Chwyciła za klamkę. Zamknięte.
Z wnętrza dobiegł kolejny krzyk.
Oddała dwa strzały w stary zamek. Posypały się drzazgi.
Kopnęła drzwi. Raz. Drugi. Jeszcze jeden strzał. Za trzecim kopnięciem drzwi otworzyły z impetem. W panującym w pomieszczeniu półmroku dostrzegła siedzącego na łóżku Christiana Knolla i leżącą pod nim, usiłującą się wyswobodzić Rachel Cutler.
Knoll spojrzał na Suzanne, po czym znów uderzył w twarz Amerykankę. W następnej chwili sięgnął po coś, co leżało na łóżku. Dostrzegła, jak jego dłoń zaciska się na rękojeści sztyletu. Wycelowała i oddała strzał, ale Knoll rzucił się w drugą stronę łóżka; kula chybiła celu. Zauważyła wysuniętą blokadę przy kominku. Skurwiel wszedł ukrytym korytarzem. Dała nura na podłogę, chowając się za krzesłem; wiedziała, czego ma się spodziewać.
Sztylet pomknął w ciemność i przeciął tapicerkę zaledwie centymetry od niej. Oddała dwa kolejne strzały w jego kierunku. W jej stronę padły cztery przytłumione salwy, pociski przebiły oparcie krzesła. Knoll był uzbrojony. Jeszcze raz wypaliła do przeciwnika, potem przeczołgała się ku otwartym drzwiom i wyturlała na korytarz.
Dwa strzały oddane przez Knolla odbiły się od ościeżnic drzwi.
Gdy znalazła się na zewnątrz, wstała i zaczęła biec.
– Muszę iść na odsiecz Rachel – wyszeptał Paul, wciąż kipiąc z wściekłości.
McKoy wciąż stał zwrócony plecami do Loringa.
– Uciekaj stąd, kiedy zrobię następny ruch.
– On ma broń.
– Założę się, że skurwiel nie strzeli w tym pomieszczeniu.
– Nie zaryzykuje dziury w bursztynowych reliefach.
– Nie licz na to…
Zanim zdołał dokończyć zdanie, wielkolud obrócił się twarzą w stronę starca.
– A co z moimi dwoma milionami?
– Z przykrością muszę stwierdzić, że nic z tego. Ale doceniam pańską brawurę.
– Odwagę odziedziczyłem po mamie. Pracowała na ogórkowych polach we wschodniej części Karoliny Północnej.
– Była cholernie odważna.
– To naprawdę rozczulające.
– Poszukiwacz skarbów podszedł bliżej.
– Czy sądzi pan, że ludzie nie wiedzą, gdzie my jesteśmy? Loring wzruszył ramionami.
– No cóż, muszę podjąć ryzyko.
– Moi ludzie wiedzą, gdzie jestem.
– Wątpię, panie McKoy – uśmiechnął się Loring.
– Może się jednak dogadamy?
– Nie jestem zainteresowany.
Nagle McKoy rzucił się na Loringa, pokonując dzielący ich dystans trzech metrów tak szybko, jak pozwalała mu na to potężna sylwetka. Gdy stary człowiek strzelił, Wayland skrzywił się z bólu i krzyknął:
– Biegnij, Cutler!
Paul śmignął przez otwarte drzwi wychodzące z Bursztynowej Komnaty, obracając się na moment wstecz. Widział, jak McKoy pada na parkiet, a Loring repetuje broń. Wypadł z sali i popędził kamienną posadzką, potem przez pogrążony w mroku korytarz dotarł do otworu w ścianie Komnaty Romańskiej.
Spodziewał się, że starzec ruszy za nim w pościg, że padną w jego kierunku strzały. Najwyraźniej jednak Loring nie był zbyt dobry w bieganiu.
Wayland wziął strzał na siebie, umożliwiając tym samym Paulowi wydostanie się z komnaty. Cutler nie sądził, że są ludzie, których stać na takie poświęcenie. To zdarza się tylko w filmach. Ale bez wątpienia widział, nim wybiegł z Bursztynowej Komnaty, jak olbrzym pada na posadzkę.
Odpędził tę myśl od siebie i skoncentrował się na Rachel, biegnąc korytarzem prowadzącym do schodów.
Knoll usłyszał, jak Danzer czmycha korytarzem. Przebiegł przez sypialnię i wyciągnął sztylet. Podszedł do drzwi i zaryzykował wystawienie głowy W odległości dwudziestu metrów Danzer pędziła w kierunku schodów. Wystawił nogę i rzucił idealnie wycelowany sztylet w jej kierunku. Nóż wbił się w lewe udo uciekającej aż po rękojeść.
