Выбрать главу

Lyra odetchnęła głęboko i zaczęła obracać kółka. Lecz już po chwili przerwała i odwróciła instrument.

– Złe miejsce – wyjaśniła krótko i zaczęła od początku.

Will widział wyraźnie jej najdroższą twarz. Ponieważ znał ją tak dobrze, ponieważ oglądał ją w szczęściu i rozpaczy, w smutku i nadziei, widział, że coś jest źle: nie mogła się skoncentrować, co zwykle przychodziło jej tak łatwo. Stopniowo na jej twarzy pojawiło się rozpaczliwe zdumienie; przygryzała dolną wargę, coraz częściej mrugała i powoli przesuwała wzrok z symbolu na symbol, niemal po omacku, zamiast przeskakiwać do każdego następnego szybko i pewnie.

– Nie wiem – wyznała, kręcąc głową. – Nie wiem, co się dzieje... Znam to tak dobrze, ale chyba nie rozumiem, co znaczy...

Wzięła głęboki drżący oddech i przekręciła instrument. Wyglądał obco i niezręcznie w jej dłoniach. Pantalaimon pod postacią myszy wskoczył na jej podołek i oparł czarne łapki na krysztale, zerkając na kolejne symbole. Lyra pokręciła jednym kółkiem, potem drugim, obróciła cały przyrząd i wstrząśnięta podniosła wzrok na Willa.

– Och, Willu! – zawołała. – Nie mogę go czytać! Opuścił mnie!

– Nie martw się. Wciąż masz w sobie tę wiedzę. Tylko się uspokój i zaczekaj, aż sama przyjdzie. Nie szukaj jej na siłę. Po prostu pozwól, żeby sama wypłynęła...

Przełknęła ślinę, kiwnęła głową i ze złością otarła oczy. Potem kilka razy odetchnęła głęboko, ale Will widział, że jest zbyt spięta. Położył ręce na jej ramionach, poczuł jej drżenie i objął ją mocno. Wyrwała mu się i znowu spróbowała. Jeszcze raz spojrzała na symbole, jeszcze raz obróciła kółka, lecz niewidzialne drabiny znaczeń, po których dawniej wchodziła z taką łatwością i swobodą, teraz znikły. Po prostu nie wiedziała, co znaczyły poszczególne symbole.

Odwróciła się, objęła Willa i zawołała z rozpaczą:

– Nic z tego! Skończyło się... Odeszło na zawsze... Zawsze przychodziło, kiedy potrzebowałam, do różnych rzeczy... do ratowania Rogera, a potem dla nas... a teraz odeszło, teraz wszystko skończone, po prostu mnie opuściło... Bałam się tego, bo było takie trudne... Myślałam, że nie widzę dobrze albo że palce mi zesztywniały, ale to wcale nie tak; po prostu moc mnie opuściła, zgasła... Och, wszystko skończone, Will! Straciłam to! I już nigdy nie wróci!

Szlochała w zapamiętaniu. Mógł tylko ją przytulić. Nie umiał jej pocieszyć, ponieważ najwyraźniej miała rację.

Potem oba dajmony zjeżyły się i podniosły wzrok. Will i Lyra również to wyczuli i spojrzeli na niebo. Nadlatywało jakieś światło; światło ze skrzydłami.

– To anielica, którą spotkaliśmy – domyślił się Pantalaimon.

Odgadł prawidłowo. Chłopiec, dziewczyna i dwa dajmony patrzyli, jak Xaphania szerzej rozpostarła skrzydła i sfrunęła na piasek. Will, chociaż spędził sporo czasu w towarzystwie Balthamosa, nie był przygotowany na tak dziwne spotkanie. Mocno trzymali się z Lyrą za ręce, kiedy anielica zbliżyła się, promieniując światłem z innego świata. Nie nosiła ubrania, lecz to nie miało znaczenia; zresztą jakie ubranie mogą nosić anioły? – pomyślała Lyra. Nie dało się określić jej wieku, ale twarz miała surową i współczującą. Will i Lyra poczuli, że nowo przybyła zna najgłębsze tajemnice ich serc.

– Willu – odezwała się. – Przybyłam prosić cię o pomoc.

– Mnie? Jak mogę ci pomóc?

– Chcę, żebyś mi pokazał, jak zamykać otwory wykonane nożem.

Will przełknął ślinę.

– Pokażę ci – zgodził się. – A ty pomożesz nam w zamian?

– Nie w sposób, o jakim myślicie. Wiem, o czym rozmawialiście. Wasz smutek zostawił ślady w powietrzu. Chociaż to żadna pociecha, wierzcie mi, że każda istota, która wie o waszej rozterce, chciałaby to zmienić; ale czasami nawet najpotężniejsi muszą pogodzić się z przeznaczeniem. Nie mogę wam w niczym pomóc.

