Выбрать главу

Podczas obiadu Rektor i pani Relf opowiadali o wydarzeniach, które zaszły podczas nieobecności Lyry, a ona słuchała z przerażeniem, smutkiem lub zachwytem. Kiedy przeszli do salonu na kawę, Rektor powiedział:

– A więc, Lyro, prawie nie mieliśmy od ciebie wiadomości. Wiem jednak, że wiele widziałaś. Czy możesz nam opowiedzieć o swoich przeżyciach?

– Tak – potwierdziła. – Ale nie wszystko naraz. Niektórych nie rozumiem, a inne wciąż jeszcze doprowadzają mnie do płaczu; ale obiecuję, że opowiem wam tyle, ile potrafię. Wy jednak też musicie mi coś obiecać.

Rektor popatrzył na siwowłosą damę z dajmonem-małpką na kolanach i wymienili rozbawione spojrzenia.

– Co takiego? – zapytała pani Relf.

– Musicie obiecać, że mi uwierzycie – oświadczyła poważnie Lyra. – Wiem, że nie zawsze mówiłam prawdę, a w niektórych miejscach przeżyłam tylko dzięki temu, że kłamałam i zmyślałam. Więc wiem, jaka byłam, i wy też wiecie, ale moja prawdziwa historia jest zbyt ważna, żebyście uwierzyli tylko w połowę. Więc przyrzekam mówić prawdę, jeśli wy przyrzekniecie mi uwierzyć.

– No dobrze, przyrzekam – powiedziała kobieta, a Rektor dodał:

– Ja też.

– Ale wiecie, czego żałuję – podjęła Lyra – prawie... prawie najbardziej? Żałuję, że straciłam zdolność odczytywania aletheiometru. Och, to było takie dziwne, Rektorze, kiedy się pojawiło i potem nagle znikło! Jednego dnia znałam go tak dobrze... mogłam przebierać między znaczeniami symboli, przechodzić od jednego do drugiego i widzieć wszystkie połączenia... zupełnie jak – uśmiechnęła się – jak małpa na drzewie, tak szybko się poruszałam. A potem nagle nic. Nic nie miało sensu, nie pamiętałam niczego oprócz samych podstawowych znaczeń, na przykład że kotwica oznacza nadzieję, a czaszka śmierć. Całe tysiące znaczeń... zniknęły.

– One wcale nie zniknęły, Lyro – pocieszyła ją pani Relf. – Książki nadal stoją w Bibliotece Bodleya. Wiedza potrzebna do ich studiowania wciąż jest dostępna.

Kobieta siedziała naprzeciwko Rektora w jednym z dwóch foteli przed kominkiem. Lyra zajmowała miejsce na sofie pomiędzy nimi. Paliła się tylko lampa obok fotela Rektora, ale wyraźnie oświetlała twarze starszej pary. Lyra przyłapała się na tym, że studiuje twarz Hanny Relf. Łagodna – pomyślała – surowa i mądra; ale nie potrafiła odczytać jej wyrazu tak samo, jak nie potrafiła odczytać aletheiometru.

– No więc – odezwał się Rektor – musimy pomyśleć o twojej przyszłości, Lyro.

Zadrżała na te słowa. Wzięła się w garść i usiadła prosto.

– Przez cały czas mojej nieobecności – wyznała – nigdy o tym nie myślałam. Tylko o teraźniejszości, o chwili obecnej. Wiele razy myślałam, że nie mam żadnej przyszłości. A teraz... Nagle odkrywam, że mam przed sobą całe życie, ale nie wiem... Nie wiem, co z nim zrobić. To tak, jakbym miała aletheiometr, ale nie wiedziała, jak go odczytać. Pewnie muszę iść do pracy, ale nie wiem do jakiej. Moi rodzice pewnie są bogaci, ale założę się, że nigdy nie pomyśleli, żeby odłożyć dla mnie trochę pieniędzy, a zresztą do tej pory pewnie już wszystko wydali, więc nawet gdybym miała prawo do ich majątku, nic by nie zostało. Wróciłam do Jordana, bo dawniej tu był mój dom i nie miałam dokąd pójść. Myślę, że Iorek Byrnison pozwoliłby mi zamieszkać na Svalbardzie, i myślę, że Serafina Pekkala pozwoliłaby mi mieszkać z jej klanem czarownic; ale nie jestem ani niedźwiedziem, ani czarownicą, więc nie pasowałabym tam, chociaż bardzo ich kocham. Może Cyganie mnie przyjmą... Ale tak naprawdę nie wiem, co chcę robić dalej. Czuję się zagubiona.

Popatrzyli na nią. Oczy jej błyszczały bardziej niż zwykle, podbródek uniosła wysoko w sposób, który niechcący przejęła od Willa. Minę miała wyzywającą, nie tylko zagubioną, pomyślała Hanna Relf z podziwem; a Rektor zobaczył coś więcej – zobaczył, że znikł nieświadomy wdzięk dziecka i Lyra wyglądała niezgrabnie ze swoim dorastającym ciałem. Lecz kochał gorąco tę dziewczynę i czuł po części dumę, po części obawę wobec pięknej kobiety, w którą miała się zmienić tak szybko.

