Выбрать главу

— Więc stosujecie kulturę wodną — powiedziała.

— Tak. I wszyscy tutaj jesteśmy wegetarianami. Upłynie dużo czasu, zanim zobaczysz na Księżycu świnię, krowę czy kurę. Ale nie chciałbym zanurzyć palca w tym płynie.

— Nie?

Pokazał na pomidory.

— Rosną na niemal czystym moczu. A ten groch unosi się na stężonych odchodach. Wszystko, co możemy zrobić, to perfumować je. Oczywiście większość tych roślin to organizmy zmodyfikowane genetycznie. Rosjanie niemało uczynili w tej dziedzinie, hodując rośliny, które potrafią zamknąć pętlę recyklingu tak oszczędnie, jak to możliwe. A rośliny muszą się przystosować do panujących tutaj szczególnych warunków: małej siły ciążenia, wrażliwości na ciśnienie i temperaturę, poziomu promieniowania. — Kiedy mówił o sprawach związanych z rolnictwem, jego głos przybrał wyraźniejszy akcent; pomyślała, że brzmi jak ktoś ze stanu Iowa, głos chłopca ze wsi oderwanego od rodzinnego domu.

Wpatrywała się w niewinnie wyglądające rośliny.

— Wyobrażam sobie, że niektórzy się nimi brzydzą.

— Można to przezwyciężyć — powiedział Bud. — A ci, którzy nie potrafią, wracają. Poza tym teraz jest lepiej niż na początku, kiedy hodowaliśmy tylko algi. Nawet ja miałem problemy, chrupiąc jasnoniebieskiego hamburgera. I oczywiście jesteśmy tutaj narażeni na to, co dzieje się na Słońcu.

Dziewiątego czerwca, częściowo dzięki ostrzeżeniom Eugene’a Manglesa, księżycowi koloniści ukryli się w schronach i przetrwali najgorsze. Statki kosmiczne i inne systemy uległy zniszczeniu, ale nie zginął ani jeden człowiek. Jednak te puste grządki dowodziły, że organizmy żywe, które towarzyszyły ludziom podczas ich pierwszych niepewnych kroków z dala od Ziemi, nie mały tyle szczęścia.

Ruszyli dalej.

* * *

Trzecia kopuła, Artemida, była przeznaczona na urządzenia przemysłowe. Bud z ojcowską dumą pokazał jej zespół transformatorów.

— Energia słoneczna — powiedział. — Czysta, nieograniczona, a na niebie ani jednej chmurki.

— Sądzę, że minus stanowi fakt, iż w każdym miesiącu są dwa tygodnie ciemności.

— Jasne. Teraz opieramy się na akumulatorach. Ale spodziewamy się utworzyć wielkie gospodarstwa na biegunach, gdzie Słońce świeci przez większą część miesiąca; wtedy będziemy potrzebowali tylko drobnej części obecnej pojemności.

Pokazał jej prymitywną instalację służącą do przetwórstwa chemicznego.

— Zasoby pochodzą z Księżyca — powiedział. — Wydobywamy tlen z ilmenitu, minerału, który jest zawarty w bazalcie. Trzeba go tylko zebrać, rozkruszyć i ogrzać. Z tego samego materiału uczymy się wytwarzać szkło. Potrafimy także uzyskiwać aluminium z plagioklazu, który jest rodzajem skalenia występującego na wyżynach.

Naszkicował plany na przyszłość. Instalacja, którą widziała, była w istocie urządzeniem pilotażowym przeznaczonym do opanowania technik przemysłowych w warunkach panujących na Księżycu. Funkcjonujące zakłady będą ogromnymi, automatycznymi fabrykami zbudowanymi na powierzchni globu. Wielkim marzeniem było aluminium. Proca, ogromna elektromagnetyczna wyrzutnia, która miała być zasilana przez energię słoneczną, była niemal w całości zbudowana z księżycowego aluminium.

Bud marzył o dniu, kiedy odpowiednio przetworzone zasoby księżycowe zostaną wysłane na orbitę okołoziemską, czy nawet na macierzystą planetę, aby tam posłużyć do realizacji rozmaitych planów konstrukcyjnych.

