Bisesa obróciła się do Buda. O głowę niższy od żony dobiegał już sześćdziesiątki i był opalonym, szczupłym, bardzo przystojnym oficerem, jakich w amerykańskich siłach zbrojnych były dziesiątki. Ale Bisesa odniosła wrażenie, że dostrzega napięcie w jego uśmiechniętej twarzy i postawie.
— Bud, cieszę się, że jesteś tutaj — powiedziała. — Słyszałeś, że Myra ma zamiar poświęcić się astronautyce? Miałam nadzieję, że mógłbyś z nią na ten temat pogadać.
— Żeby ją zachęcić?
— Żeby jej to wybić z głowy! I bez tego mam mnóstwo zmartwień.
Bud dotknął jej ramienia swą wielką, pełną blizn dłonią.
— Myślę, że cokolwiek powiemy, i tak zrobi to, na co ma ochotę. Ale będę miał na nią oko.
Wspierając się na lasce, Michaił pochylił się do przodu.
— Ale powiedz jej, żeby nigdy nie zaniedbywała ćwiczeń. Patrz, co się stało ze mną!
Siobhan rzuciła Bisesie ostrzegawcze spojrzenie. Bisesa zrozumiała: Michaił najwyraźniej nie wiedział, że Bud ma raka, będącego ponurym następstwem burzy słonecznej. Bisesa pomyślała, że Siobhan i Buda spotkał okrutny los, dając im tak niewiele czasu, nawet jeśli, jak podejrzewała, choroba doprowadziła do ich pojednania po tamtej smutnej kłótni w okresie napięć towarzyszących burzy słonecznej.
Wróciła podniecona Myra, ciągnąc Eugene’a za rękę.
— Mamo, wiesz co? Eugene naprawdę pracuje nad tym, jak kontrolować pogodę!
Bisesa w istocie wiedziała coś niecoś na ten temat. Był to najnowszy z mnóstwa projektów zmierzających do przywrócenia poprzedniego stanu, i to nawet nie najbardziej ambitny wśród nich. Ale w tym czasie właśnie ambicja była ludzkości najbardziej potrzebna.
Burzę słoneczną przeżyło dziewięćdziesiąt procent ludności Ziemi. Dziewięćdziesiąt procent. Oznaczało to, że około miliarda ludzi straciło życie. Oczywiście mogło być o wiele gorzej.
Ale planeta otrzymała miażdżący cios. Oceany były puste, lądy wyschnięte, a dzieło wielu pokoleń w ruinie. Łańcuch pokarmowy został przerwany na lądzie i w morzu. I chociaż podjęte na początku gorączkowe wysiłki sprawiły, że tylko niewiele gatunków wyginęło, liczba istot żywych na Ziemi dramatycznie spadła.
W pierwszych dniach po katastrofie sprawą bezwzględnie najważniejszą było zapewnienie ludziom schronienia i pożywienia. Władze były do tego w pewnym stopniu przygotowane i heroiczne wysiłki, aby utrzymać na odpowiednim poziomie zaopatrzenie w wodę i zapewnić warunki sanitarne w znacznej mierze zapobiegły wybuchowi epidemii. Ale zapasy żywności zgromadzone przed burzą szybko uległy wyczerpaniu.
Pierwsze miesiące po przejściu burzy, podczas których starano się uzyskać pierwsze zbiory, stanowiły bardzo trudny okres. Pierwiastki promieniotwórcze w glebie, które przenikały do łańcucha pokarmowego, nie ułatwiały życia. A po tym jak natura pochłonęła olbrzymie ilości energii, wskutek czego została zaburzona równowaga w atmosferze i oceanach, klimatem Ziemi podczas tego pierwszego roku rządził zupełny chaos. W zrujnowanym Londynie ewakuowano mieszkańców z obszaru zalewowego stale poszerzającej swoje koryto Tamizy do miasteczek namiotowych, pośpiesznie zbudowanych w okolicy.
Ponieważ burza słoneczna miała miejsce podczas wiosny na półkuli północnej, leżące na północy kontynenty ucierpiały najbardziej; gospodarka rolna Ameryki Północnej, Europy i Azji została niemal unicestwiona. Kontynenty położone na południu szybciej dochodziły do siebie. Zwłaszcza Afryka stała się spichlerzem świata, a ludzie obdarzeni zmysłem historycznym słusznie zwrócili uwagę, że Afryka, kontynent, na którym narodził się rodzaj ludzki, teraz wyciągała pomocną dłoń, aby wesprzeć innych w potrzebie.
