Fellner stał obok szklanej gabloty z mozaiką przedstawiającą papieża Aleksandra IV Knoll wiedział, że to jedno z ulubionych dzieł starego kolekcjonera. Za nim znajdowało się miejsce, w którym spoczęło puzderko na zapałki, dzieło Faberge. Maleńka lampka halogenowa oświetlała truskawkowoczerwoną emalię. Fellner najwyraźniej wypolerował już to cudeńko. Knoll wiedział, że jego pryncypał z pasją dbał o każdy eksponat, jak i chronił je przez niepożądanymi oczami.
Ojciec Moniki był szczupłym mężczyzną o pooranej zmarszczkami, ziemistej cerze. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Za okularami w drucianych oprawkach czaiły się nieufne oczy. Z całą pewnością, Knoll często o tym myślał, kryło się w nich kiedyś spojrzenie idealisty. Teraz jednak były to pozbawione wyrazu oczy mężczyzny dobiegającego osiemdziesiątki, który zbudował imperium medialne, złożone z czasopism, dzienników, rozgłośni radiowych i stacji telewizyjnych, ale którego przestało interesować robienie pieniędzy, gdy na koncie odnotował miliardy dolarów. Żądna rywalizacji natura ukierunkowała się na zainteresowania bardziej osobiste. Na działania, które ludziom z wielkimi pieniędzmi oraz nieprawdopodobnym tupetem przynosiły bardzo wiele satysfakcji.
Fellner otworzył egzemplarz „International Daily News”, który leżał na wystawowej gablocie, i podetknął mu pod nos.
– Zechcesz mi łaskawie powiedzieć, dlaczego to było nieodzowne?
Knoll był świadom, że dziennik był jednym z tytułów należących do korporacji Fellnera oraz że w komputerze umieszczonym w przyległym gabinecie codziennie przeglądał gazety z całego świata. Śmierć zamożnego włoskiego przemysłowca była z pewnością zdarzeniem, które przyciągnęło uwagę starego człowieka. Pod artykułem zamieszczono notkę biograficzną.
Piętro Caproni, lat 58, założyciel firmy Due Mori Industries, został wczoraj znaleziony w swej posiadłości w północnych Włoszech ze śmiertelną raną zadaną nożem. Zasztyletowana został również Carmela Terza, lat 27, mieszkanka Wenecji, co stwierdzono na podstawie identyfikacji zwłok. Policja znalazła ślady wtargnięcia do posiadłości na drzwiach usytuowanych na parterze, ale dotąd nie wiadomo, czy coś z zamku zginęło. Caproni wycofał się z zarządzania Due Mori, kartelem, który pod jego kierownictwem stał się największym we Włoszech producentem wełny i ceramiki. Pozostał jednym z głównych akcjonariuszy i konsultantów firmy. Jego śmierć to dla przedsiębiorstwa niepowetowana strata.
Fellner przerwał czytanie.
– Rozmawialiśmy o tym wcześniej. Prosiłem, byś swoim upodobaniom dawał upust wyłącznie na własny rachunek.
– To było konieczne, Herr Fellner.
– Zabójstwo nigdy nie jest konieczne, jeśli wykonujesz robotę właściwie.
Knoll spojrzał na Monikę; obserwowała tę sceną z wyraźnym rozbawieniem.
– Signor Caproni zjawił się znienacka podczas mojej wizyty. Prawdę mówiąc, on mnie oczekiwał. Wzbudziłem w nim podejrzenia podczas pierwszej wizyty. Odbytej zresztą, jak pan zapewne pamięta, na pańskie stanowcze życzenie.
Fellner w lot pojął aluzję. Jego twarz natychmiast złagodniała. Knoll znał swego mocodawcę jak nikt.
– Signor Caproni nie chciał pozbyć się puzderka na zapałki.
– Postanowiłem mu je odebrać. Alternatywą było opuszczenie jego posiadłości bez niczego i ryzyko zdemaskowania.
– Signor nie dał ci możliwości oddalenia się? Przecież, tak czy owak, nie mógł wezwać policji.
Uznał, że drobne kłamstewko będzie lepsze niż szczere wyznanie.
– Mówiąc szczerze, Caproni mierzył do mnie z pistoletu.
– Był uzbrojony.
– W gazecie nic o tym nie piszą – zdziwił się Fellner.
– Jeszcze jeden dowód, że prasa nie jest wiarygodna.
– A ta dziwka? – zapytała Monika. – Ona też była uzbrojona?
Odwrócił się w jej stronę.
