Выбрать главу

– To z chodnika! – zaprotestowała Ruth.

I tak wróciły do dawnych kłótni, które zdawały się Ruth obce i zarazem znajome. Atakowały się z coraz większą siłą i pewnością siebie, burząc tymczasowe mury, jakie zbudowały między sobą w zeszłym miesiącu, i znów broniły dawnych przyczółków. Zadawały sobie jeszcze więcej bólu niż przedtem, dobrze wiedząc, że najgorsze mają już za sobą.

Później Ruth zastanawiała się, czy wyrzucić pamiętnik. Wydostała tę okropną książeczkę, nadal spoczywającą w głębi szuflady z bielizną. Przewracała strony, czytając wyrywkowo zapiski i płacząc nad sobą. Uważała, że zanotowała tu prawdę, przynajmniej w części. Na tych kartkach była część niej samej, której nie chciała zapomnieć. Ale gdy doszła do ostatniego zapisu, ogarnęło ją przerażające poczucie, że Bóg, matka i Droga Ciocia wiedzieli, że prawie popełniła morderstwo. Starannie wykreśliła ostatnie zdania, wodząc po nich długopisem, dopóki wszystkie słowa nie stały się czarną plamą. Na ostatniej stronie napisała: “Przepraszam. Chciałabym, żebyś czasem też przepraszała".

Mimo że nie mogła pokazać tych słów matce, dobrze je było napisać. Była to prawda, ani dobra, ani zła. Potem Ruth zaczęła się zastanawiać, gdzie matka nie znajdzie pamiętnika. Wspięła się na blat w kuchni, sięgnęła jak najwyżej i wrzuciła dziennik na szafkę, gdzie był tak dobrze schowany, że sama z czasem o nim zapomniała.

Ruth pomyślała, że przez wszystkie minione lata nigdy nie rozmawiały z matką o tym, co się stało. Odłożyła pamiętnik. “Na zawsze" nie znaczyło tego samego co kiedyś. “Na zawsze" nieuchronnie zmieniało się z czasem. W pewnym sensie współczuła sobie sprzed lat i wstydziła się z ich perspektywy, że była taka głupia i egocentryczna. Gdyby miała dziecko, jej dorastająca córka unieszczęśliwiałaby ją tak samo, jak ona swoją matkę. Miałaby teraz piętnaście albo szesnaście lat i krzyczałaby, że nienawidzi Ruth. Ciekawe, czy matka powiedziała kiedykolwiek swojej matce, że jej nienawidzi.

W tym momencie przyszły Ruth na myśl zdjęcia, które oglądali w dniu Święta Pełni Księżyca. Matka na zdjęciu z ciocią Gal i waipo mogła mieć jakieś piętnaście lat. Była też druga fotografia, Drogiej Cioci, którą LuLing błędnie rozpoznała jako swoją matkę. Nagle Ruth przypomniała sobie zdjęcie, które matka trzymała w Biblii. Na nim też miała być jej matka. Kto był na tym zdjęciu?

Ruth podeszła do winylowego fotela, zdjęła poduszkę i deskę. W schowku nadal leżało wszystko: mała Biblia, jedwabna torebeczka, pierścionek z zielonymi nefrytami. Otworzywszy Biblię, znalazła tam zawiniętą w woskowany papier tę samą fotografię, którą matka pokazywała na zjeździe rodzinnym. Droga Ciocia w dziwacznym nakryciu głowy i zimowym ubraniu z wysokim kołnierzem. Co to mogło oznaczać? Czyżby jej matka cierpiała na demencję już trzydzieści lat temu? A może Droga Ciocia naprawdę była tym, za kogo uważała ją matka? Jeżeli tak, czy znaczy to, że matka nie ma demencji? Ruth patrzyła na zdjęcie, badając rysy twarzy tej kobiety. Nie potrafiła rozstrzygnąć.

Na dnie schowka pod fotelem było coś jeszcze. Ruth sięgnęła tam i wydobyła pakunek zawinięty w szarą torbę po zakupach i przewiązany czerwoną bożonarodzeniową wstążką. W środku był plik papierów zapisanych po chińsku. Na początku niektórych arkuszy widniał duży znak, zapisany pędzelkiem według zasad stylowej kaligrafii. Już to gdzieś widziała. Ale gdzie? Kiedy?

Olśniło ją. Kartki, które tkwiły w prawej dolnej szufladzie jej biurka. Ruth przypomniała sobie nagłówek pierwszej przeczytanej stronicy: “Prawda". “Oto rzeczy, które na pewno są prawdziwe". Co mówiły kolejne zdania? Imiona zmarłych, tajemnice, jakie ze sobą zabrali. Jakie tajemnice? Miała wrażenie, jak gdyby życie matki było w niebezpieczeństwie, a ona od samego początku miała w ręku odpowiedź.

