Выбрать главу

Kto to wie, dlaczego ludzie się kochają i nienawidzą? Miłość jest doznaniem zbyt osobistym, aby inni umieli ją zrozumieć. Weźmy na przykład mnie. Czy można wytłumaczyć moje potajemne zakochanie? Przypadła mi w udziale miłość zakazana, która w oczach postronnych była brudna i przynosiła wstyd.

Lecz nawet ja, która zawsze lekceważyłam zasady i reguły, nie potrafiłam zrozumieć cudzołożnego związku moich rodziców. Kiedy w trójkę – ja, matka i mój naturalny ojciec – siedzieliśmy w herbaciarni, czuliśmy się wszyscy niezręcznie w tej wymuszonej sytuacji. Powołując mnie na świat, skazali na życie pełne cierpień, za które żadne z nich nie wzięło odpowiedzialności.

Kiedy opuściliśmy park Loquat i zeszliśmy na dół po stromych stopniach, wystrzeliły pod niebo fajerwerki, zmieniając budynki i drzewa wokół nas w rozmigotane cienie. Na miasto i na nasze głowy posypały się kolorowe gwiazdki jak deszcz dziwnych kwiatów prosto z nieba. Szliśmy w stronę skrzyżowania do stacji kolejki linowej pod rozjarzonym nieboskłonem. Sztuczne ognie wybuchały z ogłuszającym łoskotem.

– Nie życzę sobie, abyś dłużej za mną chodził – oznajmiłam. -I nie chcę cię więcej widzieć. – Ciągle nie mogłam im darować, że ułożyli wszystko za moimi plecami, przez tyle lat trzymając mnie w nieświadomości.

Twarz mu stężała, nie spodziewał się, że usłyszy coś takiego. Widziałam rozpacz w jego oczach, zupełnie jak u tamtych pasażerów na filmie, kiedy zdali sobie sprawę, że pójdą na dno razem ze statkiem.

Nie poruszyło mnie to. Zażądałam, by dał mi słowo.

Kiwnął głową na zgodę, patrząc gdzieś w bok.

Przy okienku biletowym zaproponował, że odprowadzi mnie na przystań. Powiedziałam, że nie, pojadę sama, więc wyczuł, iż nie ma sensu nalegać. Wmieszałam się w tłum pasażerów i przyciskając do siebie niebieski materiał, wybrałam miejsce na końcu wagonika. Wszystkie krzesełka były ustawione tyłem do jazdy, więc go widziałam; stał za barierką przy budce biletera. Kiedy kolejka powoli zjeżdżała z góry, pomachał do mnie. Miałam ochotę też mu pomachać, ale się powstrzymałam. I żeby go nie widzieć, a także ukryć przed nim twarz, odwróciłam się do okna i wbiłam wzrok w drewniane chaty w połowie wysokości wzgórza, gdzie światła w oknach pełgały i drżały, jakby za chwilę miały całkiem zgasnąć. Kolejka w mgnieniu oka znalazła się na dole. Wyjście ze stacji znajdowało się dokładnie naprzeciw głównego dworca, w którym wrzało jak w tyglu od zgiełku ludzkiej ciżby.

Matka jeszcze nie spała; czekała na mnie. Kiedy otworzyłam drzwi, z westchnieniem ulgi wróciła do łóżka. Stały pod nim buty ojca, który leżał odwrócony twarzą do ściany. Ogarnęła mnie chęć, żeby do niego podejść. Myślałam o tych wszystkich ciężkich latach, które przeszliśmy razem – ojciec i ja. Zapragnęłam zarzucić mu ręce na szyję, znaleźć się w jego ramionach. Albo przynajmniej przyjrzeć mu się dokładnie. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek wnikliwie przyjrzała się jego twarzy, tak jak na córkę przystało.

Matka odwróciła się na bok, zaskrzypiało łóżko. Ojciec musiał głęboko spać. Wyszłam do sieni, umyłam się po cichu, wylałam wodę na podwórko, a kiedy wróciłam, zastałam matkę siedzącą na łóżku.

– Idź, prześpij się trochę – powiedziała półgłosem.

Opuściłam pokój i z sieni weszłam na poddasze.

XVI

1

Od dawna miałam zwyczaj prowadzenia dziennika, robiłam w nim zapiski, których następnego dnia nie miałam już ochoty czytać. W moich oczach pisanie pamiętnika uchodzi za hobby ludzi słabych, wymagających pocieszenia. Jednak za każdym razem, gdy odkładałam dziennik, wracałam do niego po paru dniach i uzupełniałam wstecz.

Na poddaszu odnotowałam spotkanie z ojcem w dwóch linijkach: herbaciarnia, restauracja, kino, park Loąuat, kolejka linowa, dom, łóżko.