– Nie wiedziałem, że darzysz sympatią kobiety tak ciężko pracujące na życie. Przyjąłem, że była świadoma ryzyka, godząc się na zawarcie bliższej znajomości z człowiekiem takim jak Caproni.
Monika podeszła bliżej.
– Wypieprzyłeś ją?
– Oczywiście.
Jej oczy płonęły pożądaniem. Nie odezwała się jednak ani słowem. Zazdrość w jej wykonaniu wydawała się równie zabawna, co zaskakująca. Fellner przerwał narastające napięcie, jak zawsze gotów na kompromis.
– Christianie, odzyskałeś puzderko. Doceniam to. Jednak zabójstwo przyciąga uwagę. A to ostatnia rzecz, jakiej sobie życzymy. Zawsze mogą cię zidentyfikować na podstawie próbki DNA twojej spermy… I co wtedy?
– Tam było tylko nasienie signora. Moje trafiło do jej żołądka.
– Co z odciskami palców?
– Byłem w rękawiczkach.
– Rozumiem, że zachowałeś ostrożność. Za to jestem ci wdzięczny Ale człowiek tak jak ja stary pragnąłby przekazać własnej córce to, co udało mu się zgromadzić. Nie życzę sobie, aby którykolwiek z nas znalazł się za kratkami. Czy wyrażam się jasno?
Fellner wyglądał na rozdrażnionego. Knoll najbardziej nie znosił, kiedy pryncypał czuł się rozczarowany. Był dla niego dobry, szczodrze dzielił się z nim bogactwem, które gromadził z ogromną pieczołowitością. Pod wieloma względami bardziej się o niego troszczył niż kiedykolwiek Jakob Knoll.
Za to Monika w niczym nie przypominała siostry.
Zauważył jej spojrzenie. Rozmowa o seksie i śmierci z pewnością ją podnieciła. Był niemal pewien, że jeszcze tego samego dnia wieczorem odwiedzi jego samotnię.
– Co udało ci się znaleźć w Sankt Petersburgu? – zapytał w końcu Fellner.
Zdał relację o zapiskach, w których była mowa Bursztynowej Komnacie; potem pokazał kartki wykradzione z archiwum.
– To interesujące – stwierdził – że Rosjanie wciąż prowadzą poszukiwania, nawet w ostatnich czasach. Ten Karol Boria, ten… jak mu tam, Ucho, to nowa postać.
– Ucho? – Fellner wymówił pseudonim nienagannie po rosyjsku. – Dziwaczne przezwisko.
Knoll przytaknął.
– Moim zdaniem, podróż do Atlanty jest warta zachodu.
– Być może Ucho nadal żyje. Niewykluczone, że wie, gdzie przebywa Czapajew. A to jedyny z agentów śledczych, którego nie udało mi się odnaleźć przed pięcioma laty.
– Wzmianka na temat Loringa też potwierdza przypuszczenie, że jesteśmy na właściwym tropie – dodał starszy pan. – Nie po raz pierwszy natknąłeś się na jego nazwisko.
– Sowieci byli najwyraźniej żywotnie zainteresowani poczynaniami Loringa.
Knoll znał dobrze historię Loringów. Ich rodzina zdominowała wschodnioeuropejski rynek stali oraz broni. Ernst Loring był najgroźniejszym rywalem Fellnera na rynku kolekcjonerskim. Był Czechem, synem Josefa Loringa, od młodości wychowywanym na paniczyka, i uważał się za lepszego od innych. Podobnie jak Piętro Caproni, bez skrupułów i pardonu dążył do wyznaczonego celu.
– Josefa cechowała niezwykła determinacja. Ernst, niestety, nie odziedziczył charakteru po ojcu. Wciąż mnie zadziwia – wyznał Fellner. – Ale tej jego kordialności w stosunku do mnie zupełnie nie potrafię zaakceptować, choć jemu wydaje się ona na miejscu. – Fellner zwrócił się do córki: – Jak sądzisz, kochanie? Czy Christian powinien wybrać się do Ameryki?
Twarz Moniki była nieprzenikniona. W takich momentach stawała się bardzo podobna do ojca. Pełna rezerwy.
Tajemnicza. Z całą pewnością w przyszłości godnie zastąpi rodzica.
– Chcę mieć Bursztynową Komnatę.
– Ja również pragnę jej dla ciebie, kochanie. Poszukuję jej od czterdziestu lat. Ale dotąd bezskutecznie. Żadnego śladu. Nie mogę pojąć, jak tony bursztynu mogły po prostu zniknąć – wyznał Fellner i zwrócił się do niego. – Ruszaj do Atlanty, Christianie. Odnajdź Karola Borię, tego Ucho.