– Nigdy nie będziesz zagubiona, dopóki stoi Kolegium Jordana, Lyro – powiedział. – To jest twój dom tak długo, dopóki go potrzebujesz. Co do pieniędzy... Twój ojciec ustanowił fundusz na pokrycie wszystkich twoich potrzeb i wyznaczył mnie na jego wykonawcę, więc nie musisz się martwić.

Co prawda Lord Asriel niczego takiego nie zrobił, ale Kolegium Jordana było bogate i Rektor miał własne pieniądze, nawet po ostatnich przewrotach.

– Myślałem o nauce – ciągnął. – Wciąż jesteś bardzo młoda i do tej pory twoja edukacja zależała od... No, szczerze mówiąc, od tego, którego z naszych uczonych najmniej onieśmielałaś – dokończył z uśmiechem. – Nauka była wyrywkowa. Teraz może się okazać, że w stosownym czasie twoje zdolności zaprowadzą cię w kierunku, którego na razie nie umiemy przewidzieć. Jeśli jednak zamierzasz poświęcić się pracy nad aletheiometrem i nauczyć się świadomie tego, co poprzednio osiągnęłaś dzięki intuicji...

– Tak – oświadczyła stanowczo Lyra.

– ...to najlepiej zrobisz, jeśli oddasz się w ręce mojej dobrej przyjaciółki, Hanny. Jej erudycja w tym przedmiocie jest niezrównana.

– Pozwól, że coś zaproponuję – odezwała się dama. – Nie musisz zaraz odpowiadać. Namyśl się spokojnie. Moje kolegium nie jest takie stare jak Jordan, a ty na razie i tak jesteś za młoda na studentkę, ale kilka lat temu nabyliśmy duży dom w północnym Oksfordzie i postanowiliśmy założyć szkołę z internatem. Chciałabym, żebyś poznała dyrektorkę i zobaczyła, czy zechcesz należeć do naszych uczennic. Widzisz, Lyro, wkrótce będziesz potrzebowała przyjaźni innych dziewcząt w twoim wieku. Pewnych rzeczy uczymy się od siebie nawzajem w młodości, a wątpię, czy znajdziesz je w Jordanie. Dyrektorka to bystra młoda kobieta, energiczna, uprzejma, z wyobraźnią. Mamy szczęście, że na nią trafiliśmy. Możesz z nią porozmawiać i jeśli spodoba ci się ten pomysł, niech święta Zofia zostanie twoją szkołą, jak Jordan jest twoim domem. A jeśli pragniesz rozpocząć systematyczne studia nad aletheiometrem, ty i ja możemy się spotykać na prywatnych lekcjach. Ale mamy czas, moja droga, mamy mnóstwo czasu. Nie odpowiadaj mi teraz. Zaczekaj, aż będziesz gotowa.

– Dziękuję – powiedziała Lyra – dziękuję pani. Zaczekam.

Rektor wręczył Lyrze jej własny klucz do bramy ogrodu, więc mogła wchodzić i wychodzić, kiedy chciała. Później tego wieczoru, kiedy portier zamykał portiernię, razem z Pantalaimonem wymknęli się i pobiegli ciemnymi ulicami, a wszystkie dzwony Oksfordu wydzwaniały północ.

W ogrodzie botanicznym Pan rzucił się w pościg za myszą, zagonił ją pod mur, potem zostawił i wskoczył na pobliską wielką sosnę. Lyra patrzyła z radością, jak skakał po gałęziach tak daleko od niej; musieli jednak zachować ostrożność, żeby nikt ich nie zobaczył rozdzielonych, bo należało trzymać w sekrecie tę okupioną cierpieniem moc czarownic. Dawniej Lyra z rozkoszą popisywałaby się przed wszystkimi zaprzyjaźnionymi urwisami, żeby wytrzeszczali oczy ze strachu, ale Will pokazał jej wartość milczenia i dyskrecji.

Usiadła na ławce i czekała, żeby Pan do niej przyszedł. Lubił ją zaskakiwać, ale zwykle dostrzegała go wcześniej. Oto jego zwinna sylwetka pomykająca brzegiem rzeki. Lyra spojrzała w drugą stronę i udawała, że go nie widzi, a potem objęła go nagle, kiedy wskoczył na ławkę.

– Prawie mi się udało – powiedział.

– Musisz lepiej się postarać. Słyszałam cię przez całą drogę od bramy.

Przysiadł na oparciu ławki, opierając przednie łapki na jej ramionach.

– Co jej powiemy? – zapytał.

– Powiemy „tak” – odparła. – Przecież to tylko spotkanie z dyrektorką. To jeszcze nie szkoła.