– Ciągle jest złamana?
Ruth skinęła głową, a inna dziewczynka szepnęła głośno:
– Dajmy jej czarodziejskich eliksirów.
Księżniczki rozpierzchły się po podwórku w poszukiwaniu kapsli od butelek, rozbitego szkła i wysokiej koniczyny.
Pod koniec dnia do klasy przyszła matka Ruth, żeby zabrać ją do domu. Panna Sondegard wzięła LuLing na bok, a Ruth musiała udawać, że nie słyszy.
– Wydaje mi się, że mała jest trochę zmęczona, co jest zupełnie normalne pierwszego dnia w szkole. Ale martwię się, że tak milczy. Przez cały dzień nie powiedziała ani słowa, nie wydała nawet żadnego dźwięku, choć chyba ją boli.
– Nigdy się nie skarży – przytaknęła LuLing.
– Być może to nie jest żaden problem, ale trzeba będzie obserwować, czy to nie trwa za długo.
– Żaden problem – zapewniła ją LuLing. – Ruth żaden problem.
– Musi ją pani zachęcać do mówienia, pani Young. Nie chcę, żeby zmieniło się to w coś poważniejszego.
– Żaden problem – powtórzyła LuLing.
– Proszę kazać jej mówić “hamburger", zanim dostanie hamburgera. Proszę kazać jej powiedzieć “ciastko", zanim da jej pani ciastko.
LuLing potraktowała rady nauczycielki dosłownie i tego samego dnia dała Ruth na kolację hamburgera, choć nigdy nie gotowała ani nie jadła wołowiny pod żadną postacią. Mięso to przepełniało ją wstrętem i przywodziło na myśl pokryte bliznami ciało. Jednak przemogła się dla dobra córki, przed którą wieczorem postawiła talerz z kotletem. Ruth była szczerze poruszona tym, że matka jeden jedyny raz podała jej amerykańskie jedzenie.
– Hambuger? Powiedz “hambuger", potem zjedz.
Ruth czuła pokusę, by przemówić, ale bała się, że czar pierzchnie. Jedno słowo i mogły zniknąć wszystkie miłe rzeczy w jej życiu. Pokręciła głową. LuLing namawiała ją jeszcze długo, aż tłuszcz z hamburgera zastygł, tworząc na talerzu nieapetyczne białe kałuże. Matka włożyła kotlet do lodówki, po czym dała Ruth miseczkę kleiku ryżowego, który i tak był dla niej zdrowszy, jak powiedziała.
Po kolacji LuLing uprzątnęła stół w jadalni i zabrała się do pracy. Położyła na blacie zwój papieru, pędzelki i postawiła tusz. Szybko i zręcznie napisała dużymi chińskimi znakami: “Ostatnia okazja. Jeszcze tylko kilka dni! Przyjmujemy wszystkie oferty!". Odłożyła planszę na bok, by tusz wysechł, a potem ucięła z rolki następną porcję papieru.
Ruth oglądała telewizję i dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że matka na nią patrzy.
– Dlaczego się nie uczysz? – spytała LuLing. Od przedszkola kazała Ruth ćwiczyć czytanie i pisanie, żeby zawsze była “o krok przed innymi".
W odpowiedzi Ruth uniosła złamaną rękę w gipsie.
– Chodź tu i usiądź – poleciła matka po chińsku. Ruth powoli wstała. Oho, pomyślała, wraca do dawnego tonu.
– Trzymaj. – LuLing włożyła w lewą dłoń Ruth pędzelek. – Teraz napisz swoje imię.
Pierwsze próby były niezdarne, “R" prawie w ogóle nie przypominało “R", a “h" zdawało się zjeżdżać z papieru jak rower po pochyłości. Ruth zachichotała.
– Trzymaj prosto pędzelek – instruowała ją matka. – Nie skośnie. I dotykaj papieru lekko, o tak.
Za drugim razem efekty były trochę lepsze, ale napis zajął prawie cały arkusz.
– Spróbuj pisać drobniej.
Lecz litery nadal wyglądały jak plamy zrobione przez zanurzoną w kałamarzu muchę, która jeździła po papierze na grzbiecie. Zanim przyszła pora, by Ruth poszła spać, zdążyły zużyć na pierwszą lekcję dwadzieścia arkuszy, które zapełniły się po obu stronach. Był to znak powodzenia, ale i rozrzutności. LuLing nigdy niczego nie marnowała. Zebrała zużyte kartki i wsunęła w kąt pokoju. Ruth wiedziała, że matka zużyje je później do własnych ćwiczeń kaligraficznych, wykorzysta jako suszki do kleksów albo podkładki pod gorące naczynia.