Krzyknęła z bólu i upadła na chodnik.
– Nie tym razem, Suzanne – powiedział spokojnie.
Podszedł do niej.
Chwycił się za udo; wokół zagłębionego ostrza spływała krew. Usiłowała się obrócić i wycelować w niego pistolet, ale natychmiast wytrącił jej z dłoni CZ-75B silnym kopnięciem.
Broń odleciała daleko.
Przystawił podeszwę do jej szyi i przycisnął ją do podłogi. Pomachał pistoletem.
– Skończyły się gry i zabawy – powiedział.
Danzer odwróciła się do tyłu, starając się uchwycić rękojeść sztyletu, ale kopnął ją w twarz podeszwą buta.
Potem strzelił dwa razy w głowę; jej ciało znieruchomiało.
– Za Monikę – wyszeptał.
Wyciągnął ostrze z uda i wytarł o jej ubranie. Podniósł pistolet Danzer i ruszył z powrotem do sypialni, postanawiając zakończyć to, co rozpoczął.
56
McKoy usiłował się podnieść i rozejrzeć, ale nie dał rady.
Bursztynowa Komnata wirowała wokół niego. Nogi miał bezwładne, w głowie mu huczało. Z rany od kuli, która utkwiła w jego barku, tryskała krew Czuł, że traci świadomość. Nigdy sobie nie wyobrażał, że umrze w wartej miliony Bursztynowej Komnacie, niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu.
Pomylił się co do Loringa. Bursztynowe płyty nie były zagrożone nawet przez chwilę. Kula po prostu utkwiła w jego ciele. Miał nadzieję, że przynajmniej Paul Cutler zdołał uciec.
Znów spróbował się podnieść. Z korytarza dobiegł go odgłos zbliżających się w jego kierunku kroków. Opadł bezwładnie na podłogę i leżał na brzuchu. Otworzył lekko lewe oko i dostrzegł niewyraźną sylwetkę Loringa, wchodzącego ponownie do Bursztynowej Komnaty z pistoletem w ręku. Leżał nieruchomo, starając się zgromadzić resztkę sił, jakie mu jeszcze zostały.
Wziął głęboki oddech i czekał, aż Loring podejdzie bliżej. Starzec kopnął lekko butem lewą nogę McKoya, zapewne chcąc sprawdzić, czy już skonał. Wielkolud wstrzymał oddech i usztywnił ciało. W głowie znów zaczęło mu się kręcić na skutek braku tlenu i utraty krwi.
Niech skurwysyn podejdzie bliżej.
Loring zrobił dwa kroki do przodu.
Mckoy nagłym kopnięciem podciął nogi starego mężczyzny. Poczuł straszny ból w prawym barku i klatce piersiowej. Krew trysnęła z rany. Musiał jednak wytrzymać, dopóki z nim nie skończy.
Loring upadł z impetem na podłogę i upuścił pistolet.
Prawa dłoń wielkoluda zacisnęła się na szyi starca. Sina twarz Czecha raz pojawiała się przed jego oczyma, to znów znikała.
Musiał się spieszyć.
– Pozdrów ode mnie czarta – wyszeptał chrapliwie.
Ostatkiem sił wydusił resztki życia z Ernsta Loringa.
Potem poddał się ogarniającej go ciemności.
Paul pokonał labirynt korytarzy na parterze i przemierzał po kilka stopni schodów aż na czwartą kondygnację. Zanim wbiegł na jasno oświetlone schody, usłyszał dwa strzały. Na górze.
Zatrzymał się.
To, co robił, wydało mu się pozbawione sensu. Ta kobieta była uzbrojona. On miał gołe ręce. Ale do kogo ona strzelała? Do Rachel? McKoy zasłonił go własnym ciałem, by mógł uciec. Teraz nadeszła kolej na poświęcenie z jego strony.
Ruszył dalej, pokonując po dwa stopnie naraz.
Knoll ściągnął spodnie. Zabicie Danzer było satysfakcjonującą grą wstępną. Rachel leżała bezwładnie na łóżku, jeszcze zamroczona po jego ciosie pięścią. Rzucił pistolet na podłogę i zacisnął dłoń na rękojeści sztyletu. Zbliżył się do łóżka, delikatnie rozchylił jej nogi i przejechał językiem wzdłuż uda.