczyźnie, pomyśl o barbarzyńskich H’genach…
— Wykonanie przeze mnie tego rozkazu jest czystą niemożliwością — wyjaśniła łódź. — Podstawowym nakazem mego działania jest zabezpieczenie korzystających ze mnie osób przed wszelkim niebezpieczeństwem. Ten imperatyw zapisano na każdej z moich taśm, dając mu bezwzględne pierwszeństwo przed wszystkimi innymi nakazami. Nie mogę pozwolić, byście wyruszyli na pewną śmierć.
Łódź zaczęła oddalać się od wyspy.
— Za ten brak subordynacji czeka cię sąd wojskowy! — wrzasnął histerycznie Arnold. — Zostaniesz całkowicie rozbrojona.
— Muszę działać w wyznaczonych mi granicach — odparła smutno łódź. — Jeśli znajdziemy flotę, przekażę was niszczycielowi. Lecz tymczasem muszę umieścić was w jedynym miejscu, gdzie nic wam nie grozi — na biegunie południowym.
Nabrała szybkości, zostawiając wyspę powoli w tyle. Arnold rzucił się do tablicy kontrolnej i w tej samej chwili znalazł się, mocno oszołomiony, na pokładzie. Gregor chwycił manierkę i zamierzył się, by cisnąć nią daremnym gestem w zaryglowaną pokrywę luku. W połowie zamachu zamarł w bezruchu, porażony pewną szaleńczą myślą.
— Proszę was bardzo, nie próbujcie dokonywać żadnych dalszych zniszczeń — nadała błagalnie łódź. — Wiem, co czujecie, ale…
Pomysł jest cholernie ryzykowny, uznał Gregor, ale przecież biegun południowy to i tak pewna śmierć. Odkręcił manierkę.
— Jeśli nie wykonamy swojej misji — powiedział — to jakże moglibyśmy spojrzeć w twarz naszym towarzyszom broni? Jedyne, co nam pozostało, to samobójstwo. — Wypił trochę wody i podał manierkę Arnoldowi, wciąż jeszcze leżącemu w oszołomieniu na podłodze.
— Nie! Nie róbcie tego! — krzyknęła przeraźliwie łódź. — To jest woda!!! To śmiertelna trucizna…
Z tablicy wystrzelił strumień energii i uderzył w manierkę, wytrącając ją Arnoldowi z rąk.
Arnold chwycił ją w powietrzu i nim łódź zdążyła zareagować ponownie, pociągnął z niej spory łyk.
— Umieram ku chwale Dromy! — zawołał Gregor, osuwając się na podłogę. Dyskretnym ruchem nakazał Arnoldowi, by się nie ruszał.
— Antidotum na tę truciznę nie jest znane! — jęknęła łódź. — Och, gdybym tylko skontaktowała się ze statkiem szpitalnym… — Zabrzęczała niezdecydowanie silnikami na jałowym biegu. — Odezwijcie się! — nadała błagalnie. Powiedzcie do mnie choć słowo! Żyjecie jeszcze?
Gregor i Arnold leżeli w absolutnym bezruchu, wstrzymując oddech.
— Odpowiedzcie! Może gdybyście zjedli trochę pryki…
Podsunęła im pod nos dwie tace. Wspólnicy ani drgnęli.
— Nie żyją — orzekła łódź. — Nie żyją. Odprawię uroczystość pogrzebową.
Na chwilę zaległa zupełna cisza. A potem łódź zaintonowała:
— Wielki Duchu Wszechświata, przyjmij pod swą opiekę dusze tych Twoich dwóch sług. Choć zadali sobie śmierć własnymi rękami, uczynili to służąc naszej ojczyźnie, walcząc o domowe ognisko. Nie sądź surowo ich bezbożnego czynu, lecz winą obarcz raczej ducha wojny, który rozpala i niszczy wszystkich Dromów.
Pokrywa luku odskoczyła na całą szerokość. Gregor poczuł na twarzy powiew chłodnej bryzy.
— A teraz na mocy uprawnień przyznanych mi przez flotę Dromów i z pełnym nabożeństwem powierzam ich ciała głębinom.
Gregor poczuł, że zostaje wyniesiony przez luk i złożony na pokładzie. Chwilę później znów uniósł się w powietrze, po czym zaczął spadać i w następnym momencie znalazł się w wodzie, tuż obok Arnolda.
— Unoś się bez ruchu — szepnął.
Wyspa znajdowała się zupełnie niedaleko. Ale łódź w dalszym ciągu krążyła wokół nich, porykując nerwowo silnikami.
— Jak myślisz, co ta łajba kombinuje? — spytał szeptem Arnold.
— Pojęcia nie mam — odparł Gregor, mając nadzieję, że Dromowie nie praktykowali obracania ciał swoich zmarłych w proch.
Łódź podpłynęła bliżej. Jej dziób znajdował się już tylko o kilka stóp. Wspólnicy zamarli w napięciu. I wtedy to usłyszeli — upiorny skrzek hymnu narodowego Dromów. Chwilę później było już po wszystkim.
— Spoczywajcie w pokoju — powiedziała łódź, po czym zawróciła i z rykiem silników pomknęła w dal.
Kiedy wreszcie odważyli się popłynąć do brzegu, Gregor zobaczył, że łódź ratunkowa kieruje się na południe, ku biegunowi, by tam oczekiwać na przybycie floty Dromy.