– Jak jeździłam, nie wiem. Ale tam byłam. To prawda! Szłam za nim, och, jaki podstępny. OJ. schowany w krzaku. Później ja też wchodzę do domu. Patrzę, on bierze rękawiczkę, idzie do ogrodu, wraca do środka, przebiera się… – LuLing urwała zawstydzona. – Jak się przebierał, nie patrzyłam, odwróciłam oczy. Potem biegnie na lotnisko, prawie spóźniony, wskakuje do samolot. Widziałam wszystko.
– Widziała to pani i nikomu nie powiedziała?
– Bałam się!
– Widok morderstwa musiał być dla pani okropnym przeżyciem – zauważył doktor Huey. LuLing bohatersko skinęła głową.
– Dziękuję, że podzieliła się pani ze mną tą wiadomością. Proszę teraz zaczekać kilka minut, a ja wstąpię z pani córką do innej sali i ustalimy termin następnej wizyty.
– Nie śpieszę nigdzie.
Ruth poszła za lekarzem do drugiego gabinetu.
– Od jak dawna obserwuje pani takie zaburzenia orientacji? – zapytał bez ogródek doktor Huey. Ruth westchnęła.
– Zaczęło się pogarszać jakieś pół roku temu, może trochę wcześniej. Ale dziś, wydaje mi się, jest w gorszym stanie niż zwykle. Z wyjątkiem tej ostatniej rewelacji nigdy nie mówiła tak dziwnych rzeczy i nie miała takich kłopotów z pamięcią. Częściej chodzi po prostu o zwykłe pomyłki, bo, jak pan zapewne zauważył, matka nie mówi zbyt dobrze po angielsku. Historia o OJ. Simpsonie… to też może być problem językowy. Nigdy nie potrafiła wyrazić się…
– Mnie się wydaje zupełnie jasne, że pani matka jest przekonana, iż była tam wtedy – przerwał jej łagodnie lekarz.
Ruth odwróciła wzrok.
– W rozmowie z pielęgniarką wspominała pani coś o wypadku samochodowym. Doszło do urazu czaszki?
– Matka uderzyła głową w kierownicę. – W Ruth odżyła nagle nadzieja, że właśnie to okaże się brakującym elementem układanki.
– Czy zauważyła pani u matki jakieś zmiany osobowości? Może matka wydaje się przybita, bardziej kłótliwa?
Ruth próbowała odgadnąć, co może znaczyć twierdząca odpowiedź na to pytanie.
– Moja matka całe życie miała skłonność do kłótni. Jest bardzo impulsywna. I od kiedy pamiętam, zawsze przygnębiona. Jej mąż, mój ojciec, zginął czterdzieści cztery lata temu w wypadku. Jakiś samochód potrącił go i uciekł. Po tym nigdy nie doszła do siebie. Być może jej depresja się pogłębia, ale ja nie potrafię tego stwierdzić, bo za bardzo się do niej przyzwyczaiłam. Co do zaburzeń orientacji, zastanawiałam się, czy to nie wstrząs mózgu, jakiego mogła doznać w wypadku, albo mały udar. – Ruth próbowała sobie przypomnieć poprawny termin medyczny. – Mam na myśli przejściowe niedokrwienie.
– Na razie nie zauważyłem żadnych objawów. Sprawność motoryczna bez zarzutu, odruchy dobre. Ciśnienie krwi wspaniałe. Trzeba będzie jednak przeprowadzić dodatkowe badania, aby wykluczyć na przykład anemię lub cukrzycę.
– Możliwe, żeby to była przyczyna jej problemów?
– Możliwe, tak samo jak choroba Alzheimera albo inne formy demencji.
Ruth poczuła się, jakby ktoś wymierzył jej cios w żołądek. Z matką na pewno nie jest aż tak źle. Doktor mówił o strasznych, śmiertelnych chorobach. Dzięki Bogu, że Ruth nie powiedziała mu o innych rzeczach, które dawały więcej powodów do niepokoju: o kłótniach matki z Francine na temat czynszu; o czeku na dziesięć milionów dolarów, wygranych w konkursie promocji czasopism; o tym, że LuLing zapomniała o śmierci Fu – Fu.
– Czyli to może także być depresja – powiedziała Ruth.
– Nie wykluczyliśmy jeszcze żadnej możliwości.
– Cóż, jeśli tak, będzie pan jej musiał powiedzieć, że najlepszym lekiem antydepresyjnym jest żeń-szeń albo pigułki po chai.
Doktor Huey wybuchnął śmiechem.
