Выбрать главу

Skoro mowa o modlitwie – której Kościół poświęca tak wiele miejsca i uwagi – zobaczmy w jaki sposób ona w nim funkcjonuje. Niezaprzeczalną wartością jaką niesie ze sobą każdy kościół czy religia – jest wspólnotowość, a co za tym idzie, wspólna modlitwa. Jej wielkie znaczenie podkreślił Nauczyciel słowami:

„Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” [65].

Gremialne zwracanie się do Boga jest podstawą kultu starotestamentowego. Łączyło się to jednak wówczas ze szczególnym uprzywilejowaniem Narodu Wybranego.

W Nowym Testamencie Jezus co najmniej na równi ze wspólnotową, stawia modlitwę prywatną – w zaciszu swojej izdebki, za zamkniętymi drzwiami – „w ukryciu”. Nie chodzi tu o to, która z form modlitwy jest więcej warta. Najważniejsze, żeby nie było w niej cienia obłudy, pozoranctwa, manifestacji po to… „żeby się ludziom pokazać” [66]. Jeśli w twojej modlitwie wspólnotowej, w kościele, komukolwiek – tobie samemu lub np. kapłanowi, który modli się w twoim imieniu – chodzi o cokolwiek innego niż kontakt z Bogiem, np. o politykę lub zrobienie na kimś dobrego wrażenia, lepiej abyś modlił się w zaciszu swojego domu! Wszelkie manifestowanie swojej pobożności, o ile nie skupia się wyłącznie na Wszechmogącym, przynosi odwrotne skutki i jest bezcelowe w oczach Boga.

A jak powinna wyglądać nasza modlitwa, aby była w pełni wartościowa – wysłuchana i skuteczna? Jezus odpowiedział na to bardzo wyraźnie. Przed Ojcem trzeba stanąć z czystym sercem, przebaczając wpierw wszystkie urazy swoim bliźnim. Najlepszym i jedynym pośrednikiem jest Syn, Ten w którym mamy zbawienie:

„A o cokolwiek prosić będziecie w imię moje, to uczynię, aby Ojciec był otoczony chwałą” [67].

Nasza modlitwa powinna być jednak niemal wyłącznie dziękczynna; pełna uwielbienia i pokory grzesznika, niegodnego przebaczenia. Najwłaściwszą wydaje się być modlitwa celnika z Ew. Łukasza: „Boże bądź miłościw mnie grzesznemu! [68]” albo wołanie Piotra: „Panie ratuj mnie” [69]. Wiele wartościowych modlitw powstało na gruncie Kościoła, np. „Któryś za nas cierpiał rany…” Wystarczy jedno zdanie powtarzane z wiarą i miłością do Stwórcy. W modlitwie nie wolno iść na ilość, lecz na jakość.

Ktoś spyta – dlaczego moje modlitwy nie są wysłuchiwane!? Wiemy już, że nie istnieje nic takiego, jak opatrzność i opieka Boża nad światem. Stąd też modlitwy błagalne są na ogół bezcelowe i trzeba się z tym pogodzić. Nasze błagania mogą co najwyżej dotyczyć stanu ducha, sił do nawrócenia, podtrzymania w zwątpieniu – czyli interwencji Boga na płaszczyźnie transcendentalnej, duchowej, a więc Jemu właściwej; nie zaś np. wygranej w totolotka czy nawet uzdrowienia z ciężkiej choroby. Istnieją jednak wyjątki – cudowne ingerencje nadprzyrodzoności w materię i doczesność. Wówczas to tylko nasza ogromna wiara może uczynić cuda i skłonić Boga do interwencji;

„…twoja wiara cię uzdrowiła…” – mawiał Jezus do opętanych i uleczonych z chorób.

Zastanów się Bracie, Siostro – czy naprawdę modlisz się jak należy i o co Ci chodzi w modlitwie – może szukasz w niej choćby odrobiny zbędnej korzyści. Jeśli zaś na okrągło „klepiesz” bezmyślnie różaniec i litanie, to nie dziw się, że Pan Bóg Cię nie wysłuchuje! On oczekuje bardziej miłości niż ofiary, a „zaliczanie” różańców czy koronek – to po prostu ofiara ze swojego czasu.

Można bardzo długo wyliczać błędy doktrynalne i nieprawidłowości w życiu Kościoła Katolickiego. Wiele w nim zafałszowań i obłudy przekazywanej przyszłym kapłanom już w seminariach duchownych – z pokolenia na pokolenie. Ci z kolei niezmiennie przekazują ją wiernym. Depozyt fałszerstw i odstępstw trwa więc przez wieki, choć coraz więcej Katolików dostrzega już światło prawdy. Mnie osobiście najbardziej bolą rażące odstępstwa od Pisma Świętego, tworzenie nowych „prawd” i wciskanie ich ludziom na tak ogromną skalę, która nie ma chyba swego odpowiednika w historii świata. Ile miliardów wiernych odeszło z tego padołu łez oszukanych, ze świadomością odrzucenia przez Boga, bo np. w chwili ich śmierci nie było w pobliżu księdza z „ostatnią posługą”.

Jeśli ktoś błądzi w taki sposób i na taką skalę, jak czyni to Kościół Katolicki, to nie ma on prawa wymagać od swoich wiernych posłuchu i respektowania jakichkolwiek dogmatów i ustaw, choćby były nie wiem jak „nieomylne”. Panu Bogu, który objawił każdemu z nas swoją wolę w Piśmie Świętym, wystarczą w zupełności nasze modlitwy odmawiane w zaciszu „izdebki”. Pozostawmy, oddajmy Bogu to co boskie, a sami cieszmy się tylko tym, że jesteśmy Jego dziećmi. Powtórzmy za świętym Augustynem: „Kochaj i czyń co chcesz!”. Niech nasze serca będą pełne otuchy, którą daje nam Słowo Boże. „Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty Jesteś ze mną!” [70] – śpiewał Bogu król Dawid.