Ruth spojrzała na starannie namalowany u góry pierwszej strony duży znak. Niemal słyszała karcący głos matki: “Powinnaś więcej uczyć się". Owszem, powinna. Duży znak wyglądał znajomo, łuk u dołu, wyżej trzy znaczki – “serce"! Pierwsze zdanie było prawie takie samo jak na arkuszu, który miała w domu. “Oto rzeczy, które…". Dalej było coś innego. Następnym słowem było ying – gai, “powinnam". Matka bardzo często go używała. Następne było bu, używane przez matkę równie często. A dalej… nie wiedziała. “Oto rzeczy, których nie powinnam…". Ruth próbowała odgadnąć, jak może brzmieć kolejne słowo: “Oto rzeczy, których nie powinnam mówić". “Oto rzeczy, których nie powinnam pisać". Poszła do swojego pokoju, gdzie na półce matka trzymała słownik angielsko – chiński. Sprawdziła znaki “mówić" i “pisać", ale nie pasowały do tego, co wykaligrafowała matka. Gorączkowo zaczęła sprawdzać inne słowa i po dziesięciu minutach już wiedziała:

“Oto rzeczy, których nie powinnam zapomnieć".

Matka dała jej tamte kartki jakieś pięć czy sześć lat temu. Czy w tym samym czasie zapisała te? Wiedziała, że traci pamięć? Kiedy matka zamierzała jej przekazać resztę zapisków, jeśli w ogóle miała taki zamiar? Kiedy w końcu dałaby jej pierścionek na zawsze? Kiedy miałaby pewność, że Ruth jest gotowa uważnie przeczytać? Ruth przyjrzała się kilku następnym znakom. Żaden poza “ja" nie wyglądał znajomo, a po “ja" mogły się pojawić tysiące słów. I co teraz?

Położyła się na łóżku, kładąc obok siebie zapiski. Spojrzała na zdjęcie Drogiej Cioci i umieściła je sobie na piersi. Jutro zadzwoni do Arta na Hawaje, żeby polecił jej jakiegoś tłumacza. To Po Pierwsze. Zabierze z domu pozostałe kartki. To Po Drugie. Zadzwoni do cioci Gal i zapyta, co ta wie. To Po Trzecie. I poprosi matkę, żeby opowiedziała o swoim życiu. Tym razem poprosi. Będzie słuchać. Usiądzie i nie będzie się nigdzie śpieszyła, nie będzie miała nic innego do zrobienia. Wprowadzi się do matki i poświęci dużo czasu, żeby ją poznać. Art nie będzie zachwycony. Będzie sądził, że to oznacza kłopoty. Ale ktoś musiał się zająć matką. Ruth chciała to zrobić. Chciała być przy niej i słuchać, kiedy matka będzie jej opowiadała o swoim życiu, oprowadzała po meandrach przeszłości, wyjaśniała wieloznaczność chińskich liter i uczyła, jak tłumaczyć jej serce. Ciągle będzie miała zajęte ręce, aż przyjdzie czas, gdy ona i matka będą mogły przestać liczyć.

SERCE

Oto rzeczy, których nie powinnam zapomnieć. Wychowałam się w klanie Liu, w skalistych Wzgórzach Zachodnich, na południe od Pekinu. Najstarsza zapisana nazwa naszej wioski to Nieśmiertelne Serce. Droga Ciocia nauczyła mnie, jak to napisać na mojej tablicy.

– Patrz, Piesku – poleciła i narysowała znak “serce". – Widzisz ten łuk? To dno serca, gdzie zbiera się i płynie krew. Te kropki to dwie żyły i arteria, przez które wpływa i wypływa krew. – Gdy śledziłam linie znaku, zapytała: – Czyje martwe serce nadało kształt temu słowu? Jaki był początek, Piesku? Czy należało do kobiety? Czy narysowano je w smutku?

Widziałam kiedyś serce świeżo zabitej świni. Było czerwone i błyszczące. Widziałam też już mnóstwo serc kurcząt w misce, czekających na ugotowanie. Wyglądały jak małe usta i miały ten sam kolor co blizny Drogiej Cioci. Ale jak wyglądało serce kobiety?

– Dlaczego musimy wiedzieć, czyje to było serce? – pytałam, rysując znak.

Ręce Drogiej Cioci zaczęły się szybko poruszać.

– Człowiek powinien wiedzieć, jak coś się zaczęło. Początek prowadzi zwykłe do określonego końca.

Pamiętam, że często mówiła, jak coś się zaczynało. Potem zastanawiałam się nad początkiem i końcem wielu rzeczy. Takich jak wioska Nieśmiertelne Serce. I wszyscy ludzie, którzy tam mieszkali, razem ze mną.