– Często spotykam się z oporami przed lekami Zachodu wśród moich starszych pacjentów. Kiedy tylko poczują się lepiej, przestają je brać, żeby zaoszczędzić pieniędzy. – Podał Ruth formularz. – Proszę to oddać Lorraine, która siedzi przy komputerze za rogiem korytarza. Skierujemy pani matkę na badania w oddziale neurologiczno – psychiatrycznym, a za miesiąc zgłosi się do mnie.
– W okolicach Święta Pełni Księżyca.
Doktor Huey uniósł głowę. T
– To już teraz? Nigdy nie pamiętam dokładnie.
– Wiem, ponieważ w tym roku będę miała zjazd rodzinny i uroczystą kolację.
Wieczorem, przygotowując rybę na parze, Ruth rzuciła od niechcenia do Arta:
– Zabrałam mamę do lekarza. Zdaje się, że ma jakąś depresję.
– Nic nowego – skwitował Art.
Podczas kolacji LuLing siedziała obok Ruth.
– Za słone – zauważyła po chińsku, dziobiąc swój kawałek. – Powiedz dziewczynkom, żeby skończyły rybę – dodała. – Nie pozwalaj im marnować jedzenia.
– Fia, Dory, dlaczego nie jecie? – zwróciła się do dziewczynek Ruth.
– Nie mogę – odrzekła Dory. – Wcześniej wstąpiłyśmy do Burger Kinga w Presidio i zjadłyśmy frytki.
– Nie powinnaś im pozwalać jeść takich rzeczy! – skarciła ją LuLing, wciąż mówiąc po mandaryńsku. – Powiedz im, że to był ostatni raz.
– Dziewczynki, wolałabym, żebyście się nie napychały takim niezdrowym jedzeniem.
– A ja bym wolała, żebyście przestały gadać po chińsku jak szpiedzy – oświadczyła Fia. – To niegrzeczne.
LuLing zgromiła córkę wzrokiem, a Ruth zerknęła na Arta, ten jednak patrzył w swój talerz.
– Waipo mówi po chińsku – powiedziała Ruth – bo jest przyzwyczajona do tego języka.
Ruth kazała im mówić na LuLing waipo. Była to chińska forma grzecznościowa zwracania się do babci. Na szczęście dziewczynki używały jej, lecz sądziły, że to przydomek.
– Ale umie też mówić po angielsku – powiedziała Dory.
– Tss! – mruknęła do Ruth LuLing. – Dlaczego ojciec ich nie skarci? Powinien im kazać, żeby cię słuchały. Czemu bardziej się tobą nie przejmuje? Nic dziwnego, że się z tobą nie ożenił. W ogóle cię nie szanuje. Powiedz mu, żeby był dla ciebie milszy…
Ruth zapragnęła znów stać się niema. Chciała krzyknąć na matkę, żeby przestała narzekać na rzeczy, których nie jest w stanie zmienić. Równocześnie pragnęła jej bronić przed dziewczynkami, zwłaszcza teraz, gdy coś z nią wydawało się nie tak. LuLing zawsze była osobą silną, lecz nie znaczyło to, że jest niewrażliwa. Dlaczego Fia i Dory nie potrafią tego zrozumieć i wysilić się na odrobinę więcej uprzejmości?
Ruth przypomniała sobie, jaka sama była w ich wieku. Też nie cierpiała, gdy LuLing mówiła po chińsku w obecności innych, wiedząc, że nie rozumieją jej uwag.
“Patrz, jaka gruba pani" – potrafiła powiedzieć LuLing. Albo: “Luyi, poproś tego człowieka, żeby trochę spuścił z ceny".
Ruth dobrze pamiętała, że kiedy spełniała polecenie matki, czuła się potwornie zawstydzona. A jeśli jej nie słuchała, konsekwencje mogły być bardziej zgubne.
Za pomocą chińskich słów LuLing potrafiła wtłoczyć w głowę Ruth każdą mądrość. Umiała ją przestrzec przed niebezpieczeństwem, chorobą i śmiercią.
– Nie baw się z nią, za dużo zarazków – powiedziała pewnego dnia do sześcioletniej Ruth LuLing, pokazując dziewczynkę z naprzeciwka. Dziewczynka miała na imię Teresa, brakowało jej dwóch przednich zębów, na kolanie miała strup, a na sukience ciemne plamy od brudnych rąk. – Widziałam, jak podnosiła z chodnika cukierek i jadła. Popatrz na jej nos, cieknie z niego choroba.
Ruth lubiła Teresę, która dużo się śmiała i zawsze trzymała w kieszeniach znalezione rzeczy: kulki ze złotka, pęknięte kule do gry, kwiatki. Ruth właśnie zaczęła chodzić do nowej szkoły, a Teresa była jedyną dziewczynką, która się z nią bawiła. Obie nie były zbyt lubiane.
– Słyszałaś? – spytała LuLing.