Następnego wieczoru po kolacji LuLing podsunęła Ruth dużą tacę do podawania herbaty, wypełnioną drobnym, wilgotnym piaskiem, który przyniosła ze szkolnego podwórka.
– Masz – powiedziała. – Będziesz ćwiczyć na tym. – Trzymaną w lewej dłoni pałeczką napisała na miniaturowej plaży słowo “uczyć". Gdy skończyła, wygładziła piasek grubszym końcem pałeczki.
Naśladując ją, Ruth odkryła, że takie pisanie jest łatwiejsze i zabawniejsze. Metoda piasku i pałeczki nie wymagała delikatnego manipulowania pędzelkiem. Ruth mogła naciskać z taką siłą, jaka jej odpowiadała. Napisała własne imię. Równo! Pisanie przypominało zabawę “znikopisem", który jej kuzyn Billy dostał na Boże Narodzenie.
LuLing wyjęła z lodówki zimnego hamburgera.
– Jutro co chcesz jeść?
Ruth w odpowiedzi wyskrobała pałeczką w piasku: “B – U – R – G – E – R".
LuLing roześmiała się.
– Aha! To tak teraz mi będziesz odpowiadać?
Nazajutrz LuLing zabrała tacę do szkoły i nasypała do niej piasku z tej samej części podwórka, gdzie Ruth złamała rękę. Panna Sondegard zgodziła się, by Ruth odpowiadała na pytania w ten sposób. Kiedy na arytmetyce podczas ćwiczenia Ruth podniosła rękę i wyskrobała “7", wszystkie dzieci poderwały się z miejsc, żeby to zobaczyć. Zaraz potem zaczęły krzyczeć, że też chcą pisać na piasku. W czasie przerwy Ruth była oblegana. Dzieci robiły wielkie zamieszanie.
– Ja spróbuję!
– Nie, ja! Powiedziała, że teraz ja!
– Musisz pisać lewą ręką, bo inaczej oszukujesz!
– Ruth, pokaż Tommy'emu, jak to się robi. Jest za głupi.
Oddali pałeczkę Ruth, która szybko i łatwo napisała odpowiedzi na ich pytania: Boli cię ręka? Trochę. Mogę dotknąć gipsu? Tak. Czy Ricky kocha Betsy? Tak. Dostanę na urodziny nowy rower? Tak.
Traktowali ją, jakby była nową Helen Keller, która na przekór własnej niemocy udowodniła swój geniusz. Jak
Helen Keller, musiała po prostu więcej pracować i może dzięki temu przekonała innych, że jest mądrzejsza. Nawet w domu matka pytała często:
– Co o tym myślisz? – Jak gdyby Ruth mogła wiedzieć tylko dlatego, że odpowiadała, pisząc na piasku.
– Jak smakowała potrawa z tofu? – spytała kiedyś po kolacji LuLing.
Ruth wyskrobała w piasku: Słone. Nigdy nie powiedziała nic złego o kuchni matki, ale LuLing zawsze tak mówiła, krytykując własne dzieła kulinarne.
– Też tak sądziłam – przytakiwała matka. Zdumiewające! Niebawem matka zaczęła ją pytać o zdanie w każdej sprawie.
– Idziemy kupić rzeczy na kolację teraz czy później? Później.
– A akcje? Jak zainwestuję, będę miała szczęście? Będziesz.
– Podoba ci się ta sukienka?
Nie, jest brzydka.
Ruth nigdy nie doświadczyła tak wielkiego oddziaływania słów.
Matka zmarszczyła brwi, a potem mruknęła po mandaryńsku:
– Twój ojciec bardzo lubił tę starą sukienkę, nie mogę jej wyrzucić. – W jej oczach zalśniły łzy. Westchnęła i powiedziała po angielsku: – Myślisz, że tatuś tęskni?
Ruth natychmiast napisała: Tak. Matka rozpromieniła się. Nagle Ruth zaświtał pewien pomysł. Zawsze chciała mieć małego pieska. Chyba nadszedł czas poprosić. Na – skrobała na piasku: Piesek.
Matka osłupiała ze zdumienia. Wpatrywała się w napis, kręcąc głową z niedowierzaniem. Cóż, pomyślała Ruth, tego życzenia chyba nie spełni. Ale po chwili matka zaczęła cichutko jęczeć po chińsku:
– Piesek, piesek. – LuLing drgnęła, a jej pierś unosiła się i opadała. – Droga Ciociu – krzyknęła – wróciłaś! To ja, twój Piesek. Wybaczysz mi?
Ruth odłożyła pałeczkę.
LuLing zaczęła łkać.
– Droga Ciociu, och, Droga Ciociu! Chciałabym, żebyś żyła! To była tylko moja wina. Gdybym mogła odwrócić los, zabiłabym się zamiast żyć bez ciebie…