Выбрать главу

Ponadto istniał problem okresów czasu. Wydawało się, że Mir został zbudowany w wyniku swego rodzaju próbkowania ludzkości i jej osiągnięć, od czasów przypominających szympansy australopiteków sprzed dwóch milionów lat poprzez odmiany człowiekowatych i wszystkie epoki historii ludzkości. Ale ten wielki zbiór kończył się, jak się wydawało, na 8 czerwca 2037 roku, czyli na plastrze czasu, gdzie znajdowała się Bisesa i jej koledzy. Dlaczego nie było niczego z dalszej przyszłości? Bisesa zastanawiała się, czy było tak dlatego, że owa data oznaczała swego rodzaju koniec historii ludzkości, ponieważ nie istniała już przyszłość do próbkowania.

I wreszcie ona sama i tylko ona została przeniesiona z powrotem do domu przez Oczy — albo może przez jakieś ukryte za nimi umysły — i następnego dnia, 9 czerwca, znalazła się w Londynie, patrząc jak nad miastem wschodzi śmiercionośne słońce.

Bisesa była przekonana, że powstanie Mira nie było wynikiem zdumiewającego wydarzenia o charakterze naturalnym, ale celowego działania jakiejś przerażającej inteligencji dla jej tylko wiadomych celów. Ale dlaczego tak porozrywano historię Ziemi? Dlaczego Oczy obserwowały to wszystko? Czy to wiązało się jakoś z tym dziwnym zachowaniem się Słońca? Tego się lękała.

I dlaczego sprowadzono ją z powrotem do domu? Oczywiście po to, by powróciła do Myry, jak tego pragnęła. Na Mirze, na dnie swej samotności i rozpaczy, błagała nawet Oko, aby ją uratowało. Jednak była pewna, że jej pragnienia nie miały znaczenia. Poprawne pytanie brzmiało: jakiemu ich celowi miał służyć jej powrót?

Zamknięta w swym mieszkaniu, Bisesa mozoliła się nad swoją relacją, porządkowała informacje, prześladowana przez wspomnienia i strzępy zrozumienia, i próbowała zdecydować się, co robić.

12. Odprawa

W bazie Claviusa, po kilku godzinach snu, Siobhan wciąż czuła lekkie zmęczenie po długiej podróży, jak sądziła, wskutek różnicy czasu między czasem londyńskim a lokalnym.

Wzięła prysznic, by się odświeżyć. Była urzeczona widokiem połyskujących kulek, które tłumnie wytrysnęły z wylotu prysznica. Starała się być na Księżycu porządnym gościem; szczelnie zapięła osłonę prysznica, czekając, aż układ ssący wchłonie wszystkie cenne cząsteczki wody.

Będąc jeszcze na pokładzie Komarowa, połączyła się z Budem i poprosiła go o zwołanie odprawy. O ile się orientowała, mieli być obecni wszyscy czołowi naukowcy zajmujący się Słońcem, od heliosejsmologów do badaczy promieniowania elektromagnetycznego, w zakresie od częstotliwości radiowych do promieni X. I oczywiście ten wyjątkowy talent w dziedzinie astronomii neutrinowej, który próbował ostrzec świat przed 9 czerwca. Dopóki naukowcy nie dotarli do Claviusa, żaden z nich nie wiedział, na czym polega jej misja. Zastosowano ostre środki bezpieczeństwa.

Na Księżycu było niewiele sal konferencyjnych, najwyraźniej nie był to Carlton Terrace. Bud próbował ją namówić, aby wykorzystała do tego spotkania amfiteatr Claviusa, jednak to miejsce publiczne nie bardzo się do tego nadawało.

Rozmieściła więc swoje skąpe materiały naukowe, przebijając ściany kilku kwater mieszkalnych. W rezultacie powstało ciasne, ale nadające się do użytku pomieszczenie, zdominowane przez „stół konferencyjny” utworzony z kilku mniejszych mebli połączonych w jedną całość. Bud zainstalował klatki Faradaya i urządzenia zagłuszające, by wykluczyć podsłuch elektroniczny, oraz generator szumu, żeby uniemożliwić podsłuch bardziej konwencjonalnego rodzaju. Nawet Tales nie będzie mógł swobodnie wchodzić i wychodzić, kiedy drzwi zostaną zamknięte, w pomieszczeniu będzie mógł działać jedynie „okrojony” klon księżycowego ducha, a później zestaw „inteligentnych” układów, niezależnych od Talesa, będzie nadzorował i cenzurował wypływ informacji z pomieszczenia.

