– Tak.
– Doskonale. Bracie Pavle, powinieneś dalej prowadzić dochodzenie. Czegokolwiek potrzebujesz w sensie pomocy klerykalnej czy sekretarskiej, rozkazuj. Powstań, proszę.
Brat Pavel skłonił się, pozbierał notatki i z żabą-dajmoną na ramieniu opuścił salę. Zakonnice rozprostowały palce.
Ojciec MacPhail postukał ołówkiem w dębową ławę przed sobą.
– Siostro Agnes, siostro Moniko – powiedział – możecie teraz nas zostawić. Transkrypcje proszę mi położyć na biurku przed końcem dnia.
Dwie zakonnice skłoniły się i wyszły.
– Dżentelmeni – powiedział Przewodniczący, gdyż tak zwracano się do siebie w Konsystorskiej Komisji – przenieśmy obrady.
Dwunastu sędziów, od najstarszego (ojciec Makepwe, zgrzybiały, o kaprawych oczach) do najmłodszego (ojciec Gomez, blady i drżący od gorliwości) zebrali notatki j ruszyli za Przewodniczącym do komnaty rady, gdzie mogli siedzieć naprzeciwko siebie przy stole i rozmawiać z zachowaniem najwyższej dyskrecji.
Obecny Przewodniczący Komisji Konsystorskiej był Szkotem nazwiskiem Hugh MacPhail. Wybrano go w młodym wieku; Przewodniczący pełnili swój urząd dożywotnio, a ojciec MacPhail dopiero przekroczył czterdziestkę, więc mógł wpływać na losy Komisji Konsystorskiej, a zatem całego Kościoła, przez wiele nadchodzących lat. Był to mężczyzna o mrocznej twarzy, wysoki i postawny, z grzywą sztywnych siwych włosów; miał skłonności do tycia, dlatego narzucił swojemu ciału brutalną dyscyplinę: pijał tylko wodę, jadał tylko chleb i owoce i ćwiczył godzinę dziennie pod nadzorem trenera mistrzów sportu. W rezultacie był wychudzony, żylasty i nerwowy. Jego dajmona była jaszczurką.
Odczekawszy, aż zebrani usiądą, ojciec MacPhail zaczął:
– Taki zatem jest stan rzeczy. Należy wziąć pod uwagę kilka punktów. Po pierwsze, Lord Asriel. Czarownica życzliwa Kościołowi melduje, że Lord Asriel zbiera wielką armię, włącznie z siłami wyglądającymi na anielskie. Jego zamiary, o ile czarownicy wiadomo, są wrogie wobec Kościoła i wobec samego Autorytetu. Po drugie, Rada Oblacyjna. Zorganizowanie przez nich programu badawczego w Bolvangarze oraz finansowanie działalności pani Coulter sugeruje, że mają nadzieję zająć miejsce Konsystorskiej Komisji Dyscyplinarnej jako najpotężniejszego i najskuteczniejszego ramienia Świętego Kościoła. Zostaliśmy wyprzedzeni, panowie. Oni działali bezwzględnie i skutecznie. Należą nam się baty za naszą ślamazarność, skoro do tego dopuściliśmy. Za chwilę wrócę do tematu i powiem, co możemy zrobić. Po trzecie, chłopiec z zeznania brata Pavla, z nożem o takich niezwykłych możliwościach. Koniecznie musimy go znaleźć i jak najszybciej wejść w posiadanie tego noża. Po czwarte, Pył. Podjąłem kroki w celu sprawdzenia, czego dowiedziała się o tym Rada Oblacyjna. Przekonaliśmy jednego z teologów eksperymentalnych pracujących w Bolvangarze, żeby nam powiedział, co dokładnie odkryli. Porozmawiam z nim dzisiaj po południu na dole.
Jeden czy dwóch kapłanów poruszyło się niespokojnie, ponieważ „na dole” oznaczało piwnice pod budynkiem: wyłożone białymi kafelkami pomieszczenia z doprowadzeniami prądu anbarycznego, dźwiękoszczelne i dobrze skanalizowane.
– Czegokolwiek jednak dowiemy się o Pyle – podjął Przewodniczący – nie wolno nam zapominać o naszym zadaniu. Rada Oblacyjna próbowała zrozumieć skutki działania Pyłu; my musimy całkowicie go zniszczyć. Jeśli w celu zniszczenia Pyłu trzeba będzie zniszczyć również Radę Oblacyjna, Kolegium Biskupów, każdą instytucję, z pomocą której Święty Kościół wypełnia wolę Autorytetu... niech się tak stanie. Być może, panowie, sam Święty Kościół został powołany do istnienia, żeby wykonać to zadanie i przy tym zginąć. Lepszy jednak świat bez Kościoła i Pyłu niż świat, gdzie co dnia musimy cierpieć pod ohydnym brzemieniem grzechu. Lepszy jest świat oczyszczony z tego wszystkiego!
