Выбрать главу

A mimo to najcudowniejsze ze wszystkiego było to, że nawet tutaj, w kabinie pasażerskiej promu kosmicznego Komarow kursującego między Ziemią i Księżycem, jej telefon komórkowy wciąż działał.

* * *

— Perdito, poproś profesora Grafa, żeby Bill Carel objął nadzór nad moimi badaniami. — Bill był jednym ze słuchaczy studiów magisterskich i zajmował się analizą spektralną ciemnej energii. Nieznośny, lecz bardzo uzdolniony Bill był wart zachodu; miała nadzieję, że stary Joe Graf sam dojdzie do tego wniosku. — I poproś go, żeby zajął się korektą mojego ostatniego artykułu do publikacji w Astrophysical Journal. Wie, o co chodzi. Co jeszcze? Kiedy ostatnio używałam samochodu, nadal sprawiał kłopoty. — Wielki szok związany z 9 czerwca był traumatyczny zarówno dla maszyn, jak i dla ludzi; nawet w kilka miesięcy później wiele z nich z trudem dochodziło do siebie. — Prawdopodobnie będzie to wymagało jeszcze trochę czasu… Co jeszcze?

— Masz umówioną wizytę u dentysty — powiedziała córka.

— Rzeczywiście. Niech to licho. Odwołaj ją, proszę. — Dotknęła językiem zęba, z którym miała kłopoty, i zaczęła się zastanawiać, jaki jest poziom dentystyki na Księżycu.

Jej studenci, jej samochód, jej zęby. Te fragmenty jej życia z Milton Keynes, gdzie zajmowała stanowisko na otwartym uniwersytecie, wydawały się absurdalne w tym miejscu, między dwoma ciałami niebieskimi. A mimo to, kiedy ta cała panika minie, życie będzie toczyć się dalej; musi się skoncentrować, aby trzymać to wszystko w garści, bo to było jej życie, do którego miała wrócić.

Ale oczywiście Perdita nie interesowała się rutynowymi sprawami.

Twarz córki na maleńkim ekranie telefonu była zamazana wskutek zakłóceń, ale połączenie było znośne. Siobhan nie miała zamiaru uskarżać się na takie drobne niedoskonałości funkcjonowania systemu telekomunikacyjnego, który łączył dwie osoby znajdujące się w dwu różnych światach, a jak chlubili się dostawcy tych usług, wkrótce ich sieć dotrze także do Marsa. Ale opóźnienie sprawiało dziwne wrażenie i uświadamiało jej, że znalazła się tak daleko od domu, że nawet światło potrzebowało zauważalnego odstępu czasu, aby dotrzeć do córki. Wkrótce znowu wrócił temat bezpieczeństwa Siobhan.

— Naprawdę nie musisz się martwić — powiedziała Siobhan do córki. — Otaczają mnie wyjątkowo kompetentni ludzie, którzy wiedzą dokładnie, co robić, abym była cała i zdrowa. Prawdopodobnie będę bezpieczniejsza na Księżycu niż w Londynie.

— Bardzo w to wątpię — powiedziała Perdita lekko urażonym tonem. — Nie jesteś Johnem Glennem, mamo.

— Nie, ale nie muszę. — Siobhan opanowała uczucie irytacji. Mam tylko czterdzieści pięć lat! Ale, pomyślała zawstydzona, kiedy miała dwadzieścia lat, czyż ona sama nie traktowała w taki sam sposób swojej matki?

— A poza tym te słoneczne rozbłyski — powiedziała Perdita. — Czytałam o tym.

— Tak jak większość ludzi od czerwca tego roku, jak sądzę — sucho odparła Siobhan.

— Astronauci znajdują się poza atmosferą ziemską i polem magnetycznym Ziemi. Więc nie są osłonięci tak, jak byliby na Ziemi.

Siobhan przesunęła telefon, żeby pokazać Perdicie wnętrze kabiny. Była na tyle obszerna, że mogła pomieścić osiem osób, ale jeśli nie liczyć jej samej, była pusta; miała masywne ściany, których grubości dowodziła głębokość gniazd okiennych.

— Widzisz? — Walnęła w ścianę. — Pięć centymetrów aluminium i wody.

— To niewiele pomoże, jeśli walnie coś wielkiego — zauważyła Perdita. — W 1972 roku potężny rozbłysk nastąpił zaledwie kilka miesięcy po powrocie statku Apollo 16 z Księżyca. Gdyby zastał astronautów na powierzchni Księżyca…

— Ale ich tam wtedy nie było — powiedziała Siobhan. — I wówczas nie istniało nic takiego jak prognozowanie pogody słonecznej. Gdyby istniało jakiekolwiek ryzyko, nie pozwoliliby mi lecieć.