Czy zadaniem Kościoła, który założył Jezus, ma być ciągłe „zawiązywanie i rozwiązywanie”; ustalanie tego, co Bóg już dawno ustalił? Czy Nauczyciel ustanowił kiedykolwiek choćby jednego teologa!? Wręcz przeciwnie! Brzydził się faryzeuszami i uczonymi w Piśmie, którzy studiowanie prawa przedkładali nad praktykowanie miłości, a pokorę grzesznych synów marnotrawnych mieli za nic. Dzisiaj każdy ksiądz jest teologiem z wykształcenia. Może dlatego tak mało jest wśród nich prawdziwych duszpasterzy.

Jeśli przypatrzymy się bliżej, jak w praktyce struktury katolickie realizują swoją misję – zadania i cele, które u źródeł powstania nakreślił dla swojej Owczarni Jezus – stwierdzimy, iż dzisiejszy Kościół – choćby najpotężniejszy, lecz nie mający oparcia w Prawdzie Objawionej, zawartej w Piśmie Świętym – nie jest tym Kościołem, który założył Jezus Chrystus.

Kościół Katolicki nie jest, jak sam głosi:

a) święty – tj. składający się z ludzi świętych, pełniących wolę Bożą;

b) apostolski – tj. niezmienny od czasów apostolskich co do wiary, głoszonych nauk i praktyk religijnych;

c) ewangeliczny – tj. trzymający się nauki Chrystusa, spisanej w czterech Ewangeliach;

d) katolicki – tj. powszechny w swoich dogmatach, zachowywanych w niezmienionej formie przez wszystkich Chrześcijan wszystkich czasów.

Zbawiciel jasno określił podstawowy cel Kościoła – jest nim przekazywanie „Dobrej Nowiny” o Zbawieniu. Zamiast niej karmi się ludzi opowieściami o mękach piekielnych i wiecznym potępieniu.

Cele podrzędne to: opieka nad najbiedniejszymi i pokrzywdzonymi przez los, kultywowanie pamiątki Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa, szerzenie Słowa Bożego, sprawowanie Sakramentów Świętych.

Pierwsza sfera traktowana jest tak marginalnie (a przy tym na tyle nagłaśniana przez kościelne media), iż niewiele można jeszcze na jej temat napisać. Chociaż… trochę prawdy jeszcze nikomu nie zaszkodziło:

Organizacja kościelna Caritas, powołana została do opieki nad tymi, którzy jej najbardziej potrzebują. Księża dyrektorzy poszczególnych oddziałów wraz z siostrami zakonnymi, klerykami oraz wolontariuszami świeckimi – prowadzą stołówki z darmowym wyżywieniem, hospicja; organizują wakacyjne kolonie dla dzieci z najbiedniejszych rodzin. Trudno wyobrazić sobie bardziej humanitarne cele i działania. Rzeczywiście, dzieje się tam wiele dobra, może nie aż tak wiele jak „bębni” o tym Kościół, ale owoce są niemałe. Komórki Caritasu istnieją obecnie w każdej diecezji i trzeba przyznać, iż szczególnie w ostatnich paru latach bardzo się rozwinęły. Wiąże się to ściśle z ostatnim kursem polityki Watykanu, aby zyskać jak największą przychylność ludzi świeckich dla instytucji Kościoła. Caritas jest sztandarowym narzędziem tych usiłowań. Działania tej organizacji miałem okazję obserwować za moich czasów kleryckich, jak również później w kapłaństwie.

Po 4 i 5 – tym roku Seminarium Łódzkiego, w czasie wakacji, uczestniczyłem w letnich koloniach dla dzieci z rodzin patologicznych, prowadzonych pod patronatem łódzkiej komórki „kościelnej dobroczynności”. Zgłosiłem swój akces jako opiekun, wespół z paroma kolegami i grupką studentów. Kolonie trwały dwa tygodnie. Mieszkaliśmy razem z dziećmi w wiejskiej szkole, udostępnionej i zaadaptowanej dla nas przez miejscową gminę. Całe finansowanie przedsięwzięcia ograniczało się więc praktycznie do przewiezienia dzieci w obydwie strony oraz wyżywienia. Kto za to wszystko zapłacił? Oficjalnym i jedynym dobroczyńcą: organizatorem, sponsorem i filantropem jest Kościół Katolicki zaś głównym patronem – biskup diecezjalny.

W rzeczywistości ani jedna złotówka nie pochodziła z kurialnego skarbca. Wszystkie przedsięwzięcia Caritasu są finansowane przez sponsorów – przedsiębiorców, którzy wpłacają często ogromne sumy „na cele charytatywne”, aby móc odpisać je sobie od dochodu. Regułą przy takich wpłatach jest praktyka ich zawyżania. Księża dyrektorzy wystawiają też chętnie zupełnie fikcyjne potwierdzenia wpłaty, w zamian za „godziwą” łapówkę. Dziwić się później, że objeżdżają swoje placówki „mercami” i „bm – kami”, jak przystało na „ubogich opiekunów najuboższych”. Taki sam aferalny proceder kwitnie obecnie na parafiach, a profity dla kapłanów – którzy nie muszą rozliczać się z „darowizn” – zazwyczaj wielokrotnie przewyższają ich i tak już wysokie dochody. Zadowoleni są również businessmani, wykorzystujący jedną z ostatnich form odpisów podatkowych. Traci jak zwykle państwo – cała reszta… czyli my.

вернуться

[65] Mt 18, 19 – 20.

вернуться

[66] Por. Mt. 6, 5 – 15.