– Tak – odpowiedziała Ruth.
Nazajutrz Ruth bawiła się na szkolnym podwórku. Matka była po drugiej stronie placyku, pilnując innych dzieci. Ruth raźno wspięła się na zjeżdżalnię, by pomknąć srebrzystą rynną w dół, prosto w ciemny, chłodny piasek. Robiły to już kilkanaście razy z Teresą, kiedy matka nie widziała.
Ale nagle z przeciwległej strony podwórka rozległ się znajomy i przenikliwy krzyk:
– Nie! Luyi, przestań! Co ty robisz? Chcesz się złamać na pół?
Ruth stała na szczycie zjeżdżalni sparaliżowana ze wstydu. Matka pilnowała grupy przedszkolaków, a wtrącała się w sprawy Ruth, która była już w pierwszej klasie! Niektórzy pierwszoklasiści na dole zaczęli się śmiać.
– To twoja mama? – krzyczeli. – Co ona bez sensu gada?
– To nie moja mama! – odkrzyknęła Ruth. – Nie wiem, kto to jest!
Matka utkwiła wzrok w jej oczach. Mimo że dzieliło je całe podwórko, wszystko słyszała i widziała. Z tyłu głowy miała parę magicznych oczu.
Nie zatrzymasz mnie, pomyślała z wściekłością Ruth. Rzuciła się głową naprzód, z wyciągniętymi przed siebie ramionami – tak zjeżdżali tylko najodważniejsi chłopcy – byle szybciej w dół, na piasek. Wylądowała na twarzy z taką siłą, że przegryzła wargę, uderzyła się w nos, zgięła okulary i złamała rękę. Leżała zupełnie nieruchomo. Świat płonął, jak gdyby rozświetliła go jaskrawoczerwona błyskawica.
– Ruthie nie żyje! – wrzasnął jakiś chłopiec. Dziewczynki zaczęły krzyczeć.
Przecież żyję, próbowała zawołać Ruth, ale czuła się, jakby mówiła we śnie. Usta nie chciały wypowiedzieć niczego tak, jak im kazała. A może rzeczywiście nie żyła? Może właśnie wtedy z nosa cieknie coś ciepłego, boli głowa i ręka, a ciało porusza się wolno i ciężko jak słoń w wodzie? W chwilę potem poczuła na głowie i szyi dotyk znajomych dłoni. Matka podnosiła ją z ziemi, mrucząc cicho:
– Aj-ja, jak mogłaś być taka głupia? Jak ty wyglądasz.
Z obolałego nosa krew kapała prosto na białą bluzkę, plamiąc szeroki koronkowy kołnierz. Ruth leżała bezwładnie na kolanach matki, spoglądając na Teresę i twarze innych dzieci. Widziała w ich oczach strach, ale także ogromny podziw. Gdyby mogła się poruszyć, uśmiechnęłaby się do nich. Wreszcie zwrócili na nią uwagę, na nową w szkole. Potem zobaczyła twarz matki zalaną łzami, które padały na jej, Ruth, policzki jak mokre pocałunki. Matka nie była zła, ale zdenerwowana i zmartwiona, pełna miłości. Ruth ze zdumienia zapomniała o bólu.
Później leżała w gabinecie szkolnej pielęgniarki. Krwotok z nosa został zatamowany gazą, rana wargi oczyszczona. Ruth miała na czole zimny kompres, a pod ramię podłożono jej torebkę z lodem.
– Może mieć złamaną rękę – powiedziała do LuLing pielęgniarka. – I zerwane nerwy. Mocno napuchło, ale mała nie skarży się specjalnie na ból.
– Ona grzeczna, nie skarży się nigdy.
– Musi ją pani zaprowadzić do lekarza. Rozumie pani? Trzeba iść do lekarza.
– Dobrze, dobrze, iść do lekarza. Kiedy LuLing wyprowadzała ją ze szkoły, jedna z nauczycielek powiedziała:
– Popatrzcie, jaka dzielna. Nawet nie płacze.
Dwie lubiane przez inne dzieci dziewczynki uśmiechnęły się do Ruth z podziwem. Pomachały do niej. Była tam też Teresa, do której Ruth uśmiechnęła się tajemniczo.
W samochodzie, którym jechały do lekarza, Ruth zauważyła, że matka jest dziwnie milcząca. Cały czas patrzyła na Ruth, która lada chwila spodziewała się potoku ostrych słów: “Mówiłam ci, że duża zjeżdżalnia jest niebezpieczna. Dlaczego mnie nie słuchałaś? Głowa mogła ci się rozlecieć na kawałki jak arbuz! Teraz będę musiała jeszcze więcej pracować, żeby za to zapłacić". Ruth czekała, ale matka pytała tylko od czasu do czasu, czy boli. Za każdym razem Ruth kręciła przecząco głową.