– Dlaczego... – zaczęła Lyra słabym, drżącym głosem. – Dlaczego nie umiem już odczytywać aletheiometru? Dlaczego nawet to straciłam? Jedyna rzecz, którą umiałam dobrze robić, przepadła... po prostu zniknęła, jakby nigdy nie istniała...

– Czytałaś dzięki łasce – oświadczyła Xaphania. – I możesz to odzyskać dzięki pracy.

– Ile czasu mi to zajmie?

– Całe życie.

– Tak długo...

– Ale wtedy będziesz czytać nawet lepiej, po całym życiu rozmyślań i wysiłków, ponieważ to wypłynie ze świadomego zrozumienia. Łaska zdobyta w ten sposób jest głębsza i pełniejsza niż łaska otrzymana za darmo, a co więcej, kiedy już ją zdobędziesz, nigdy jej nie utracisz.

– Masz na myśli całe życie, prawda? – szepnęła Lyra. – Całe długie życie? Nie tylko... kilka lat?

– Tak – potwierdziła anielica.

– I wszystkie okna trzeba zamknąć? – upewnił się Will. – Każde z nich?

– Zrozumcie – powiedziała Xaphania – Pył nie jest stały. To nie ustalona ilość, zawsze taka sama. Świadome byty tworzą Pył... odnawiają go przez cały czas, myśleniem, czuciem i refleksją, zdobywając mądrość i przekazując dalej. Więc jeśli pomożecie wszystkim ludziom w waszych światach, jeśli im pomożecie poznawać i rozumieć siebie i innych, i swoje otoczenie, jeśli ich nauczycie łagodności zamiast okrucieństwa, cierpliwości zamiast pośpiechu, grzeczności zamiast opryskliwości i nade wszystko pokażecie im, jak zachować wolne, otwarte i ciekawe umysły... Wtedy odtworzą dostatecznie dużo Pyłu, żeby uzupełnić ubytek z jednego okna. Więc jedno możecie zostawić otwarte.

Will drżał z podniecenia, jego myśli pomknęły w jednym kierunku: do nowego okna w powietrzu pomiędzy światami jego i Lyry. To będzie ich sekret, będą mogli przechodzić tam i z powrotem, mieszkać trochę w swoim świecie i trochę w drugim, żeby dajmony utrzymywały ich w zdrowiu. Mogą razem dorastać i może, dużo później, będą mieli dzieci, sekretnych obywateli dwóch światów; i będą przenosić wiedzę z jednego świata do drugiego, mogą czynić wiele dobrego...

Ale Lyra kręciła głową.

– Nie – jęknęła cicho – nie możemy, Will...

Nagle zrozumiał, o czym myślała, i równie udręczonym głosem powiedział:

– Nie, przecież zmarli...

– Musimy zostawić jedno okno otwarte dla nich! Musimy!

– Tak, inaczej...

– I musimy wytworzyć dostatecznie dużo Pyłu, Will, żeby nie zamykać tego okna...

Dygotała. Wydawała się bardzo dziecinna, kiedy przygarnął ją do siebie.

– I jeśli tak zrobimy – podjął z drżeniem – jeśli przeżyjemy nasze życie jak należy, pamiętając o nich, wtedy będziemy też mieli co opowiedzieć harpiom. Musimy powiedzieć o tym ludziom, Lyro.

– Tak, o prawdziwych historiach – szepnęła. – O prawdziwych historiach, które harpie chcą usłyszeć w zamian. Tak. Więc jeśli ktoś przeżyje całe życie i nie ma nic do opowiedzenia, to kiedy umrze, nigdy nie opuści świata zmarłych. Musimy im to powtórzyć, Willu.

– Ale sami...

– Tak – przyznała – sami.

Na to słowo wielka fala wściekłości i rozpaczy wezbrała głęboko we wnętrzu Willa, jakby jego umysł zmienił się w ocean wzburzony potężnym trzęsieniem ziemi. Przez całe życie był sam i teraz znowu zostanie sam, i niemal natychmiast musi utracić ten nieskończenie cenny dar, który otrzymał. Poczuł, jak fala piętrzy się coraz wyżej, przesłania niebo, jak jej grzbiet załamuje się i wielka masa wody uderza z siłą oceanu o żelazny brzeg jego zdyscyplinowanej jaźni. I zatrząsł się, spazmatycznie łapiąc powietrze, zaszlochał głośno z bólu i gniewu, jakiego nie czuł nigdy w życiu, i przycisnął do siebie równie zrozpaczoną Lyrę. Lecz kiedy fala przelała się i wody opadły, pozostała jałowa skała. Nie mogli walczyć z losem; ani rozpacz Willa, ani rozpacz Lyry niczego nie zmieniły.