Выбрать главу

Wysłano go do arsenału na północnym brzegu rzeki, żeby wyłapał komunistów, którzy produkowali proch, nie dbając zanadto o zachowanie tajemnicy. Wrócił do domu pobity i zakrwawiony, wprawiając matkę w śmiertelnie przerażenie. To niespodziewana porażka zamknęła mu drogę do awansu w triadzie, przez co wpadł w pijacki szał. Rwąc z rozpaczy włosy z głowy, potłukł i podeptał wszystkie tabliczki z dedykacjami od gości weselnych. Wtedy właśnie matka zrozumiała, że jej życie nie będzie usłane różami. Sytuacja polityczna z dnia na dzień stawała się coraz bardziej napięta, na ulicach było więcej patroli wojskowych i tajnej policji, nasilały się nocne obławy na komunistów. Człowiek triady rzadko zaglądał do domu; pojawiał się niezapowiedziany i zaraz znikał. Wątpię, czy po ucieczce matka kiedykolwiek zatęskniła za tamtym trybem życia.

Duża Siostra opowiadała, że nigdy nie nosił przy sobie pieniędzy, kiedy ruszał się z domu. Jeżeli miał na coś ochotę, płacił za to któryś z jego niższych rangą towarzyszy, bo zawsze była przy nim kilkuosobowa obstawa, dokądkolwiek by szedł.

– Herszt gangsterów, czym tu się zachwycać! – podsumowałam z przekąsem. – Masz szczęście, że matka cię zabrała. Gdyby nie to, czy zdajesz sobie sprawę, jak wyglądałoby twoje życie po wyzwoleniu? – Chciałam trochę utrzeć jej nosa, chociaż teraz już rozumiałam, dlaczego wiecznie narzekała na naszą biedę.

– Wiem dobrze. – Odchrząknęła. – Moje życie i tak byłoby ciężkie, obojętnie jaka droga otworzyłaby się przede mną.

Na krótko przed wejściem komunistów Czungcing opanował ogromny pożar. Wiosenne wiatry od rzeki zawiewały ogień na wzgórza; rudery zapalały się w przegrzanym powietrzu, w płomieniach stawały nawet drewniane barki i pontonowe przystanie. Ludzie uciekali w obawie o życie, a wkoło nich szalał żywioł. Matka z dwuletnią Drugą Siostrą na rękach, ciągnąc za sobą

0 rok starszą Dużą Siostrę, biegła przerażona pomiędzy zwęglonymi ruinami na brzeg rzeki, aby odnaleźć statek ojca. Wszędzie pełno było poranionych, jęczących ofiar pożaru oraz uciekinierów. Ludzie w łachmanach, o twarzach wysmarowanych sadzą zmierzwionych, zlepionych włosach, zbijali się w gromadki i wspólnie rozpaczali nad losem. Część pogorzelców grzebała w zgliszczach, poszukując domowych sprzętów, inni wylewali wiadra wody na zwęglone szkielety drewnianych domostw, a jeszcze inni biegali po ulicach jak oszaleli, nawołując swoich krewnych. Rodzice szukali dzieci, a dzieci rodziców.

Kiedy dogaszono pożar, zaczęły podpływać statki wyładowane ciałami ofiar, które wyłowiono z rzeki lub pozbierano z nadbrzeża, żeby pogrzebać je w zbiorowych grobach na piaskowych ławicach u ujścia rzeki. Natomiast zwłoki tych, co zginęli w centrum miasta, palono na placu w pobliżu doku przy Niebiańskich Wrotach. Stos pogrzebowy polewano benzyną, aby podsycać ogień; policjanci w czarnych uniformach trzymali przy nim straż. Przez wiele dni nad miastem czarnym od dymu wisiał odór rozkładających się ciał.

W pobliżu hotelu „Czungcing” matka usłyszała wystrzały. Podobno pochwycono podpalacza i od razu dokonano egzekucji. Krążyły różne pogłoski; jedni mówili, że strażacy z Kuomintangu rozpylali benzynę, żeby wzmagać ogień, a inni – że pożar wznieciła partyzantka komunistyczna, ażeby obrócić ludność przeciw rządowi. Kto wie, gdzie leżała prawda? W czasach gdy zawierucha wojenna potrafiła zmieść z powierzchni ziemi dziesiątki tysięcy istnień ludzkich w ciągu jednego dnia, pożar w Czungcing był niewielką tragedią.

Pożar wybuchł drugiego września 1949 roku; ponad dwa miesiące później, pod koniec listopada, miasto znalazło się w oblężeniu wojsk komunistów. Żeglarze z Jangcy porzucili swoje statki, wiedząc, że w czasie działań wojennych w pobliżu szlaku wodnego o strategicznym znaczeniu ich jednostki były łatwym celem.