Gdy lekarz badał rękę Ruth, LuLing głośno syknęła i jęknęła zbolałym głosem:
– Aj-ja, ostrożnie, ostrożnie, ostrożnie. Bardzo ją boli. Po założeniu gipsu LuLing mówiła z dumą:
– Nauczycielka, dzieci, wszyscy duże wrażenie. Lootie nie płakała, nie skarżyła nic, była cicho.
Zanim przyjechały do domu, emocje opadły i Ruth poczuła pulsujący ból w głowie i ramieniu. Starała się nie płakać. LuLing posadziła ją na rozkładanym winylowym fotelu, żeby czuła się jak najwygodniej.
– Chcesz, żebym ci ugotowała kleiku ryżowego? Musisz jeść, żeby wyzdrowieć. Może chcesz ostrej rzepy? Dać ci teraz, zanim zrobię kolację?
Im mniej Ruth mówiła, tym bardziej matka starała się odgadnąć, czego by sobie życzyła. Dziewczynka leżąc w wygodnym fotelu, słyszała, jak LuLing rozmawia przez telefon z ciocią Gal.
– O mały włos się nie zabiła! Śmiertelnie mnie przeraziła. Naprawdę! Nie przesadzam. Prawie pożegnała się z życiem i już była w drodze do żółtych źródeł… Widziałam, jak bardzo ją bolało, o mało nie wyskoczyłam ze skóry… Nie, nie płakała, musiała odziedziczyć siłę po babce. Teraz trochę je. Nie może mówić i na początku myślałam, że odgryzła sobie język, ale to chyba ze strachu. Przyjdziecie do nas? Dobrze, dobrze, ale powiedz dzieciom, żeby były ostrożne. Nie chciałabym, żeby straciła rękę.
Przyszli obładowani prezentami. Ciocia Gal przyniosła buteleczkę wody toaletowej. Wujek Edmund podarował Ruth nową szczoteczkę do zębów i kubek w takim samym kolorze. Kuzyni dali jej książki do kolorowania, kredki i pluszowego psa. LuLing przysunęła telewizor bliżej fotela, ponieważ bez okularów Ruth gorzej widziała.
– Boli cię? – pytała młodsza kuzynka, Sally.
Ruth wzruszyła ramionami, choć ręka paliła jak ogień.
– Ojej, ale chciałbym mieć gips – odezwał się Billy. Był rówieśnikiem Ruth. – Tato, mogę też mieć gips?
– Nie mów takich rzeczy, to przynosi nieszczęście – ostrzegła ciocia Gal.
Kiedy Billy próbował przełączyć telewizor na inny program, wujek Edmund kategorycznie nakazał mu zostawić ten, który oglądała Ruth. Nigdy nie słyszała, żeby wuj był tak surowy dla kuzynów. Billy był rozpieszczonym bachorem.
– Dlaczego nie mówisz? – zapytała Sally. – Połamałaś sobie też buzię?
– Tak – dodał Billy. – Jak upadłaś, to rozum straciłaś, czy jak?
– Billy, przestań stroić sobie żarty – powiedziała ciocia Gal. – Ruth odpoczywa. Za bardzo ją boli, żeby mogła mówić.
Ruth zastanawiała się, czy to prawda. Może wyda cichutki dźwięk, tak żeby nikt nie słyszał? Gdyby to jednak zrobiła, mogły zniknąć wszystkie miłe rzeczy, które działy się wokół niej. Wszyscy uznają, że nic jej już nie jest, i życie wróci do normy. Matka zacznie na nią krzyczeć, że była lekkomyślna i nieposłuszna.
Dwa dni po wypadku Ruth stała się zupełnie bezradna; matka musiała ją karmić, ubierać i kąpać. LuLing mówiła jej dokładnie, co ma robić.
– Otwórz usta. Zjedz jeszcze trochę. Włóż tu rękę. Spróbuj nie ruszać głową, kiedy będę cię czesała.
Wygodnie było znów stać się małym dzieckiem, kochanym i niewinnym.
Po powrocie do szkoły Ruth zobaczyła wiszącą nad drzwiami swojej klasy wielką płachtę papieru z napisem “Witamy z powrotem w szkole Ruth!". Nauczycielka, panna Sondegard, poinformowała ją, że nad transparentem pracowały wszystkie dzieci w klasie. Pierwsza zaczęła klaskać, a potem cała klasa zgotowała owację na cześć odwagi Ruth, która uśmiechała się nieśmiało. Jej serce przepełniała duma i szczęście. Żałowała, że nie złamała ręki wcześniej.
Podczas przerwy na lunch dziewczynki na wyścigi ofiarowywały jej swą wyimaginowaną biżuterię i chciały wszędzie z nią chodzić. Ruth została zaproszona do “tajemnego zamku", czyli otoczonego kamieniami kawałka podwórka obok drzewa, tuż przy piaskownicy. Tylko najbardziej lubiane dziewczynki mogły być księżniczkami. Wszystkie księżniczki na zmianę rysowały na gipsie Ruth. Jedna z nich zapytała niepewnie: