– Przekonaj się, co on wie.
– Zdaje pan sobie sprawę, że jeśli Boria już nie żyje, nasz trop się tu urywa? Sprawdziłem zawartość archiwów w Rosji. Jedynie w Sankt Petersburgu były informacje warte uwagi. – Fellner skinął głową. – Urzędnik w petersburskim archiwum z pewnością jest przez kogoś opłacany Znowu wykazał się czujnością i wścibstwem. Dlatego właśnie zabrałem te kartki.
– Co było bardzo rozsądne. Jestem pewien, że Loring i ja nie jesteśmy jedynymi ludźmi zainteresowanymi Bursztynową Komnatą. Cóż to byłoby za znalezisko, Christianie! Chciałbym niemal powiedzieć o nim całemu światu.
– Niemal. Bo rosyjski rząd natychmiast wystąpiłby z żądaniem zwrotu, a gdybyśmy znaleźli ją tutaj, Niemcy z pewnością dążyliby do jej skonfiskowania. Komnata to doskonała karta przetargowa w negocjacjach dotyczących zwrotu skarbów zagrabionych i wywiezionych przez Sowietów.
– Dlatego właśnie musimy ją znaleźć – stwierdził Fellner.
– Wymienili spojrzenia.
– Że nie wspomnę o premii, którą mi pan obiecał.
– Starszy pan zachichotał.
– Oczywiście, Christianie. Nie zapomniałem o tym.
– Premia, ojcze?
– Dziesięć milionów euro. Obiecałem mu to przed laty.
– A więc ją dostanie – przyrzekła Monika.
– Akurat ci wierzę, pomyślał Knoll.
– Fellner odszedł od przeszklonej gabloty.
– Ernst Loring z pewnością szuka Bursztynowej Komnaty A zatem to on może opłacać urzędasa w Sankt Petersburgu.
Jeśli tak, to wie o istnieniu Karola Borii. Nie ma co zwlekać, Christianie. Powinieneś zawsze wyprzedzać go o krok.
– Taki mam zamiar.
– Poradzisz sobie z Suzanne? – spytał starzec z szelmowskim uśmiechem na wyniszczonej twarzy. – Zapewne ona też nie odpuści.
Kątem oka widział, jak Monika zjeżyła się na tę wzmiankę.
Suzanne Danzer pracowała dla Ernsta Loringa. Była bardzo inteligentna i zmierzała do celu z determinacją, przeważnie po trupach. Zaledwie dwa miesiące wcześniej ścigała się z nim po południowo-zachodniej Francji w poszukiwaniu pary dziewiętnastowiecznych rosyjskich ślubnych koron.
Kolejnych „pięknych łupów” od dziesięcioleci ukrywanych przez szabrowników. Danzer wygrała ten wyścig: znalazła korony u pewnej starej mieszkanki Pirenejów w pobliżu hiszpańskiej granicy. Mąż tej kobiety już po wojnie odkupił klejnoty od niemieckiego kolaboranta. Danzer była równie jak Knoll bezwzględna w dążeniu do zdobycia nagrody, co ten rozumiał doskonale.
– Tego właśnie się po niej spodziewam- odparł.
– Fellner wyciągnął dłoń.
– Udanych łowów, Christianie.
Uścisnął jego rękę, a potem obrócił się ku przeciwległej ścianie. Regał obrócił się wokół osi i w murze ponownie pojawiło się przejście.
– Informuj mnie na bieżąco – zawołała za nim Monika.
11
WOODSTOCK, ANGLIA
22.45
Suzanne Danzer gwałtownie usiadła na łóżku. Dwudziestolatek obok niej pogrążony był w głębokim śnie. Przez chwilę patrzyła na jego nagie ciało. Młody mężczyzna prezentował się jak wystawowy ogier. I tak samo jak ogier się kochał.
Wstała i cicho szła po drewnianej posadzce. Ciemna teraz sypialnia znajdowała się na trzeciej kondygnacji wzniesionej w szesnastym wieku rezydencji, należącej obecnie do Audrey Whiddon. Starsza dama już trzecią kadencję zasiadała w Izbie Gmin i w końcu zdobyła tytuł szlachecki, kupując ten dwór za niewielkie pieniądze, ponieważ poprzedni właściciel zadłużył hipotekę. Pani Whiddon przyjeżdżała czasami, ale na stałe mieszkał tu Jeremy, jej jedyny wnuk.
Usidlenie Jeremy ego było dziecinną igraszką. Lekkomyślny i jednocześnie pełen wigoru, bardziej interesował się piwem i seksem niż majątkiem czy zarabianiem pieniędzy. Dwa razy zaczynał studia w Oksfordzie i dwukrotnie wyrzucono go za nieprzestrzeganie akademickiej dyscypliny. Starsza dama kochała go bardzo i wykorzystała swoje koneksje, by wnuka ponownie przyjęto do elitarnej uczelni, mając nadzieję, że się ustatkuje, jednak Jeremy zdawał się niereformowalny.