Siobhan sprawdziła wszystko tak dokładnie, jak zdołała.

— Nie jestem ekspertem — powiedziała Budowi — ale wydaje mi się, że to wystarczy.

Powiedział z zapałem:

— Mam nadzieję. Mogę ci powiedzieć, że trochę oberwałem w związku z tym zebraniem, i to nie tylko z powodu środków bezpieczeństwa. — Podrapał się w głowę. — Jestem zwykłym żołnierzem. I przywykłem do nieprzewidywalnych zdarzeń. Ale ci naukowcy nie znoszą, kiedy się ich odrywa od pracy.

— Rozumiem — powiedziała. — Pamiętaj, że też jestem naukowcem. I teraz wszystkie moje własne prace prawdopodobnie diabli wezmą.

Bud wiedział, czym się Siobhan zajmuje.

— Ale na razie życie i śmierć wszechświata mogą poczekać.

— Właśnie — uśmiechnęła się.

Nadeszła godzina dziesiąta. Mając Buda u boku, zebrała siły i wkroczyła do zatłoczonego pomieszczenia. Bud cicho zamknął za nią drzwi i usłyszał, jak zaskoczył zamek zabezpieczający.

* * *

Stanęła u szczytu skleconego naprędce stołu konferencyjnego. Dwudziestu uczestników zebrania już tu było, rozłożywszy na blacie stołu przed sobą elastyczne ekrany. Dwadzieścia twarzy wpatrujących się w nią z wyrazem apatii, niepokoju lub jawnej niechęci. Pomieszczenie wypełniało jaskrawe światło umieszczonych nad głową świetlówek. Pomimo hałaśliwej pracy układu wymiany powietrza w tym zamkniętym pudle już unosił się silny zapach adrenaliny i potu. Ludzie wydawali się także jacyś obcy, ich odzienie było połatane i pociemniałe od wielokrotnego użycia, a gesty powściągliwe, utrwalone w ciągu wielu lat spędzonych w ciasnych pomieszczeniach i śmiercionośnym środowisku. Wszystko to sprawiło, że Siobhan poczuła się jak na jarmarku, jak obcy przybysz ze słonecznej Ziemi, dziwnie nie na miejscu w tych ciasnych, zakurzonych księżycowych pomieszczeniach.

To będzie koszmar, pomyślała.

Wiedziała, że większość uczestników to różnego rodzaju geologowie; wielu z nich miało duże poplamione pyłem dłonie, nawykłe do pracy ze skałami. Rozglądając się wokół, dzięki materiałom dostarczonym przez Buda, rozpoznała dwie twarze: Michaiła Martynowa, nieśmiałego Rosjanina, który był głównym naukowcem zajmującym się prognozowaniem słonecznej „pogody”, oraz Eugene’a Manglesa, cudowne dziecko, badacza neutrin.

Eugene miał strapioną minę i robił wrażenie, że nie potrafi nawiązać kontaktu wzrokowego. Był za to zadziwiająco przystojny, nawet bardziej niż pokazywały zdjęcia, miał idealnie gładką skórę i otwartą, symetryczną twarz gwiazdora. Siobhan poczuła, jak serce zabiło jej mocniej. Na podstawie spojrzeń, jakie od czasu do czasu Michaił posyłał w jego stronę, można było wnosić, że wygląd Eugene’a budził zainteresowanie nie tylko kobiet.

Bud, który objął funkcję przewodniczącego, stanął obok niej.

— Zanim zaczniemy, pozwólcie, że coś wam powiem — zaczął. — Astronauci zajmują ważne miejsce w historii badań Słońca. Sięga to czasów orbitującego wokół Ziemi statku Skylab, którego załoga w roku 1973 uruchomiła spektrograf przetwarzający obrazy, skonstruowany specjalnie dla nich na Harvardzie. Obecnie kontynuujemy tę tradycję. Ale mówimy tu nie tylko o nauce. Dzisiaj proszą nas o pomoc. Jako dowódca Bazy Claviusa, uważam za zaszczyt, że znalazła się wśród nas pani profesor McGorran, że my, na Księżycu, jesteśmy godni tego, by uczestniczyć w rozwiązaniu tego problemu. Pani profesor, proszę. — Skinął głową w kierunku Siobhan i usiadł.

Po tej zagrzewającej, choć niezbyt stosownej przemowie, Siobhan rozejrzała się wokół stołu. Napotkała tylko jedno przyjazne spojrzenie, życzliwy półuśmiech Michaiła Martynowa. Niech ktoś spróbuje mnie pokonać!