Przez chwilę siedziały w przyjaznym milczeniu, a gwiazdy powoli zataczały krąg na niebie.
– Czy możesz spojrzeć w przyszłość i zgadnąć, co oni wybiorą? – zapytała Mary.
– Nie, lecz jeśli Lyra wróci do własnego świata, zostanę jej siostrą do końca życia. A co ty zrobisz?
– Ja... – zaczęła Mary i zorientowała się, że nawet o tym nie pomyślała. – Chyba należę do swojego świata. Chociaż niechętnie stąd odejdę. Byłam tutaj bardzo szczęśliwa. Szczęśliwa jak nigdy w życiu.
– No, jeśli wrócisz do domu, będziesz miała siostrę w innym świecie – powiedziała Serafina – i ja też. Zobaczymy się za dzień lub dwa, kiedy przypłynie statek, i porozmawiamy jeszcze o podróży do domu; a potem pożegnamy się na zawsze. Obejmij mnie teraz, siostro.
Mary objęła ją, a potem Serafina Pekkala odleciała na gałęzi z sosny obłocznej nad trzcinami, bagnami i morzem, i Mary straciła ją z oczu.
W tym samym czasie wielka niebieska jaszczurka natrafiła na ciało ojca Gomeza. Will i Lyra wrócili do wioski tego popołudnia inną trasą, więc go nie widzieli. Zwłoki leżały spokojnie tam, gdzie zostawił je Balthamos. Jaszczurki były ścierwojadami, ale łagodnymi i niegroźnymi, i na mocy odwiecznej umowy z mulefa miały prawo do każdego martwego stworzenia pozostawionego po zmroku.
Jaszczurka zaciągnęła zwłoki księdza do swojego gniazda i sprawiła dzieciom prawdziwą ucztę. Co do karabinu, został w trawie, tam gdzie go zostawił ojciec Gomez, i rdzewiał powoli.
37. Diuny
Następnego dnia Will i Lyra znowu wyszli sami z wioski, niewiele mówiąc, szukając samotności we dwoje. Wydawali się oszołomieni, jakby jakieś szczęśliwe wydarzenie pozbawiło ich rozumu. Poruszali się powoli, patrzyli na świat niewidzącym wzrokiem.
Spędzili cały dzień na rozległych wzgórzach, a w upalnym popołudniu odwiedzili srebrno-złoty gaj. Rozmawiali, kąpali się, jedli, całowali się, leżeli zmożeni szczęściem, szepcząc słowa pozbawione sensu i czując, że rozpływają się z miłości.
Wieczorem zjedli posiłek z Mary i Atal, mówiąc niewiele, a ponieważ panował upał, postanowili pójść nad morze, gdzie spodziewali się znaleźć chłodną bryzę. Wędrowali z biegiem rzeki, aż dotarli na szeroką plażę, jasną pod księżycem, gdzie zaczynał się przypływ.
Położyli się na miękkim piasku u stóp wydmy i wtedy usłyszeli pierwsze wołanie ptaka.
Oboje jednocześnie odwrócili głowy, ponieważ ten ptak miał głos niepodobny do żadnego innego stworzenia żyjącego w tym świecie. Skądś z wysoka, z ciemności dobiegł delikatny trel, a potem odpowiedział mu drugi z innej strony. Will i Lyra, zachwyceni, zerwali się z piasku i próbowali wypatrzyć śpiewaków, ale dostrzegli tylko dwa ciemne śmigłe kształty, które pikowały nisko i znowu wzlatywały w górę, przez cały czas wyśpiewując dźwięczną płynną melodię, nieskończenie bogatą i różnorodną.
A potem trzepocząc skrzydłami, które wzbiły małą fontannę piasku, pierwszy ptak wylądował kilka metrów przed nimi.
– Pan...? – zapytała Lyra.
Przybrał postać gołębia o ciemnej barwie, trudnej do określenia w blasku księżyca; odcinał się wyraźnie na białym piasku. Drugi ptak wciąż krążył w górze, wciąż śpiewał, a potem sfrunął do nich. Była to gołębica, ale perłowobiała, z grzywą ciemnoczerwonych piór.
Will zrozumiał, co to znaczy zobaczyć swojego dajmona. Kiedy gołębica sfrunęła na piasek, serce mu się ścisnęło i zadrżało w sposób, jakiego nigdy nie zapomniał. Sześćdziesiąt lat minęło i jako stary człowiek wciąż przeżywał pewne doznania równie wyraźnie jak za pierwszym razem: palce Lyry wkładające mu owoc do ust pod srebrno-złotymi drzewami; dotyk jej ciepłych ust na jego wargach; dajmona wydarta niespodziewanie z jego piersi, kiedy weszli do świata zmarłych; i słodka sprawiedliwość jej powrotu na skraju wydm oblanych światłem księżyca.
