Według Dużej Siostry okazał mądrość i odwagę tylko raz w życiu, kiedy związał się z matką wiosną 1947 roku. Do spotkania z nim los doprowadził ją zawiłą ścieżką, bo po raz drugi opuściła rodzinę i została sama. Przez cztery lata, zanim się poznali, ojciec mieszkał i pracował jako marynarz w tym obcym mieście, a przeznaczenie sprawiło, że osiadł w nim na zawsze, i kazało mu czekać na dziewczynę z Syczuanu, która z własnej woli popadła w poważne tarapaty.
Duża Siostra wstała, a ja podniosłam się razem z nią. W bladej poświacie księżyca brzeg rzeki wyglądał znacznie lepiej. Światła przepływającego statku prześlizgnęły się po ciemnych falach, migotliwe odbicia lamp ze wzgórz na przeciwległym brzegu przywodziły na myśl leniwie mrugające oczy. Ktoś grał na harmonijce. Po raz pierwszy wzruszyło mnie jej piękne brzmienie.
– Jaką głupią dziewczyną była matka! – prychnęła gniewnie Duża Siostra. – Chciała pokazać, jaka jest ambitna, więc odeszła. Chyba jestem do niej podobna. A mój ojciec był prawdziwym sukinsynem! – ciągnęła dalej. – Nie dość, że drań wysiadywał całe noce poza domem, to jeszcze zaczął sprowadzać atrakcyjne młode kobiety. Bił matkę, kiedy cicho popłakiwała. „Jak kobieta, która nie potrafi nawet urodzić mi syna, śmie urządzać sceny! – wrzeszczał. – Będę musiał wziąć sobie konkubinę!”
W końcu matka, nie mogąc wytrzymać z nim ani chwili dłużej, wzięła córeczkę, spakowała tobołek i uciekła do rodzinnej wsi. Ale stary lokalny zwyczaj nakazywał utopić kobietę, która zbiegła od męża. Więc ukrywała się przez trzy dni, a potem wróciła do Czungcing, gdzie mąż szukał jej z pomocą swoich zbirów, ale nigdy nie odnalazł.
5
Z kamiennych stopni poniżej domu na palach nasz ojciec dostrzegł młodą kobietę z niemowlęciem na plecach; prała w Cialing przepocone marynarskie ubrania. W przeciwieństwie do innych praczek, które spędzały większość czasu, plotkując, śmiejąc się i wulgarnie flirtując, pracowała szybko i w skupieniu, aby zarobić praniem na życie. Kiedy się wyprostowała, nawet tobołek z dzieckiem nie zniekształcał jej zgrabnej figury. Odwróciła się i podniosła głowę. Wpatrywał się w nią zauroczony. Miał wrażenie, że ona też na niego patrzy, ale się mylił. Jedynie prostowała plecy, zanim znowu przykucnęła nad rzeką. Był początek wiosny, jej ręce wymoczone w krystalicznie czystej, lodowatej wodzie były czerwone jak raki. Rękawy miała wysoko podwinięte, włosy spięte w ciasny kok, ani jedno pasmo nie opadało jej na twarz. Nie nosiła żadnej biżuterii: ani kolczyków, ani naszyjnika, ani bransoletek. Wyglądała tak nieskazitelnie i świeżo, że gdyby nie dziecko na plecach, pomyślałby, że ma do czynienia ze zjawiskiem z jakiegoś innego, nieznanego mu świata.
Przeważnie w domach na palach mieszkali ludzie utrzymujący się z rzeki – marynarze, tragarze, drobni handlarze, prostytutki i trochę zbiegłych więźniów. Ludzie pojawiali się i znikali jak woda w rzece. Komorne w tej dzielnicy slumsów było znacznie niższe niż w mieście.
Kobieta mieszkała w jednym z domów na palach i zarabiała nie tylko praniem, lecz także szyciem i łataniem starych ubrań. Żyła oszczędnie, utrzymując swą małą rodzinę z ciężkiej pracy, a przecież z taką urodą mogła mieć wielkie powodzenie wśród marynarzy. Ci jednak wcale się jej nie narzucali, a ona wydawała się z tego zadowolona i wiodła ciche, rozważne życie.
Dlaczego mężczyźni, którzy mieli dziewczyny w każdym porcie, omijali ją szerokim łukiem? Ktoś, kto wiedział co nieco o jej przeszłości, udzielił ojcu odpowiedzi na to pytanie: ta kobieta oczarowała cię podobnie jak wszystkich mężczyzn. Ale to zbiegła żona człowieka triady, więc trzymaj się od niej z daleka. Nie zaprzątaj nią sobie głowy.