Kiedy pojawił się głód, nastąpił pewien impas, ale najbardziej mroczne obawy wybuchu wojen o przestrzeń życiową czy nawet z powodu zadawnionych urazów na szczęście nie potwierdziły się. Jednakże realiści zaczęli spekulować na temat długofalowych zmian geopolitycznych.
Kiedy minął kryzys tego pierwszego roku, zapoczątkowano bardziej ambitne programy naprawcze. Podjęto aktywne wysiłki na rzecz odtworzenia warstwy ozonowej oraz oczyszczenia powietrza z najgorszych pozostałości burzy słonecznej. Na lądach posadzono szybko rosnące drzewa i odpowiednie gatunki traw, a do oceanów wstrzyknięto związki żelaza, aby pobudzić rozwój planktonu, małych stworzonek będących podstawą morskiego łańcucha pokarmowego i w ten sposób przyśpieszyć odbudowę biomasy w morzach. Nagle Ziemia stała się planetą, na której zaroiło się od inżynierów.
Bisesa pamiętała jeszcze męczące debaty z przełomu wieków na temat tego rodzaju „inżynierii planetarnej”, zanim ktokolwiek usłyszał o burzy słonecznej. Czy stosowanie takich rozległych przedsięwzięć inżynieryjnych w odniesieniu do środowiska było rzeczą moralną? Czy na planecie, gdzie życie i powietrze, woda i skały, są tak delikatnie powiązane ze sobą, można w ogóle przewidzieć konsekwencje tego, co robimy?
Obecnie sytuacja uległa zmianie. W następstwie burzy słonecznej nie było w istocie wielkiego wyboru, jeżeli miała istnieć jakakolwiek nadzieja na utrzymanie przy życiu wciąż ogromnej liczby mieszkańców Ziemi, a teraz, na szczęście, ludzie zabrali się do tego znacznie rozsądniej niż niegdyś.
Dziesięciolecia intensywnych badań opłaciły się sowicie, doprowadziły bowiem do znacznie głębszego zrozumienia ekologii. Nawet mały, zamknięty ekosystem okazał się wyjątkowo złożony, pełen przepływów energii i wzajemnych powiązań, na tyle skomplikowany, że wprawiał w zakłopotanie najbardziej ścisłe umysły. A poza tym systemy ekologiczne stanowiły układy z natury rzeczy chaotyczne. Potrafiły załamywać się i rozkwitać z własnej inicjatywy, bez interwencji z zewnątrz. Jednak na szczęście ludzka pomysłowość, wsparta elektroniką, rozwinęła się na tyle, że była w stanie rozwikłać zawiłości natury. Można było chaosem kierować. Wymagało to tylko przetwarzania ogromnej liczby danych.
Całościowe kierowanie wielkim globalnym projektem odbudowy ziemskiej ekologii oddano w metaforyczne ręce Talesa, jedynego z trójki wielkich sztucznych umysłów, który przetrwał burzę słoneczną. Bisesa była przekonana, że ekologia, jaką tworzył Tales, okaże się trwała, nawet jeśli nie będzie całkowicie naturalna. Oczywiście proces ten musi potrwać dziesięciolecia i nawet wtedy ziemska biosfera odzyska jedynie część różnorodności, jaką cieszyła się niegdyś. Ale Bisesa miała nadzieję, że dożyje chwili, gdy otworzą się arki i zostaną z nich wypuszczone na wolność słonie, lwy i szympansy, powracając do swego naturalnego środowiska.
Ale spośród wielkich projektów odbudowy najbardziej ambitnym i zarazem kontrowersyjnym był projekt ujarzmienia pogody.
Pierwsze próby kontrolowania pogody, w szczególności podejmowane w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku przez amerykańskie wojsko próby destabilizacji ulewnych deszczów nad Wietnamem Północnym i Laosem, opierały się na niewiedzy i były tak nieudolne, że w ogóle nie wiadomo, czy przyniosły jakiś skutek. Potrzebna była większa subtelność.