Taki lakoniczny zapis był całkiem naturalny, i to nie dlatego, że wielu ludzi nacierpiało się albo nawet straciło życie przez „reakcyjne” treści w swoich pamiętnikach; po prostu uznałam, iż moja rodzina nie powinna się dowiedzieć o tym spotkaniu. Zachowanie prywatności w naszym zatłoczonym mieszkaniu było niemożliwe. Co powiedziałby ojciec, gdyby się zorientował? A bracia i siostry? Co czułaby matka, gdyby wiedziała, jak go potraktowałam?

Lepiej unikać tego tematu. Poza tym szczegóły i tak szybko zatrą mi się w pamięci.

Kiedy następnego dnia zobaczyłam ojca, nie okazałam mu czułości ani się do niego nie odezwałam. Moja chwilowa potrzeba przeminęła. Sen jest takim dziwnym procesem, przypomina śmierć i zmartwychwstanie, filtruje ból i cierpienie, studzi pragnienia i emocje. Zaniosłam niebieski materiał na dół, dałam go matce i zajęłam się swoimi sprawami. Całe moje rodzeństwo tkwiło w domu, bez przerwy na siebie wpadaliśmy. Prawie wszystkich sąsiadów w siedlisku odwiedzali krewni, więc hałas był szczególnie dokuczliwy. Widziałam, że matka jest na skraju wytrzymałości nerwowej, a zanim udało nam się zostać w pokoju bez świadków, minęło sporo czasu.

– Wybierzemy się na plac Przy Kamiennym Moście, jak tylko znajdę wolną chwilę – powiedziała. – Uszyjesz sobie bluzkę z tego niebieskiego materiału.

– Kupił go dla ciebie.

– Nie oszukasz mnie, już ja wiem swoje.

Nie odpowiedziałam, koncentrując się na obieraniu czosnku.

– Czy on cię dobrze traktował? – Kiedy mówiła o moim naturalnym ojcu, nieodmiennie używała zaimka „on”. Na pewno wiedziała, jak się do mnie odniósł, a spytała tylko po to, abym potwierdziła, że akceptuję go jako ojca. Wreszcie miałaby kogoś, z kim mogłaby rozmawiać o człowieku, którego kochała. Wpatrywała się we mnie z napięciem, czekając, co powiem.

– Nieźle – zbyłam ją nonszalancką odpowiedzią. A dlaczego by nie? Wiedziałam, który z ojców jest ważniejszy: ten, co mnie spłodził, czy ten, który wychował.

Matka przez chwilę usiłowała sprawiać wrażenie osoby bardzo zajętej, po czym oświadczyła, że zmieniła zdanie: nie pójdziemy do krawcowej, bo to za drogo, a i usługa pewnie też nie najwyższej jakości. Zapaliła światło, pozdejmowała wszystko ze stołu, rozpostarła na nim materiał i spryskała go wodą. Kiedy przyniosła nożyczki, centymetr i kredę, uznała, że blat stołu jest za mały, więc przeniosła materiał na łóżko.

Zdjęła mi miarę i zapytała, czy wolę bluzkę, czy wdzianko, które mogłabym wkładać pod watowaną kufajkę. Lato już minęło. Zanim zdążyłam otworzyć usta, stwierdziła, że uszyje mi wdzianko na zimę. Znowu stała się tą samą, dawną matką, dla której zdanie córki się nie liczy.

– Pewnie nie wiesz – mówiła, znacząc materiał kredą – że on obiecał w sądzie przekazywać osiemnaście juanów miesięcznie na utrzymanie dziecka i robił to regularnie każdego miesiąca aż do twoich osiemnastych urodzin. Kiedy Druga Siostra została nauczycielką, zaczął wysyłać alimenty do szkoły, ale jej koledzy z pracy okazali się równie wścibscy jak nasi sąsiedzi i ciągle się dopytywali, co to za pieniądze, więc żeby uniknąć kłopotów, wysyłał je potem do swojej matki, czyli twojej babki, a ja chodziłam do niej za rzekę i je odbierałam. To dobra, przyzwoita kobieta. Za każdym razem zatrzymywała mnie na obiad. Mówiła, że jej syn urodził się pod nieszczęśliwą gwiazdą, bo odebrano mu prawo do własnej córki. A jaka kobieta z miasta chciałaby za męża takiego nędzarza? Dlatego musiał ożenić się z chłopką.

Matka nie widziała go przez te wszystkie lata, ale dowiadywała się tego i owego o jego życiu od mojej babki. Świadomość, że mieszka tak blisko niego, a przy tym musi udawać, że on w ogóle nie istnieje, zapewne doprowadzała ją do szaleństwa.