Jednak ojciec nie miał serca opuścić barki, mimo że do niego nie należała. Dwunastu żołnierzy Kuomintangu załadowało na pokład skrzynie z materiałami wybuchowymi i pod bagnetami kazało mu płynąć w górę rzeki. Zawinięty w kołdrę, tak że widać było jedynie oczy i dłonie, wprawnie manewrował barką, unikając pocisków, które padały z obu brzegów rzeki. Oficer stojący na pokładzie został trafiony w udo i wpadł do budki sternika; krew ochlapała szybę i poplamiła kołdrę ojca. Żołnierze krzyczeli ze strachu, świadomi, że amunicja może w każdej chwili wybuchnąć. Niektórzy z nich skakali do wody, a inni przycupnęli skuleni za budką. Ojciec cudem dostarczył ładunek na miejsce, za co dowodzący dał mu dwie srebrne dolarówki. Potem wymierzył do niego z pistoletu i zeskakując na ląd, rozkazał:

– Zatop statek!

Ojciec zużył cały zapas odwagi na przeprowadzenie statku przez te wszystkie niebezpieczeństwa, gdyż pragnął go ocalić. Więc udając, że nie słyszy rozkazu oficera, zawrócił statek i odpłynął. Dopiero na milę od Niebiańskich Wrót, gdzie ostrzał był ciężki, bojąc się, by go nie zatopiono, wziął kurs na mieliznę przy Nabrzeżu Złotego Piasku.

Tamtego dnia mróz ściął to dziwne, skazane na tyle nieszczęść miasto, którego mieszkańcy to walczyli o żywność, to uciekali z linii frontu. Matka, ponownie w ciąży, wdrapała się na kamienne schody. W jednej ręce niosła worek fasoli, na drugiej trzymała Drugą Siostrę, a Duża Siostra dreptała za nią. Strzelanina nie ustawała, wichura przyginała drzewa niemal do ziemi, a dym z wystrzałów, wzbijany podmuchami wiatru, zawisł nad miastem niebieskawą mgłą. Kiedy matka dotarła do drzwi, chłodna krew chlusnęła jej po nogach. Poroniła.

Właścicielka domu powiedziała, że jeśli martwy płód jest w całości, to chłopiec, a jeżeli się rozpadł – dziewczynka. Pochyliła się i szturchnęła krwawy strzęp szczotką do mycia ubikacji.

– Chłopak! – zawołała. – To chłopak!

Kiedy gospodyni się oddaliła, matka zległa na łóżku, myśląc z rozpaczą, że ojciec na pewno zginął, transportując amunicję, a jego zwłoki unoszą się na rzece wraz ze szczątkami statku. Jednak on uszedł z życiem z walk nad rzeką i wrócił do domu. Swym widokiem przeraził obie córeczki, bo w jego usmarowanej sadzą twarzy widać było jedynie oczy. A matka zarzuciła ramiona na szyję mężowi, który wywinął się Demonowi Śmierci.

Trzy dni później oddział, który zmusił ojca do przewozu amunicji, został okrążony i rozbity przez jednostkę Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Oficer dowodzący oddziałem opowiedział o wszystkim swoim pogromcom, ponieważ był pod wrażeniem odwagi sternika, który nie spełniając jego rozkazu, ryzykował życie. W swojej relacji oficer pominął milczeniem tylko dwa srebrne dolary.

Wiele lat później, w okresie Akcji Tłumienia Kontrrewolucji, ojciec musiał opisać ze szczegółami cały incydent, ale on także nie wspomniał o pieniądzach. Życie ocaliła mu umiejętność nawigacji i znajomość Jangcy – wiedza bardzo pożyteczna dla nowego, komunistycznego reżimu. Skierowano ojca na dopływ Jangcy w jej górnym biegu, zwany Rzeką Złotego Piasku, z niebezpiecznymi progami wodnymi i licznymi ukrytymi skałami, gdzie przy braku boi najmniejszy błąd sternika mógł doprowadzić do zatopienia statku wraz z załogą. W przypadku kogoś z tak niepewną przeszłością jak mój ojciec to zadanie było aktem wspaniałomyślności. Niestety, wyczerpujące żeglowanie nocami zaczęło zbierać żniwo w postaci osłabienia wzroku.

Już jako mała dziewczynka wiedziałam, że na dnie jednego z kufrów leżą ukryte dwie srebrne jednodolarówki. Kiedy matka i ojciec się sprzeczali, zniżali głosy – w przeciwieństwie do pozostałych mieszkańców siedliska, którzy podczas kłótni wrzeszczeli na całe gardło. Rodzice nie chcieli, żeby ktokolwiek ich podsłuchał, a na mnie, skuloną w ciemnym kącie, nie zwracali uwagi.