– Były to przemyślenia własne autora. Ale my dołożyliśmy starań, żeby artykuł zyskał rozgłos.
– Cóż więc się stało? – zapytała Monika. – Dlaczego zamordowanie tylu ludzi było konieczne?
– Początkowo nie mieliśmy wyboru. Alfred Rohde nadzorował załadunek skrzyń w Królewcu i znał miejsce, w którym je ukryto. Ten głupiec w dodatku powiedział wszystko żonie.
– Ojciec musiał więc zlikwidować ich oboje, zanim zdążyli podzielić się tym z Sowietami. Nieco wcześniej Stalin powołał specjalną komisję, która miała poprowadzić dochodzenie.
– Podstęp nazistów w zamku w Królewcu spalił na panewce, gdyż Sowieci nie dali się wyprowadzić w pole. Byli pewni, że bursztynowe płyty ocalały i podjęli z pełną determinacją poszukiwania.
– Ale przecież Koch przeżył wojnę i zeznawał przed Rosjanami – przerwał mu Fellner.
– To prawda. Ale to my opłacaliśmy jego obrońców aż do dnia, w którym zmarł. Gdy Polacy skazali go na karę śmierci za zbrodnie wojenne, pozostawał przy życiu wyłącznie dzięki interwencji Rosjan. Byli do końca przekonani, że gauleiter zna kryjówkę Bursztynowej Komnaty. W rzeczywistości Koch wiedział tylko, że ciężarówki wyjechały z Królewca na zachód, a potem zboczyły na południe. Nie miał najmniejszego pojęcia, co stało się z nimi później. To my podsunęliśmy mu pomysł, by łudził Sowietów Wiedzą o miejscu ukrycia boazerii z jantaru. Pozwolili się wodzić za nos aż do wczesnych lat sześćdziesiątych. Darowali mu życie w zamian za informacje, jednak nie do końca udało mu się wykpić. Dzisiejszy Królewiec jest faktycznie zupełnie innym miastem niż to z lat wojny.
– A zatem opłacając adwokatów Kocha, zapewniłeś sobie jego lojalność. Nigdy nie zdradził źródła swoich dochodów ani też nie wyciągnął asa z rękawa, gdyż nie miał najmniejszych powodów wierzyć Rosjanom, że dotrzymają danego słowa.
Twarz Loringa rozjaśniła się w uśmiechu.
– Dokładnie tak, stary przyjacielu. Ten gest pozwolił nam również utrzymywać stały kontakt z jedyną żyjącą osobą, która wiedziała, kto mógł posiadać cenne informacje na temat miejsca ukrycia bursztynowego skarbu.
– Z osobą, którą przy okazji trudno było zabić bez ściągania niepożądanej uwagi.
Loring przytaknął.
– Na całe szczęście Koch współpracował ochoczo i nigdy niczego nie wyjawił.
– A pozostali? – chciała wiedzieć Monika.
– Czasem ktoś docierał zbyt blisko i wtedy konieczne stawało się zaaranżowanie tragicznego wypadku. Niekiedy rezygnowaliśmy z zachowania ostrożności i po prostu zabijaliśmy delikwenta, zwłaszcza gdy zależało nam na czasie. Ojciec wymyślił „klątwę Bursztynowej Komnaty” i karmił opowieściami o niej dziennikarzy. To była pożywka dla prasy i… Franz, wybacz mi, proszę, oczywiście bardzo szybko się przyjęła.
– Nadawała się doskonale na czołówki gazet, jak przypuszczam.
– A Karol Boria i Dania Czapajew? – zapytała Monika.
– Ci dwaj mogli przysporzyć nam najwięcej kłopotów, ale nie zdawałem sobie z tego sprawy aż do ostatnich wydarzeń. Byli najbliżsi prawdy. W rzeczywistości chyba udało im się natrafić na te same informacje, na które my natknęliśmy się po wojnie. Z jakiegoś powodu jednak zatrzymali dla siebie to, co wiedzieli, i utrzymywali w największej tajemnicy.
– Wydaje się, że nienawiść do sowieckiego reżimu znacznie wpłynęła na ich postawę. Wiedzieliśmy o działaniach Borii w Sowieckiej Nadzwyczajnej Komisji. W końcu jednak wyemigrował do Ameryki i straciliśmy jego ślad. Nazwisko Czapajewa również znaliśmy On z kolei zniknął gdzieś w Europie. Ponieważ żaden z nich nie wydawał się nadmiernie rozmowny, nie stwarzali realnego zagrożenia i pozostawiliśmy ich w spokoju. Oczywiście tylko do chwili, kiedy Christian wpadł na ich trop.
– Teraz zamilkli na wieki – skitowała opowieść Monika.
– To samo byś zrobiła, gdybyś była na naszym miejscu, moja droga.
