Usiadłam na niskim stołeczku i przypomniały mi się szkolne czasy, kiedy stawałam się jedynym celem ataków kolegów z klasy, podobnie jak to miało miejsce na zebraniach w okresie rewolucji kulturalnej, podczas których masy oskarżały jednego biednego delikwenta. Tyle że mnie osaczyła własna rodzina. Co ja takiego zrobiłam?
Pierwszy przemówił Trzeci Brat, czyli najstarszy syn, i od razu stało się jasne, że Duża Siostra przed wyjazdem mnie wydała. Powiedziała im wszystko, powtórzyła nawet pytania, jakie jej zadałam na temat rodziny, i przy okazji dodała co nieco od siebie. A więc to, co mówiła, zanim weszła na prom, stanowiło nie tyle jej własny sąd, ile opinię rodziny. Powinnam wiedzieć, że należy do tego rodzaju ludzi, którzy czują się nieszczęśliwi, dopóki nie wywołają zamieszania. Gdyby za rządów komunistów w jej własnym życiu i życiu całej rodziny nie zapanował chaos, byłaby nie-ukontentowana.
– Wybieraj! W której rodzinie chcesz być?
– Jadłaś nasze jedzenie, nosiłaś nasze rzeczy, a w dodatku odejmowałaś nam od ust to, co nam się należało. Jeśli chcesz, możesz odejść, ale masz uregulować rachunki za wszystkie te lata spędzone w naszym domu, z czynszem, wydatkami na lekarzy i opłatą za naukę włącznie!
– Nie zrobiliśmy ci nic złego, a mimo to miałaś czelność spotkać się z tym człowiekiem. Ile się z twojego powodu wycierpieliśmy, ile wstydu najedliśmy przez te wszystkie lata!
– Wychowaliśmy cię, a teraz, kiedy jesteś dorosła, chcesz najzwyczajniej w świecie odejść, tak?!
– Posłuchajmy, co ona ma do powiedzenia – odezwała się Druga Siostra, która dotąd nie zabierała głosu.
– A co mam powiedzieć? – Udawałam, że nie wiem, o co im chodzi, tak jak to robiłam podczas nagonek w szkole. Ale tym razem naprawdę miałam pustkę w głowie. I chociaż wszystkie zarzuty były bezpodstawne, nie potrafiłam ich podważyć.
– Czy on chce, żebyś od nas odeszła i zamieszkała u niego?
– No, powiedz coś!
Usiłowałam wstać, ale Trzeci Brat pchnął mnie z powrotem na stołek. Nie ustąpią, dopóki tego nie wyjaśnią. Wbiłam wzrok w dzieciaki z piłką idące przez ulicę.
Nie lubiłam mojej rodziny, ale inne rodziny też mi się nie podobały. Nie obchodziło mnie, kto, co i komu zawdzięcza, po prostu chciałam, żeby dali mi spokój.
– Nie odchodzę z domu – odpowiedziałam stanowczo, odwracając się do nich. -1 nie myślcie, że uda się wam mnie wypędzić. To jedyny dom, jaki mam.
Wyraźnie zbiłam ich z tropu. Zapomnieli języka w gębie. Spodziewali się, że zasypię ich pretensjami, i w ogóle nie przyszło im na myśl, że mogę nie chcieć zerwać więzów z rodziną. Nie wspomniałam też o alimentach, które dawał mój naturalny ojciec, chociaż oni cały czas mówili o pieniądzach. Ludzie są dziwni: nie potrafią zapomnieć o wyrządzonych im krzywdach, lecz za to łatwo zapominają o dobrodziejstwach, jakie ich spotkały. Owszem, do pewnego stopnia mieli prawo obwiniać mnie o swoje cierpienia, bo to moja obecność sprawiła, że chodzili głodni w czasie klęski, no i wstydzili się przed sąsiadami, że mają w rodzinie bękarta; musieli kłaść uszy po sobie i przemykać się chyłkiem. Wolałam więc uznać, że mam wobec tej rodziny emocjonalny dług, którego nigdy nie spłacę.
– No dobrze. – W końcu Trzeci Brat przerwał milczenie. – Nie powiesz mamie, co tu się dzisiaj wydarzyło, ani nie dasz ojcu do zrozumienia, że wiesz o swoim pochodzeniu. Zrozumiałaś?
– Zrozumiałam. – Kiwnęłam głową. – Dlaczego miałoby mi zależeć na tym, żeby zrobić przykrość tacie?
Miałam ochotę krzyczeć. Dać upust oburzeniu, że tak paskudnie mnie potraktowali. Jednak nie powiedziałam ani słowa więcej. Siedziałam i patrzyłam, jak się oddalają, mrucząc pod nosem groźby. Zawsze się bałam mego rodzeństwa, tak samo jak bałam się nauczycieli w szkole. Nigdy się nie przeciwstawiałam, robiłam, co chcieli, schodziłam z drogi i najchętniej zaszywałam się w jakimś kącie, żeby mnie nie widziano.
