Выбрать главу

Nie odpowiedziałam. Jego głos brzmiał donośnie i energicznie w małej przestrzeni poddasza. Był bardziej dźwięczny niż w klasie.

– To nic poważnego, prawda? Schyliłam jedynie głowę.

Rozejrzał się po pokoju i przyznał, że rzeczywiście moje warunki bytowe są gorsze, niż sądził. Ale podoba mu się poddasze, na którym spędziłam całe życie.

– Opowiadałaś, że lubisz obserwować chmury przez świetlik, bo płyną w innym kierunku niż nad rzeką.

Zapamiętał, i to jak dokładnie! Ale najbardziej mnie wzruszył, mówiąc, że podoba mu się moje małe poddasze.

Wyjął i wręczył mi paczkę owiniętą w brązowy papier.

– To dla ciebie – powiedział.

– Książka? – Paczka była zaklejona, a ja chciałam wiedzieć, co jest w środku. – Jaka książka?

– Otwórz ją dopiero, gdy będziesz sama – polecił. Jego oczy miały dziwny wyraz.

Nawet nie podziękowałam. Tyle chciałam mu powiedzieć, ale słowa uwięzły mi w krtani. Po prostu stałam i patrzyłam na niego jak niedorozwinięta. Podniósł się, mówiąc, że akurat przechodził aleją Strumienia Kotów w drodze ze szkoły i przyszło mu na myśl, żeby do mnie zajrzeć i sprawdzić, co słychać.

A więc jednak nie wybrał się tu specjalnie, pomyślałam zawiedziona. Dotknął mojego ramienia; przycisnęłam paczkę do siebie w nerwowym podnieceniu. Nie chciałam, żeby zabrał rękę, ale on ją cofnął. Zmierzał do wyjścia.

– Nie masz ochoty zaczerpnąć świeżego powietrza? Skoczyłam na równe nogi.

– Możemy przejść się na wzgórze – zaproponował.

Nie odezwałam się. Jeżeli sąsiedzi zobaczą, jak idziemy razem, całe siedlisko będzie trząść się od plotek.

Musiał czytać w moich myślach, bo zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zasugerował, że wyjdzie pierwszy i około wpół do trzeciej spotkamy się przed Przychodnią Ludową Numer Pięć.

Odprowadziłam go na schody, a potem patrzyłam, jak znika za bramą.

– Kto to był? – usłyszałam za sobą głos Mamy Szy.

Moja ostrożność się przydała. Ta plotkarka zapewne przez cały czas sterczała pod schodami, żeby sprawdzić, jak długo on u mnie siedzi. Pierwszy raz gościłam u siebie dorosłego mężczyznę.

– Nie musisz mi nic mówić, bo i tak wiem. Jego ojciec był reakcjonistą, demonem wołu i duchem węża. To pierworodny syn tego wstrętnego starucha, który sprzedawał prażoną kukurydzę na całym Południowym Brzegu, prawda? Jest żonaty i ma dzieciaka. Ciekawe, co on od ciebie chciał.

– Nie twoja sprawa – ucięłam chłodno, wchodząc do sieni.

Zegar ścienny wskazywał jedenastą czterdzieści pięć. Obojętnie jak często się go regulowało i nakręcało, zawsze się spieszył lub spóźniał dwie minuty.

Na górze w moim pokoju rozerwałam papier i wyjęłam grubą książkę pod tytułem Anatomia człowieka. Napis na okładce informował, że to podręcznik medyczny. Byłam zaskoczona. Kiedy przerzucałam strony, natrafiłam na serię ilustracji: nagi mężczyzna z tyłu i z przodu oraz naga kobieta, także z przodu i z tyłu, a do tego strzałki i terminy: pierś, pochwa, włosy łonowe, jądra, i tak dalej, i tak dalej – same takie słowa, których w życiu nie wypowiedziałam. Serce biło mi jak oszalałe, gdy siedziałam pochylona nad książką. Po kilku sekundach uniosłam głowę i rozejrzałam się, by sprawdzić, czy naprawdę jestem sama. A potem znowu skupiłam się na studiowaniu organów płciowych. Pierwszy raz w życiu poczułam dziwne sensacje w podbrzuszu. To było nie do zniesienia.

A niech to! Mój nauczyciel jest maniakiem seksualnym!

IX

1

Cytaty z myśli przewodniczącego Mao brzmią bardzo pięknie, kiedy skanduje się je chórem w rytmicznym i melodyjnym dialekcie syczuańskim. Nawet jeśli nie są recytowane najpłynniej, przypominają odgłos wznoszących się i opadających fal, brzmią trochę jak opera. Słuchane przez dłuższy czas mogą hipnotyzować, a nawet wprowadzać w senny trans.