Niemal przez dwa lata Suzanne tropiła ostatnią tabakierę z kolekcji czterech rękodzielniczych cudów. Jedno z nich było wykonane ze szczerego złota, z misterną mozaiką na wieczku.
Drugie w kształcie owalnym, ozdobione zielonymi i czerwonymi paciorkami. Na wieczku kolejnej tabakiery znajdował się ciężki kamień oprawiony w srebro. Czwartą, emaliowaną, zdobiła scena ze Złotego Rogu nad Bosforem Wszystkie powstały w dziewiętnastym stuleciu i były dziełem jednego mistrza – jego inicjały były wyryte na dnie tych cudeniek.
Podczas drugiej wojny światowej zostały zagrabione z prywatnych zbiorów w Belgii.
Już dawno uznano je za bezpowrotnie utracone, zapewne przetopione i pozbawione klejnotów, co było losem licznych drogocennych dzieł sztuki jubilerskiej. Przed pięcioma laty jednak pierwsza z tabakier pojawiła się na aukcji w Londynie. Suzanne była na miejscu i przelicytowała wszystkich. Jej mocodawca, Ernst Loring, był zachwycony maestrią zabytkowej tabakiery i postanowił zdobyć całą kolekcję. Albo legalnie, na wolnym rynku, albo po cichu, kradnąc lub wyłudzając je od takich osób jak Audrey Whiddon.
Nabycie tabakiery na aukcji skończyło się zaciekłym bojem w sądowej sali ze spadkobiercami pierwotnego właściciela.
Prawnicy Loringa ostatecznie wygrali proces, ale kosztowało go to sporo i niepotrzebnie nadało sprawie rozgłos.
A tego jej pryncypał życzył sobie jak najmniej i nie chciał też, żeby historia się znów powtórzyła. Dlatego pozostałe trzy tabakierki musiała zdobywać, wykorzystując swoje tajemne sztuczki.
Suzanne odnalazła drugą w Holandii, trzecią w Finlandii, a czwartą, zupełnie nieoczekiwanie, w Anglii. Jeremy usiłował przehandlować ją w jakimś domu aukcyjnym bez wiedzy babki. Prowadzący licytację okazał się czujny; natychmiast rozpoznał drogocenny przedmiot. Wiedząc, że nie może go sprzedać, postanowił zarobić, inkasując dziesięć tysięcy funtów, które mu wręczyła Suzanne za informację. Korzystała z takich usług w domach aukcyjnych rozrzuconych po całym świecie. Jej informatorami byli ludzie, którzy mieli oczy szeroko otwarte, wypatrując zagrabionych skarbów. Chodziło o przedmioty, których nie mogli legalnie wystawić na licytację, ale za to bez najmniejszego trudu sprzedawali je spod lady.
Skończyła się ubierać i czesać.
Wystrychnięcie Jeremy'ego na dudka okazało się proste.
Miała figurę, której nie powstydziłaby się zawodowa modelka, oczy wielkie jak spodki oraz jędrne ciało; to zawsze działało niezawodnie. Z pełnym wyrachowaniem udawała kogoś, kim w rzeczywistości nie była: osobę niewzbudzającą podejrzeń, którą można z łatwością sterować i kontrolować.
Mężczyźni szybko zaczynali czuć się komfortowo w jej towarzystwie, ona zaś się przekonała, że uroda bywa znacznie skuteczniejszą bronią niż kula czy ostrze.
Wyszła z sypialni na palcach, potem ostrożnie, tak by nie skrzypiały, zeszła po drewnianych schodach. Delikatne elżbietańskie ornamenty zdobiły wysokie ściany. Kiedyś sobie wyobrażała, że będzie mieszkać w takiej właśnie rezydencji wraz z mężem i dziećmi. Ojciec jednak nauczył ją cenić niezależność i unikać poświęceń. On również pracował dla Ernsta Loringa, marząc o kupieniu któregoś dnia własnej posiadłości. Nigdy jednak nie zrealizował tego zamierzenia.
Zginął w katastrofie lotniczej przed jedenastoma laty. Miała wtedy dwadzieścia jeden lat, dopiero co ukończyła college.
Loring ani przez chwilę się nie zawahał, powierzając jej posadę ojca. Bez trudu weszła w arkana tej profesji i szybko odkryła, że, podobnie jak tata, urodziła się ze zdolnościami detektywistycznymi, a tropienie zaginionych dzieł sprawiało jej ogromną frajdę.