Suzanne obserwowała wzburzenie Moniki na takie postawienie sprawy przez Loringa. Ale oczywiście miał rację.
Ta suka z pewnością nawet własnego ojca utopiłaby w łyżce wody, gdyby widziała w tym interes.
Na chwilę zapadła cisza, którą przerwał Loring.
– Dowiedzieliśmy się, gdzie mieszka Boria, przed siedmioma laty, całkiem przypadkowo. Jego córka poślubiła Paula Cutlera, którego ojciec był amerykańskim miłośnikiem i mecenasem sztuki. Przez kilka lat stary Cutler prowadził w Europie poszukiwania Bursztynowej Komnaty Jakimś sposobem udało mu się dotrzeć do krewnego jednego z naszych ludzi zatrudnionych przy restaurowaniu bursztynowych płyt. Teraz już wiemy, że jego nazwisko Boria uzyskał od Czapajewa i że to właśnie Boria poprosił starego Cutlera o dyskretne zbadanie sprawy Cztery lata temu sprawy doszły do takiego punktu, że zostaliśmy zmuszeni do działania. Ich samolot eksplodował. Dzięki przekupieniu włoskiej policji oraz odpowiednio ulokowanym znacznym sumom lotnicza katastrofa poszła na konto terrorystów.
– Czy było to dzieło Suzanne? – zainteresowała się Monika.
– Loring przytaknął.
– Ona naprawdę jest nadzwyczaj utalentowana.
– Czy urzędnik z archiwum „w Sankt Petersburgu pracuje dla was? – zapytał Fellner.
– Oczywiście. Sowieci, mimo całej ich niewydolności, są bardzo skrupulatni, jeśli chodzi o zapisywanie wszystkiego.
– W ich archiwach znajdują się dziesiątki milionów stron dokumentów; nikt nie wie, co w nich jest ani jak je właściwie posegregować. Aby zabezpieczyć się przed ciekawskimi, którzy mogliby natrafić na interesujące zapiski, musimy więc opłacać urzędasa z archiwum za czujność i dobrą wolę.
Mocodawca Suzanne wypił kawę, odstawił filiżankę i spodek na bok. Spojrzał prosto w oczy Fellnerowi.
– Franz” mówię ci o tym wszystkim dobrowolnie i niczego nie ukrywając. Niestety, choć ubolewam, dopuściłem, by sytuacja wymknęła się spod kontroli. Zamachy na życie Christiana podjęte przez Suzanne oraz wczorajsza gonitwa po ulicach Stod dowodzą, że sprawy mogą potoczyć się w złym kierunku. To w efekcie zupełnie niepotrzebnie ściągnie uwagę na nas, że nie wspomnę już o pozostałych członkach klubu.
– Pomyślałem więc, że gdy poznasz prawdę, przerwiemy tę walkę. Nie ima już nic do odkrycia, jeśli chodzi o Bursztynową Komnatę. Przykro mi z powodu Christiana. Wiem, że Suzanne nie chciała mu zrobić krzywdy; działała z mojego polecenia.
– Uznałem to za konieczne wobec zaistniałej sytuacji.
– Ja również żałuję tego, co się stało, Ernst. Naprawdę cieszę się, że bursztynowe płyty są w twoich rękach. Jakaś cząstka we mnie się raduje, bo są całe i bezpieczne. Zawsze się obawiałem, że Sowieci je w końcu odnajdą. A oni nie są lepsi od Cyganów, jeśli chodzi o stosunek do dzieł sztuki.
– Ojciec i ja myśleliśmy podobnie. Sowieci doprowadzili arcydzieło z jantaru do takiego stanu, że za błogosławieństwo trzeba uznać wykradzenie go przez Niemców. Któż wie, jaki los spotkałby Bursztynową Komnatę, gdyby dostała się w łapy Stalina czy Chruszczowa? Komuniści bardziej przejmowali się konstrukcją bomb niż własnym dziedzictwem kulturowym.
– Czy proponuje pan zawarcie czegoś w rodzaju rozejmu? – chciała ustalić Monika.
Suzanne ledwie powstrzymała śmiech, widząc niecierpliwość tej suki. Nieszczęsne maleństwo. Odkrycie w przyszłości Bursztynowej Komnaty nie było jej, niestety, pisane.
– Istotnie, tego właśnie pragnę – potwierdził gospodarz. Suzanne, czy mogę cię prosić?
Wstała z miejsca i przeszła do rogu gabinetu. Na podłodze stały tam dwie nieduże sosnowe skrzynie. Chwyciła za rączki zrobione z liny i postawiła je naprzeciw Franza Fellnera.
– Są tu dwie figurki z brązu, które przed laty tak bardzo ci się spodobały – powiedział Loring.