– Dopiero co zapłaciliśmy za szkołę – stwierdziła. – Dlaczego żądają więcej? – Przykurcz mięśni pleców powinien był już jej przejść; nie wiedziałam, dlaczego została w domu.
– To było w zeszłym semestrze – wyjaśniłam cicho.
Jestem pewna, że się przy tym zaczerwieniłam. Nigdy nie potrafiłam prosić o pieniądze, nawet własnych rodziców. Matka milczała przez chwilę, a potem wybuchła:
– Powinnaś się cieszyć, że masz co jeść! Ale nie, tobie się zachciewa szkoły! Jesteśmy biedni, udaje nam się przeżyć wyłącznie dzięki opiece przodków! Nie mamy pieniędzy. Myślisz, że łatwo jest wyskrobać trzy juany na twoje czesne?
To samo powtarzało się w każdym semestrze. Wiedziałam, że dostanę pieniądze, dopiero gdy się rozpłaczę. Matka nie tyle nie chciała mi ich dać, ile pragnęła bardziej mnie pognębić, abym potem była jej wdzięczna. Moi bracia i siostry musieli ją prosić zaledwie raz czy dwa, zanim wysupłała pieniądze. Ja o wiele dłużej. Nie budziłam jej gniewu, tylko nienawiść.
– Nie powinnaś była pozwolić mi się urodzić – powiedziałam i z tornistrem przyciśniętym do piersi kucnęłam na progu, zaciskając zęby, żeby się nie rozpłakać.
Masz rację, nie powinnam! – wyczytałam z wyrazu jej zimnych oczu, chociaż tego nie powiedziała. Cisnęłam tornister i uciekłam do ciemnawej sieni. Nie chcę dłużej żyć, łkało moje serce. Nikomu nie jestem potrzebna!
Schody skrzypiały pod moimi stopami, kiedy biegłam na górę, przeskakując po dwa, trzy stopnie i nie dotykając poręczy.
Stanęłam przy łóżku przed zasłonką i wyjęłam spod poduszki lusterko Czwartej Siostry, żeby uczesać się przed nim tak jak co dzień. Ale tym razem nie było w nim mego odbicia, obojętnie pod jakim kątem je ustawiałam.
Kiedy Czwarta Siostra weszła na poddasze, zapytałam ją, dlaczego siebie nie widzę. A ona wytrzeszczyła oczy i śmiertelnie przerażona zbiegła na dół po matkę, Drugą Siostrę i Trzeciego Brata. Jej piskliwy krzyk wisiał w powietrzu przez długi czas jak piosenka. Jeszcze raz spojrzałam w lusterko – lustro jak lustro, ale mnie w nim nie było. Upuściłam je na podłogę; potoczyło się i upadło taflą do dołu, ukazując na odwrocie dwa tłuściutkie bo-baski z kłosami kukurydzy i pszenicy w objęciach.
Nie jestem już sobą, zdążyłam pomyśleć, zanim poczułam, jak uginają mi się nogi i osuwam się na podłogę.
Otoczył mnie potworny hałas. Jakaś twarz nachyliła się nade mną.
– Jej duch uleciał.
Uleciał mój duch? Już nie żyję, w wieku dwunastu lat? Moje życie się skończyło, ot tak, po prostu? Czułam się lekka jak piórko; nieważka i eteryczna, mogłam się swobodnie poruszać. Nigdy bym nie przypuszczała, że śmierć może być taka prosta, taka beztroska i kojąca.
Tymczasem zaczynało narastać we mnie nowe uczucie: mieszanina głębokiego żalu i przygnębienia. Już zaczynałam tęsknić za nowym życiem, nawet gdyby miało być jeszcze marniejsze od tego, które mnie opuściło. Przecież dopiero co zaczęłam żyć, nie powinnam była umrzeć. Rozpaczliwie pragnęłam znowu żyć i dorastać.
Wśród ludzi skupionych nade mną szukałam matki; chciałam ją poprosić, żeby spaliła pamiętnik, który trzymałam pod łóżkiem. Ale nie mogłam jej znaleźć. Więc w języku zrozumiałym wyłącznie dla nas obu mówiłam, żeby nie trzymała moich podobizn, zgadzałam się, by spaliła wszystkie moje zdjęcia, byle tylko pozwoliła mi dalej żyć.
Ktoś ciężko i boleśnie unosił mi głowę. Kroki na schodach nie przypominały stąpania matki.
4
Musiałam się przeziębić, siedząc na zimnie nad rzeką tamtego wieczoru, kiedy Duża Siostra opowiadała mi historię rodziny. Leżałam chora dzień, a może dłużej.