Kiedy odeszli, zabierając ze sobą stołki, zostałam sama; kręciło mi się w głowie i dzwoniło w uszach, jakby tuż obok biły o siebie metalowe pręty
W końcu wstałam, wzięłam stołek i powlokłam się do domu. A potem nagle, ni z tego, ni z owego, rzuciłam stołek i jak mała dziewczynka zaczęłam biec przed siebie, najpierw po stopniach na aleję Szkoły Średniej, a stamtąd na zarośnięty chwastami plac zabaw. Biegłam tak aż na sam szczyt wzgórza, gdzie było ciemno i zupełnie pusto. Wreszcie, wyczerpana, przystanęłam i żeby nie upaść, oparłam się o pień drzewa. Patrzyłam w ponurą czeluść zapomnianego schronu przeciwlotniczego. Czyż nie szeptano dokoła, że ludzie z Kuomintangu zakopali w bunkrach materiały wybuchowe? To znaczy, że całe miasto jest jedną wielką tykającą bombą zegarową. Dlaczego akurat teraz nie wybuchnie? Dlaczego raz na zawsze nie zniknie z powierzchni ziemi?
XVII
1
Po przejściach z rodzeństwem przez kilka dni nie czułam się na siłach, aby pójść do szkoły. Bolała mnie głowa, miałam stan podgorączkowy i byłam ogólnie osłabiona. Matka traktowała mnie serdecznie jak nigdy dotąd. Natomiast ja nie miałam ochoty okazywać sympatii nikomu z rodziny. Wszyscy mieli twarze powykrzywiane i zniekształcone, zupełnie jak domy na naszej ulicy. I wszyscy udawali, że nic się nie stało. Sąsiedzi, tak samo jak zawsze, obrzucali się wyzwiskami i kłócili z byle powodu, ganiając po ulicy. Wszystko to działo się jakby poza mną; ich radości i zgryzoty w ogóle mnie nie obchodziły. Nadal wykonywałam swoje domowe obowiązki i każdy po kolei się mną wysługiwał, a kiedy tylko miałam okazję, zaszywałam się na poddaszu, nie chcąc nikogo widzieć.
Tamtego dnia poszłam z koszem śmieci do wysypiska na zboczu. W drodze powrotnej natknęłam się na koleżankę ze szkoły.
– Jesteś chora? – zapytała. – Dlaczego nie przychodzisz na lekcje?
– Na lekcje? – powtórzyłam. Mój głos był cichy i zachrypnięty.
– Tak, na lekcje. – W normalnych okolicznościach nie poświęciłaby mi chwili uwagi, więc rzeczywiście musiała myśleć, że jestem chora, skoro nagle zrobiła się taka rozmowna. – Nie zamierzasz podchodzić do egzaminów wstępnych?
Popatrzyłam na nią bezmyślnie. Zupełnie zapomniałam o egzaminach. Uśmiechnęła się, pokazując rząd krzywych zębów. A potem nagle uśmiech znikł z jej twarzy, jakby sobie o czymś przypomniała.
– To pewnie nie wiesz, że nauczyciel historii nie żyje.
– Co powiedziałaś?!
– Nie bierz sobie tego tak do serca. Popełnił samobójstwo -uspokajała mnie, przestraszona moją reakcją.
2
Cisnęłam koszyk na ziemię i pobiegłam do szkoły.
Tamte dni należały do najdziwniejszych w całym moim życiu. Działo się tak wiele rzeczy, wydarzenie goniło wydarzenie, z przytępionym umysłem poruszałam się jak we śnie. Osoba nauczyciela historii zdążyła zatrzeć mi się w pamięci, chociaż minęło zaledwie kilka dni; moja niedawna obsesja na jego punkcie wydawała się niczym innym, jak erotyczną fantazją. A teraz nagle obraz tego mężczyzny z pętlą zaciśniętą na szyi położył kres mej melancholii i wywołał kompletny zamęt w głowie.
Nie biegłam do szkoły, żeby usłyszeć potwierdzenie wiadomości. Wierzyłam, że koleżanka mówi prawdę, a kiedy prześledziłam w myślach wszystkie wypowiedzi nauczyciela, zrozumiałam, że powinnam była przewidzieć, iż prędzej czy później musi do tego dojść. Od dłuższego czasu myślał o odebraniu sobie życia.
Sznur zaniósł do kuchni; nie chciał, żeby córka go zobaczyła, kiedy się ocknie ze snu. Wisielec stanowi przerażający widok: wysunięty język, bolesny grymas ust, wywrócone gałki oczne, prącie we wzwodzie, kał i mocz na ubraniu. Nie chciał, aby taki widok zranił jej wrażliwe serce. Więc pchnął drzwi do kuchni, przerzucił ów fatalny sznur przez belkę, wszedł na stołek i zawiązał pętlę na sznurze. A potem zacisnął węzeł, wsunął głowę w pętlę i kopnięciem wypchnął stołek. Jedno szarpnięcie – i zawisł w powietrzu.