— Mam nadzieję, że dożyję chwili, gdy Księżyc zacznie handlować swymi wyrobami i stanie się elementem połączonej i dobrze prosperującej gospodarki Ziemi i Księżyca. I oczywiście przez cały czas uczymy się, jak się wyżywić, uprawiając ziemię z dala od Ziemi, a lekcję tę możemy wykorzystać na Marsie, asteroidach, do licha, wszędzie, gdzie zechcemy zamieszkać.

— Ale przed nami jeszcze długa droga. Tutaj warunki są odmienne: próżnia, pył, promieniowanie, mała siła ciężkości, co wywraca do góry nogami procesy konwekcji i w ogóle. Musimy od zera opracowywać techniki, które mają sto lat. — Ale Bud robił wrażenie, że cieszy się z tego wyzwania. Siobhan zobaczyła, że za paznokciami osadził mu się brud. To był człowiek, który trzymał się swego planu.

Zaprowadził ją z powrotem do Hekate, kopuły mieszkalnej.

Powiedział:

— Spośród ponad dwustu osób na Księżycu, mniej więcej dziesięć procent to personel pomocniczy, tacy specjaliści jak ty. Reszta to technicy, technologowie, biolodzy, z których czterdzieści procent poświęca się czystej nauce, jak twoi kumple na biegunie południowym. A, i jest tu jeszcze kilkanaścioro dzieci. Jesteśmy multidyscyplinarni, multinarodowi, multietniczni i multi-co-tylko-wymyślisz. Oczywiście Księżyc zawsze był wielokulturowy, nawet zanim przybyli tu ludzie. Christopher Clavius żył w tym samym czasie co Galileusz, ale w rzeczywistości był jezuitą. Myślał, że Księżyc stanowi gładką kulę. Paradoksalne jest to, że jeden z największych kraterów na Księżycu nazwano jego imieniem! Zgodnie z naszą własną tradycją jesteśmy, jak mówimy, strażnikami Półksiężyca. Mieszkanie na Księżycu to dla mnie żaden problem — Mekkę łatwo odnaleźć — ale Ramadan jest związany z fazami Księżyca, a to jest trochę bardziej skomplikowane…

Siobhan nie od razu zrozumiała, o co mu chodzi.

— Czekaj no. Powiedziałeś: „naszą tradycją”?

Uśmiechnął się, widocznie przyzwyczajony do takiej reakcji.

— Islam dotarł do Iowy, wiesz?

Kiedy Bud Tooke miał trzydzieści parę lat i odbywał służbę wojskową, był jednym z pierwszych pracowników organizacji humanitarnej zatrudnionych przy odbudowie tego, co pozostało po Kopule na Skale, kiedy ekstremistyczna grupa religijna o nazwie Jednobożcy wrzuciła do tej budowli o wyjątkowym znaczeniu granat jądrowy.

— W wyniku tego doświadczenia zetknąłem się z islamem i wtedy wszystko się dla mnie zmieniło.

Jak jej opowiedział, potem przyłączył się do ruchu o nazwie Ekumeni, którego szeregowi członkowie próbowali, głównie przy pomocy radaru, znaleźć sposób doprowadzenia wielkich światowych religii do swego rodzaju współistnienia, odwołując się do ich wspólnych korzeni. W ten sposób można było propagować konstruktywne cechy tych religii: ich moralne nauki, ich rozważania nad miejscem człowieka we wszechświecie. Argumentowano, że jeżeli ludzi nie można pozbawić religii, niech przynajmniej nie wyrządza im szkody.

— Więc — powiedziała Siobhan zdumiona — jesteś zawodowym żołnierzem, mieszkasz na Księżycu i wolny czas spędzasz na studiowaniu teologii.

Roześmiał się, a jego urywany śmiech zabrzmiał jak odgłos odbezpieczanego karabinu.

— Chyba jestem autentycznym wytworem dwudziestego pierwszego wieku, nie uważasz? — Spojrzał na nią, jakby onieśmielony. — Ale widziałem wiele. Wiesz, wydaje mi się, że w ciągu mego życia powoli, po omacku wydobywamy się z mgły. Uśmiercamy się nawzajem nieco mniej ochoczo niż sto lat temu. Mimo że sama Ziemia szybko się zdegenerowała, kiedy nie zwracaliśmy na to uwagi, zaczynamy to naprawiać. Ale teraz pojawiło się to, te kłopoty ze Słońcem. Czy to nie paradoksalne, że teraz, kiedy dorastamy, gwiazda, która dała nam życie, postanawia nas zetrzeć na miazgę?