Na początku lat siedemdziesiątych przez kilka lat z rzędu w szkolnej toalecie, na murach, a nawet na ziemi, ukazywały się „reakcyjne hasła”. Treść większości brzmiała prosto i dosłownie: „Precz z przewodniczącym Mao” lub podobnie. Skoro więc chciano go usunąć, po co dodawano pełne szacunku „przewodniczący”? Nikt nie zadawał tego pytania, ponieważ takich bardzo reakcyjnych haseł nie wolno było „powtarzać ani rozpowszechniać”, nawet podczas przesłuchania. Policja i władze szkolne traktowały każdy przypadek niezwykle poważnie; bez ostrzeżenia konfiskowano nam tornistry i tak długo analizowano charaktery pisma, aż wytropiono małego kontrrewoluq”onistę i zmuszono, by ujawnił nazwisko dużego kontrrewolucjonisty, który za tym wszystkim stał. Ucznia wyrzucano ze szkoły, a dorosły znikał bez śladu na dziesięć lat albo i dłużej. Do takich śledztw mobilizowano wszystkie siły, a całe miasto o niczym innym nie mówiło.

Żadne miasto w Chinach nie może się pochwalić graffiti, które dorównywałoby naszemu ostrością i soczystością języka, ani też nie ma chyba drugiego takiego miejsca, gdzie pojawiło się tylu młodocianych „reakcyjnych” grafficiarzy. Bycie kontrrewolucjonistą stanowiło najcięższą zbrodnię i pociągało za sobą najstraszniejsze konsekwencje. Dzięki paru nabazgranym słowom można było z dnia na dzień zyskać sławę, co stanowiło nieodpartą pokusę dla wielu nierozsądnych podrostków. Przestraszeni, a zarazem podekscytowani, próbowali napisać tych parę fatalnych słów.

Raz, kiedy jako dyżurna sprzątałam szkolny ustęp i nikogo nie było w pobliżu, zelektryzowała mnie chęć, żeby napisać coś, co zaszokuje otoczenie i mnie samą. Jednak tego nie zrobiłam, co prawdopodobnie uchroniło mnie i moją rodzinę przed oskarżeniem o „działania kontrrewolucyjne”. A zrezygnowałam wyłącznie dlatego, że moją uwagę przyciągnął dziwaczny rysunek wykonany węglem – genitalia o niewiarygodnych proporcjach. Oblałam się rumieńcem i z trudem oddychałam. Podobno narysowali to chłopcy, którzy nocą zakradli się do ubikacji dla dziewcząt.

Przeważnie też oni wypisywali reakcyjne hasła, ale policja, szukając sprawców, równo traktowała dziewczęta i chłopców.

Wsunęłam Anatomię człowieka pod poduszkę, lecz po chwili przełożyłam ją do tornistra, żeby nie wpadła w ręce komuś z rodziny. Widziałam już wcześniej zdjęcia intymnych części ciała, ale tym razem to było zupełnie co innego. Genitalia na fotografiach ofiar egzekucji czy u mężczyzn kąpiących się na podwórku napawały mnie odrazą i lękiem, podobnie jak nieprzyzwoite rysunki na ścianach ubikacji. Natomiast te w podręczniku medycznym wyglądały czysto, nawet ładnie, i niebezpiecznie podniecająco. Przycisnęłam rękę do piersi; czułam, jak zlewam się potem.

Na dole rozległo się bicie zegara; była pierwsza. Umówiłam się z nim na wpół do trzeciej. Jeżeli pójdę wzdłuż rzeki, a potem skrótem pod górę do Przychodni Ludowej Numer Pięć, dotrę na miejsce za wcześnie, nawet gdybym szła powoli. Moje nogi były jak z waty, ledwo się na nich trzymałam. Zapytam go, co to za pomysł, żeby mi dawać taką nieprzyzwoitą książkę. Co z niego za nauczyciel?

2

Przed kranem czekała długa kolejka, ale wody nie było. Przy rzędzie wiader ustawionych wzdłuż drogi kręciło się pięcioro czy sześcioro ludzi. Słońce tego dnia wcześnie wzeszło, w południe będzie prażyć. Byłam zadowolona, że po drodze schwyciłam kapelusz ze słomy, który chronił zarówno przed słońcem, jak i przed deszczem.

– Jeżeli wkrótce nie pojawi się woda, nie tylko umrzemy z pragnienia, ale nasze rozeschnięte wiadra zaczną skrzypieć! -narzekali ludzie, szukając cienia pod okapami domów.