Płomiennooki ojciec Gomez przytaknął zapalczywie.
– I wreszcie – powiedział ojciec MacPhail – ta dziewczynka. Wciąż jeszcze dziecko, jak myślę. Ta Ewa, która będzie kuszona i która, jeśli kierować się precedensem, upadnie i ten Upadek sprowadzi na nas zagładę. Panowie, ze wszystkich sposobów rozwiązania jej problemu zaproponuję najbardziej radykalny, wierzę jednak, że otrzymam wasze poparcie. Proponuję wysłać człowieka, żeby ją odnalazł i zabił, zanim ona ulegnie pokusie.
– Ojcze Przewodniczący – powiedział natychmiast ojciec Gomez – codziennie przez całe moje dorosłe życie odbywam pokutę wstępną. Studiowałem, szkoliłem się...
Przewodniczący podniósł rękę. Pokuta wstępna i rozgrzeszenie były to doktryny badane i rozwijane przez Komisję Konsystorską, ale nieznane ogółowi Kościoła. Obejmowały pokutę za grzech jeszcze niepopełniony, surową i żarliwą pokutę połączoną z oczyszczaniem i biczowaniem, żeby uzbierać swego rodzaju kredyt. Kiedy pokuta osiągnęła poziom stosowny do ciężaru danego grzechu, penitent otrzymywał rozgrzeszenie z góry, chociaż mógł nigdy nie popełnić tego konkretnego grzechu. Na przykład czasami konieczne było zabijanie ludzi; a zabójca miał znacznie łatwiejsze zadanie, jeśli mógł je wykonać w stanie łaski.
– Myślałem o tobie – oznajmił życzliwie ojciec MacPhail. – Czy mam zgodę Komisji? Tak. Kiedy ojciec Gomez wyruszy z naszym błogosławieństwem, będzie zdany tylko na siebie, nieosiągalny, nie do odwołania. Cokolwiek jeszcze się stanie, on podąży do celu prostą drogą, niczym strzała Boga, i uderzy w dziecko. Nadejdzie w nocy, niewidzialny, niczym anioł, który zniszczył Asyryjczyków, w ciszy i milczeniu. O ileż lepiej byłoby dla nas, gdyby w ogrodzie Edenu był taki ojciec Gomez! Nigdy nie odeszlibyśmy z raju.
Młody ksiądz prawie szlochał z dumy. Komisja udzieliła swego błogosławieństwa.
A w najciemniejszym kącie sufitu, ukryty wśród ciemnych dębowych belek, siedział człowieczek nie większy od dłoni. Miał buty z ostrogami i słyszał każde wypowiedziane słowo.
W piwnicach człowiek z Bolvangaru, ubrany tylko w brudną białą koszulę i luźne spodnie bez paska, stał pod gołą żarówką, przytrzymując jedną ręką spodnie, a drugą swoją dajmonę-królicę. Przed nim, na jedynym krześle, siedział ojciec MacPhail.
– Doktorze Cooper – zaczął Przewodniczący – niechże pan siada.
W pomieszczeniu nie było żadnych mebli oprócz krzesła, drewnianej pryczy i wiadra. Głos Przewodniczącego odbijał się nieprzyjemnym echem od białych kafelków pokrywających sufit i ściany.
Doktor Cooper usiadł na pryczy. Nie mógł oderwać wzroku od wychudzonego siwowłosego mężczyzny. Oblizał suche wargi i czekał na kolejną zbliżającą się przykrość.
– Więc prawie udało się panu oddzielić dziecko od jego dajmona? – zagadnął ojciec MacPhail.
Doktor Cooper odparł drżącym głosem:
– Uważaliśmy, że nie ma sensu czekać, ponieważ eksperyment i tak miał się odbyć, więc umieściliśmy dziecko w eksperymentalnej komorze, ale wtedy interweniowała sama pani Coulter i zabrała dziecko do własnej kwatery.
Królica-dajmona otwarła okrągłe oczy i spojrzała z lękiem na Przewodniczącego, po czym znowu je zamknęła i ukryła pyszczek.
– To na pewno było stresujące – zauważył ojciec MacPhail.
– Cały program był niezwykle trudny – zgodził się pospiesznie doktor Cooper.
– Dziwi mnie, że nie zwróciliście się po pomoc do Komisji Konsystorskiej, my mamy mocne nerwy.
– My... ja... rozumieliśmy, że na program licencję wydała... Kierowała nim Rada Oblacyjna, ale powiedziano nam, że za zgodą Konsystorskiej Komisji Dyscyplinarnej. Inaczej nigdy nie wzięlibyśmy w tym udziału. Nigdy!
– Nie, oczywiście, że nie. A teraz inna sprawa. Czy wiadomo coś panu – zaczął ojciec MacPhail, przechodząc do prawdziwego powodu swojej wizyty w piwnicy – o temacie badań Lorda Asriela? Co mogło być źródłem potężnej energii, którą zdołał uwolnić na Svalbardzie?