Wczesna wiosna 1947 roku stała się punktem zwrotnym w życiu ojca. Intrygowała go budowa maszyn, a dzięki wrodzonej ciekawości i zdolnościom szybko poznał topografię rzeki i dostał pracę pilota. Jednak obojętnie czy płynął w górę, czy w dół rzeki, główny nurtem czy dopływami, cały czas stała mu przed oczami kobieta z dzieckiem na plecach, przykucnięta nad praniem. Kiedy ujrzał ją następnym razem, gdy zwrócona do niego twarzą prostowała ścierpnięte ramiona, dostrzegł w niej wszystko naraz: dobroć, osamotnienie i silny charakter.
Więc zaczął jej przynosić rzeczy do prania, zawsze płacąc więcej niż inni. Potem odwracał się na pięcie i odchodził, nie oglądając się za siebie.
– Te ubrania są czyste, nie trzeba ich prać – zauważyła cicho pewnego razu.
Zaczerwienił się i przystanął na progu, zanadto speszony, by uczynić krok. Zdał sobie sprawę, że zbyt często przynosi do niej rzeczy. Dziecko spało na łóżku. Kobieta zwinnym ruchem wystawiła stołek i zaprosiła go, by usiadł w drzwiach.
6
Człowiek triady na wszelkie sposoby starał się odszukać zbiegłą żonę. Rozlepił ogłoszenia o zaginionej osobie i wysłał ludzi do jej rodzinnego miasteczka; wszystko na próżno. Wściekły pojechał do Anjue i znalazł sobie dziewczynę, która jeszcze chodziła do szkoły średniej. Po krótkiej ceremonii ślubnej urządził ją w nowym domu, a sam wrócił do Czungcing. Nawet jemu, miejscowemu despocie o szerokich powiązaniach, nie udało się odszukać matki, więc założył, że musiała się wynieść z miasta. Przez myśl mu nie przeszło, że tancerka z nocnego klubu, z którą się zadawał, przekupiła jego ludzi, aby nie podawali mu adresu żony. Pewnego dnia matka, piorąc ubrania nad rzeką, zauważyła elegancko ubraną kobietę, ale w ogóle jej to nie obeszło.
Zanim wiosna 1947 roku dobiegła końca, odgłosy świętowania zastąpił szczęk broni; wybuchła wojna między oddziałami Kuo-mintangu a siłami komunistów. Lokalni namiestnicy wojskowi, tajne stowarzyszenia i organizacje religijne wykorzystywały zamieszanie, by rozszerzać swe wpływy. Wśród przerażonych mieszkańców miasta krążyły najróżniejsze pogłoski. Człowiek triady nie miał czasu zaprzątać sobie głowy żoną, która uciekła z córeczką. Gdyby w grę wchodził syn, naturalnie sprawa wyglądałaby inaczej.
Ojciec, człowiek małomówny, wiedział, że może zdobyć matkę tylko za pomocą czynów. W przeciwieństwie do innych, śliniących się na jej widok mężczyzn nie bał się okrutnej triady. Być może jako obcy w mieście nie doceniał siły podziemnego Syczuanu. Obojętnie jak na to patrzeć, wtedy właśnie narodziła się nasza rodzina.
Duża Siostra w kilku zdaniach dokończyła swoją opowieść i mimo że kilkakrotnie próbowałam do niej powrócić, nie udało mi się poznać żadnych szczegółów. Wiem, że nie czuła się nieszczęśliwa z powodu związku naszych rodziców – w końcu dzięki temu przeżyła – lecz małżeństwo dwojga ubogich ludzi było zbyt pospolite i za mało romantyczne jak na jej gust.
Kiedyś natrafiłam na fotografię matki z ładnie uczesanymi włosami, w białym atłasowym stroju kupionym na wyprzedaży. Po kapitulacji Japończyków bogaci i wpływowi ludzie masowo wyjeżdżali do Nankinu i Szanghaju, wyprzedając za grosze wszystko, czego nie zdołali ze sobą zabrać. Wiele ulic zamieniło się w kramy z używanymi rzeczami. Ojca nie było na tym zdjęciu, matka siedziała na ukwieconym tarasie z niemowlęciem w ramionach. Wiele lat później Duża Siostra pomalowała na różowo kwiaty na czarno-białej fotografii, żeby ją trochę ożywić. Twarz z portretu patrzyła przed siebie spokojnie, może nieco melancholijnie, maskując smutek czy też radość goszczącą w sercu. Tamto zdjęcie zapadło mi w pamięć, bo to był najładniejszy wizerunek matki, jaki kiedykolwiek widziałam.
7
Usiłowałam na podstawie rysów Dużej Siostry odtworzyć wygląd człowieka, którego nazywała prawdziwym ojcem. Nie mógł być niski i szczupły jak większość mężczyzn w Czungcing. Ten playboy w kapeluszu i w długim tradycyjnym chińskim kaftanie miał nieco zazdrosną naturę. Lojalność stawiał na pierwszym miejscu, gotów dzielić dobry czy zły los ze swymi braćmi. Mężczyzna, którego życie tak intymnie splotło się z życiem matki, człowiek, którego nie widziałam na oczy, obojętnie jak bardzo realny dla matki, dla mnie był zaledwie cieniem.