Z trudem dźwignęłam się z łóżka i opuściłam nogi na podłogę, chcąc wsunąć stopy w czarne filcowe papcie. Po chwili pokój przestał wirować; ściana była znowu ścianą, stół stołem, a zasłona wisiała tak jak dawniej pomiędzy dwoma łóżkami. Byłam sama. Stając na podłodze, natrafiłam prawą stopą na coś miękkiego. Cofnęłam nogę i spojrzałam w dół. Zobaczyłam ogromnego szczura. Leżał na podłodze, dłuższy od mojej stopy. Nie ruszał się.
Za pomocą dwóch szczap, które wyciągnęłam spod łóżka, zebrałam szczura z podłogi i ostrożnie wyniosłam na podest. Lecz kiedy zaczęłam schodzić na dół, szczur jakby nagle ożył; spadł na podłogę i sturlał się po schodach do sieni. Krzyknęłam przerażona.
Na podwórku było pustawo, jedynie wędrowny fryzjer strzepywał włosy z szyi klienta. Tuż za bramą kilkoro dzieciaków karmiło liśćmi morwy jedwabniki, ktoś wylewał brudną wodę do rowu.
Mój okrzyk był słaby i piskliwy, nikt ani na chwilę nie oderwał się od swoich zajęć. Kiedy ponownie krzyknęłam, ojciec zajrzał na schody.
– Co się dzieje, Mała Szóstko?
Wskazałam na miejsce, gdzie leżał szczur. Niedowidzący ojciec go nie dojrzał, ale nasz sąsiad, Łysy Czeng, przybiegł ze szczypcami do węgla.
– Jest cały we krwi – oznajmił, podnosząc szczura.
Łysy Czeng był kucharzem na statku towarowym. Kiedy statek rozładowywano czy remontowano w Czungcing, wracał do domu na urlop.
– We krwi? – podchwyciła jego stara matka.
– We krwi – przytaknął.
– To dobry znak – stwierdziła stara kobieta.
– Nadepnęłaś na niego?! – wrzasnęła do mnie. Kiwnęłam głową.
– Nadepnęła na niego i zabiła. – Nie wiem, jakim sposobem zauważyła moje skinienie, skoro siedziała na stołku w drzwiach swego mieszkania. – Szczura należy zabić, nadeptując na niego jeden raz. Jeżeli się nie uda, trzeba znaleźć jakiś inny spogób – zauważyła, cedząc słowa.
– Dlaczego? – Łysy Czeng zdawał się traktować sprawę poważniej niż jego matka.
– Jeżeli nadepnie się na niego więcej niż raz, czeka go po śmierci drugie życie i będzie buszował po całym siedlisku.
Stara kobieta wydawała się bardzo pewna siebie. Westchnęłam głęboko, wciągając w płuca chłodne powietrze, i pobiegłam z powrotem na poddasze.
Czwarta Siostra i Dehua nie wrócili do domu na noc. Duża Siostra również się nie pojawiła. Nie wiem, dokąd poszła, ale na pewno wolała trzymać się z daleka od domu, bo miała dość moich pytań. Wiedziała, że nie spocznę, dopóki wszystkiego z niej nie wyciągnę. W nocy nie mogłam zasnąć, przeszkadzał mi płacz dziecka. Czułam się lepiej i czoło nie płonęło mi tak jak z rana. Jutro będę na tyle silna, ażeby pójść do szkoły. Potrzebowałam rozmowy, byłam tego pewna.
5
Rano usłyszałam, jak ktoś o mnie pyta na dole; głos był znajomy. Wybiegłam na podest. W sieni stał nauczyciel historii. Zaprosiłam go na górę, odprowadzana czujnym spojrzeniem ojca.
– Tu nie ma gdzie usiąść – wyjąkałam.
Byłam tak zdenerwowana, że nie wiedziałam, co zrobić z rękoma i nogami, więc stanęłam przy biurku. Marzenia rzadko się spełniają; być może tak często wyobrażałam sobie, że on przychodzi na moje ciemne, wilgotne poddasze, że, o dziwo, rzeczywiście ściągnęłam go myślami. Nigdy nie udawałam, że jestem kimś lepszym, niż byłam, lecz teraz, gdy tak gwałtownie wkroczył w moje życie niezapowiedziany, paraliżował mnie wstyd z powodu naszego ubóstwa.
– Może pan usiąść na łóżku, jeżeli pan chce – odezwałam się po chwili, cały czas stojąc.
– Jesteś chora? – Przyjrzał mi się, siadając. – Tak też podejrzewałem, kiedy wczoraj nie przyszłaś. To niepodobne do ciebie: opuszczać moje wieczorowe zajęcia.