Lyra ruszyła w stronę dajmonów, ale Pantalaimon przemówił:
– Lyro, wczoraj w nocy przyszła do nas Serafina Pekkala. Powiedziała nam wiele rzeczy. Wróciła, żeby przyprowadzić tu Cyganów. Nadpływa Ojciec Coram i Lord Faa, przybędą tutaj.
– Pan – szepnęła zmartwiona. – Och, Pan, nie jesteś szczęśliwy... Co się stało? Co się dzieje?
Wtedy zmienił się i pomknął do niej po piasku jako śnieżnobiały gronostaj. Drugi dajmon również się przemienił – Will poczuł to jako lekki ucisk w sercu – i stał się kotką.
Zanim kotka podeszła do niego, przemówiła:
– Czarownica nadała mi imię. Przedtem go nie potrzebowałam. Nazwała mnie Kirjava. Ale teraz musicie nas wysłuchać...
– Tak, musicie – poparł ją Pantalaimon. – To trudno wytłumaczyć.
Wspólnym wysiłkiem dajmony przekazały dzieciom wszystko, co powiedziała im Serafina, zaczynając od rewelacji dotyczącej natury dzieci: jak to niezamierzenie posiedli moc rozdzielenia jak czarownice, a jednak zachowywali jedność ze swymi dajmonami.
– Ale to nie wszystko – powiedziała Kirjava. A Pantalaimon zawołał:
– Och, Lyro, przebacz nam, ale musimy ci powiedzieć, czego się dowiedzieliśmy...!
Lyra była zdumiona. Kiedy to Pan potrzebował jej przebaczenia? Spojrzała na Willa i zobaczyła, że jest równie zaskoczony.
– Powiedzcie nam – poprosił. – Nie bójcie się.
– Chodzi o Pył – wyjaśniła kotka-dajmona i Will zdziwił się, że część jego własnej natury mogła mu powiedzieć coś, czego nie wiedział. – Cały Pył odpływał, spadał do otchłani, którą widzieliście. Coś powstrzymało jego odpływ tutaj, ale...
– Will, to było złote światło! – zawołała Lyra. – Światło, które spadało do otchłani i znikało... Więc to był Pył? Naprawdę?
– Tak. Ale jeszcze więcej wycieka przez cały czas – oznajmił Pantalaimon. – A nie powinno. Najważniejsze, żeby wszystko nie wyciekło. Pył musi zostać w tym świecie i nie znikać, bo inaczej wszystko dobre zmarnieje i zginie.
– Ale dokąd ucieka reszta? – zapytała Lyra. Oba dajmony spojrzały na Willa i na nóż.
– Za każdym razem, kiedy robimy otwór – powiedziała Kirjava i Will znowu poczuł ten drobny dreszczyk: ona jest mną, ja jestem nią... – za każdym razem, kiedy ktoś otwierał przejście pomiędzy światami, my albo dawni członkowie gildii, nóż wcinał się w zewnętrzną pustkę. W tę samą pustkę, która jest w otchłani. Nie wiedzieliśmy o tym. Nikt nie wiedział, ponieważ krawędź jest bardzo cieniutka i niewidoczna. Ale dostatecznie duża, żeby Pył wyciekał. Jeśli natychmiast zamknie się okno, nie zdąży dużo wycieknąć, ale są tysiące otworów nigdy niezamkniętych. Więc przez cały czas Pył wycieka ze światów w nicość.
Wyraz twarzy Willa i Lyry oznaczał, że zrozumieli. Walczyli z tym, ale nadchodziło nieubłaganie jak szare światło, które sączy się z nieba i zaćmiewa gwiazdy; pokonywało każdą barierę w ich umysłach, przebijało się przez każdą zasłonę i znajdowało szpary w każdej okiennicy.
– Każdy otwór – szepnęła Lyra.
– Wszystkie trzeba zamknąć? – zapytał Will.
– Tak – potwierdził Pantalaimon również szeptem.
– O nie – jęknęła Lyra. – Nie, to nieprawda...
– Dlatego musimy opuścić nasz świat i zostać w świecie Lyry – oświadczyła Kirjava. – Albo Pan i Lyra muszą opuścić swój świat i zamieszkać w naszym. Nie ma innego wyjścia.
Potem ponure światło dnia uderzyło w nich z całą siłą. Lyra krzyknęła głośno. Sowi wrzask Pantalaimona poprzedniej nocy wystraszył każde małe stworzenie, które go usłyszało, ale to było nic w porównaniu z dzikim skowytem Lyry. Dajmony były wstrząśnięte i widząc ich reakcję, Will zrozumiał powód: nie znały reszty prawdy; nie wiedziały tego, czego Will i Lyra sami się dowiedzieli.