– Może latacie już ostatni raz – ciągnęła Serafina. – Widzę trochę przyszłość. Widzę, że oboje będziecie mogli wspinać się równie wysoko, dopóki rosną takie drzewa; ale chyba nie zostaniecie ptakami, kiedy ustalicie swoją postać. Poznajcie jak najwięcej i dobrze wszystko zapamiętajcie. Wiem, że razem z Lyrą i Willem wykonacie trudną pracę umysłową, i wiem, że podejmiecie najlepszą decyzję. Ale sami musicie zdecydować, nikt inny.
Nie rozmawiali więcej. Czarownica wzięła swoją gałąź sosny obłocznej i uleciała z wierzchołka drzewa. Zatoczyła krąg wysoko, czując na skórze chłodny wiatr, łaskotanie światła gwiazd i dobroczynny dotyk Pyłu, którego nigdy nie widziała.
Serafina jeszcze raz sfrunęła do wioski i cicho weszła do chaty. Nie wiedziała nic o Mary, tylko tyle, że kobieta pochodziła ze świata Willa i że odegrała kluczową rolę w ostatnich wydarzeniach. Czy była groźna, czy życzliwa – czarownica nie wiedziała. Musiała jednak obudzić Mary, nie strasząc jej, i znała na to pewne zaklęcie.
Usiadła na podłodze przy łóżku i obserwowała kobietę spod przymkniętych powiek, oddychając w rytmie jej oddechu. Wkrótce zaczęła dostrzegać blade kształty, które Mary widziała we śnie, i dostroiła do nich wibracje swojego umysłu, jak się dostraja strunę. Potem dokonała kolejnego wysiłku i sama weszła pomiędzy sny. Teraz mogła już mówić do Mary i natychmiast poczuła do niej sympatię, jaką czasami budzą w nas ludzie spotykani w snach.
Po chwili, idąc przez zabawny krajobraz trzcin i elektrycznych transformatorów, prowadziły pospieszną szeptaną rozmowę, z której Mary później nic nie pamiętała. Nadszedł czas, żeby Serafina przejęła inicjatywę.
– Za chwilę się obudzisz – powiedziała. – Nie bój się. Znajdziesz mnie obok siebie. Budzę cię w ten sposób, żebyś wiedziała, że jesteś bezpieczna i nic ci nie grozi. A wtedy porozmawiamy jak należy.
Wycofała się, ciągnąc za sobą Mary ze snu, aż znowu znalazła, się w domu. Siedziała ze skrzyżowanymi nogami na podłodze z ubitej ziemi, a Mary patrzyła na nią błyszczącymi oczami.
– Ty na pewno jesteś czarownicą – szepnęła.
– Tak. Nazywam się Serafina Pekkala. Jak ty się nazywasz?
– Mary Malone. Nigdy nikt mnie nie obudził tak spokojnie. Czy naprawdę się obudziłam?
– Tak. Musimy porozmawiać. Rozmowę we śnie trudno kontrolować i trudno zapamiętać. Lepiej rozmawiać na jawie. Czy wolisz zostać w domu, czy pójdziesz ze mną na spacer pod księżycem?
– Pójdę – oznajmiła Mary, usiadła i przeciągnęła się. – Gdzie są Lyra i Will?
– Śpią pod drzewem.
Wyszły z chaty, minęły drzewo osłonięte kurtyną liści i zeszły nad rzekę.
Mary patrzyła na Serafinę Pekkalę z mieszaniną podziwu i obawy. Nigdy nie widziała istoty ludzkiej równie smukłej i pełnej wdzięku. Czarownica wydawała się młodsza od Mary, chociaż według Lyry przeżyła już setki lat; o jej wieku świadczył jedynie wyraz twarzy, pełnej niewysłowionego smutku.
Usiadły na brzegu, nad czarnosrebrną wodą, i Serafina powiedziała Mary, że rozmawiała z dajmonami dzieci.
– Dzisiaj poszły ich szukać – oznajmiła Mary – ale zaszło coś jeszcze. Will nigdy nie widział dokładnie swojej dajmony, tylko przez sekundę, kiedy uciekali z pola bitwy. Nie był pewien, czy ma dajmonę.
– Owszem, ma. I ty też.
Mary wytrzeszczyła na nią oczy.
– Gdybyś mogła go widzieć – ciągnęła Serafina – zobaczyłabyś czarnego ptaka z czerwonymi nogami i jaskrawożółtym dziobem, lekko zakrzywionym. Górskiego ptaka.
– Alpejski kruk... W jaki sposób go widzisz?
– Widzę go, kiedy przymykam oczy. Gdybyśmy miały czas, nauczyłabym cię, jak go zobaczyć i jak zobaczyć dajmony innych ludzi z twojego świata. Dla nas to dziwne, że ich nie widzicie.