Perdita chrząknęła.

— Ale teraz Słońce jest niespokojne, mamo. Od 9 czerwca minęły tylko cztery miesiące i nadal nikt nie wie, co było tego przyczyną. Kto może powiedzieć, czy meteorologowie mają pojęcie, co się właściwie dzieje?

— No cóż — trochę cierpko powiedziała Siobhan — po to właśnie jadę na Księżyc, żeby się dowiedzieć. I lepiej, żebym już wróciła do roboty, kochanie… — Pożegnawszy się i przekazawszy pozdrowienia dla matki, Siobhan rozłączyła się. Kiedy skończyła rozmawiać, poczuła lekką ulgę.

Oczywiście podejrzewała, że prawdziwym problemem Perdity dotyczącym jej misji wcale nie było bezpieczeństwo. Była nim zazdrość. Perdita nie mogła znieść, że jest tam jej matka, a nie ona. Z uczuciem podszytego skruchą triumfu Siobhan spojrzała przez okno na wyłaniający się Księżyc.

Siobhan była dzieckiem lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku. Pierwsze wyprawy ludzi na Księżyc zakończyły się dwadzieścia lat przed jej urodzeniem. Zawsze traktowała materiały misji Apollo, ziarniste filmy przedstawiające młodych astronautów z flagami i w sztywnych skafandrach ciśnieniowych, oraz niewiarygodnie prymitywną technologię jako przejaw szaleństwa lat dawno minionej zimnej wojny, szału wywołanego UFO i podziemnymi wyrzutniami rakietowymi, ukrytymi w Kansas pod polami kukurydzy.

Kiedy na początku stulecia po obu stronach Atlantyku rozważano powrót na Księżyc, na Siobhan znowu nie zrobiło to żadnego wrażenia. Nawet kiedy była studentką, cały ten projekt wydawał się jej synekurą dla kolesiów, rozmaitych lotników i inżynierów, próbą zdobycia władzy i bogactwa przez kompleks wojskowo-przemysłowy, a cele naukowe stanowiły w najlepszym razie listek figowy, jak zawsze w wypadku kosmicznych lotów załogowych.

Ale ponowne zainteresowanie badaniem kosmosu pobudziło wyobraźnię nowego pokolenia — musiała przyznać, że także jej własnego — i rozwijało się szybciej, niż ktokolwiek śnił.

Do roku 2012 zbudowano nową flotę statków kosmicznych podobnych do Apolla. Chociaż sędziwe statki kosmiczne Sojuz nadal kursowały między Ziemią a Międzynarodową Stacją Kosmiczną, piękne, lecz pełne wad wahadłowce poszły do lamusa. W międzyczasie flotylla statków badawczych i sond bezzałogowych wyruszyła na Księżyc i na Marsa, jak również do bardziej odległych i ambitnych celów; przekuwając miecze na lemiesze, wykorzystano przestarzały system obronny o nazwie Likwidator, aby sporządzić mapę całego układu słonecznego. Siobhan wiedziała, że wyniki naukowe tych misji były wartościowe, chociaż układ słoneczny nie należał do dziedziny jej badań, ale było irytujące, że większość ludzi nawet nie wiedziała o istnieniu wielkich teleskopów kosmologicznych, takich jak sonda kwintesencyjna do pomiaru anizotropii promieniowania tła, której wyniki stanowiły pożywkę jej własnej kariery.

Kiedy wszystko to odeszło w przeszłość, kiedy stopniowo połączyły się programy kosmicznych lotów załogowych, amerykański i euroazjatycki, w roku 2015 ludzie wielu różnych narodowości znów stanęli na Księżycu. W 2037 roku ludzie nieprzerwanie panowali na Księżycu od blisko dwudziestu lat, a w bazie Clausiusa i w innych miejscach przebywało około dwustu kolonistów.

A zaledwie cztery lata temu pierwsi badacze na pokładzie statku kosmicznego Aurora I dotarli do Marsa. Nawet największy sceptyk musiał przyjąć wiwatami spełnienie tego pradawnego marzenia.

Jej misja była poważna: zgodnie z uprzejmie sformułowanym poleceniem premiera Eurazji jej zadaniem było zorientowanie się, co się dzieje ze Słońcem i czy Ziemia stoi wobec perspektywy powtórki 9 czerwca. Ale skutek był taki, że ona, Siobhan McGorran, dziecko Belfastu, została wystrzelona w kierunku Księżyca w czworonożnym pojeździe, który wyglądał jak udoskonalona wersja owych starych modułów księżycowych programu Apollo. Jakie to cudowne. Nic dziwnego, że Perdita pozieleniała z zazdrości.