Potem poinformowała Mary, co mówiła dajmonom i co to oznacza.
– I dajmony będą musiały im powiedzieć? – zapytała Mary.
– Chciałam ich obudzić i powiedzieć im sama. Potem chciałam powiedzieć tobie i w ten sposób przerzucić odpowiedzialność. Ale zobaczyłam ich dajmony i zrozumiałam, że tak będzie najlepiej.
– Oni się kochają.
– Wiem.
– Dopiero to odkryli...
Mary próbowała ogarnąć umysłem wszystkie implikacje tego, co jej powiedziała Serafina, ale nie potrafiła. Po chwili zapytała:
– Czy potrafisz zobaczyć Pył?
– Nie, nigdy go nie widziałam. Dopóki nie wybuchły wojny, nigdy o nim nie słyszałyśmy.
Mary wyjęła lunetę z kieszeni i podała czarownicy. Serafina przyłożyła ją do oka i gwałtownie wciągnęła powietrze.
– Więc to jest Pył... Piękny!
– Obejrzyj namiotowe drzewo.
Serafina usłuchała i zachłysnęła się ponownie.
– Oni to zrobili?! – wykrzyknęła.
– Coś się dzisiaj stało albo wczoraj, jeśli już minęła północ – oświadczyła Mary. Próbowała znaleźć słowa na wyjaśnienie tego i przypomniała sobie wizję powodzi Pyłu jako wielkiej rzeki rozmiarów Missisipi. – Coś małego, lecz niezwykle istotnego... Jeśli chcesz skierować potężną rzekę w nowe koryto i masz tylko jeden kamyk, możesz tego dokonać, jeśli położysz kamyk w odpowiednim miejscu, żeby zmienić kierunek pierwszej strużki wody. Coś w tym rodzaju stało się wczoraj. Nie wiem, na czym to polegało. Zobaczyli siebie inaczej albo... Dotąd nic takiego nie czuli, ale nagle to się zmieniło. I wtedy zaczęli bardzo mocno przyciągać Pył, który przestał odpływać w drugą stronę.
– Więc tak to się miało stać! – zawołała Serafina z zachwytem. – I teraz jest bezpiecznie albo będzie bezpiecznie, kiedy aniołowie wypełnią wielką otchłań w podświecie.
Opowiedziała Mary o otchłani i wyjaśniła, jak ją odkryła.
– Leciałam wysoko, szukałam lądu i spotkałam anioła, anielicę. Wyglądała bardzo dziwnie, jednocześnie staro i młodo – ciągnęła, zapominając, że sama taka wydawała się tej kobiecie. – Nazywała się Xaphania. Powiedziała mi wiele rzeczy... Powiedziała, że cała historia ludzkiego życia to walka pomiędzy mądrością a głupotą. Ona i zbuntowane anioły, poszukiwacze mądrości, zawsze próbowali otwierać umysły; Autorytet i jego Kościoły zawsze usiłowali je zamknąć. Podała mi wiele przykładów z mojego świata.
– Znam wiele przykładów z mojego.
– I przez większość czasu mądrość musiała działać w tajemnicy, mówić szeptem, kryć się jak szpieg w najnędzniejszych miejscach, podczas gdy jej wrogowie zajmowali dwory i pałace.
– Tak – mruknęła Mary – to też poznaję.
– Walka jeszcze się nie skończyła, chociaż siły królestwa zostały powstrzymane. Przegrupują się pod nowym dowódcą i powrócą silniejsze, więc musimy się przygotować, żeby stawić im opór.
– Ale co się stało z Lordem Asrielem? – zapytała Mary.
– Walczył z Regentem niebios, aniołem Metatronem, i wciągnął go w przepaść. Metatron odszedł na zawsze. Podobnie jak Lord Asriel.
Mary zabrakło tchu.
– A pani Coulter? – zapytała.
Zamiast odpowiedzi czarownica wyjęła strzałę z kołczanu. Wybrała ją bez pośpiechu: najlepszą, najprostszą, najdokładniej wyważoną.
I przełamała ją na pół.
– Niegdyś w moim świecie – powiedziała – widziałam, jak kobieta torturuje czarownicę, i przysięgłam sobie, że przeszyję jej gardło tą strzałą. Teraz już nigdy nie spełnię przyrzeczenia. Poświęciła się razem z Lordem Asrielem, żeby pokonać anioła i uczynić świat bezpiecznym dla Lyry. Nie mogli tego dokonać w pojedynkę, ale razem zwyciężyli.
– Jak to powiemy Lyrze? – zapytała przygnębiona Mary.
– Zaczekaj, dopóki nie zapyta – poradziła Serafina. – Może wcale nie zapyta. W każdym razie ma czytnik symboli, z którego odczyta wszystko, co zechce wiedzieć.