– Tak, oczywiście, zrobimy, co tylko trzeba! – zaczęliśmy się przekrzykiwać nawzajem. – Kochamy pannę Grutoff. Jest dla nas wszystkich matką i siostrą. Jak możemy pomóc?
Pani Riley powiedziała, że panna Grutoff musi wrócić do Stanów Zjednoczonych i pójść do lekarzy w San Francisco. Ale będzie potrzebowała kogoś do pomocy, żeby towarzyszył jej w drodze do Hongkongu, a potem w podróży przez ocean.
– Czy ktoś z was chciałby jechać ze mną? Chyba da się uzyskać wizę.
– Wszyscy możemy jechać! – odrzekła natychmiast GaoLing.
Spostrzegłam, że panna Grutoff zmieszała się.
– Nie chciałabym sprawiać takiego kłopotu – powiedziała. – Wystarczy chyba pomoc jednej osoby. – Potem westchnęła i powiedziała, że jest wyczerpana. Musiała się położyć.
Gdy wyszła z pokoju, spojrzeliśmy po sobie, nie bardzo wiedząc, jak zacząć rozmowę o tym, kto ma jechać z panną Grutoff. Ameryka? Panna Grutoff nie prosiła o zwykłą przysługę. Wiedzieliśmy, że proponuje także niepowtarzalną szansę. Wizę do Ameryki. Ale skorzystać z niej mogło tylko jedno z nas. Myślałam o tym. Dla mnie Ameryka była jak chrześcijańskie niebo. Tam poszedł Kai Jing i tam na mnie czekał. Wiedziałam, że to nieprawda, lecz w Ameryce była nadzieja, że odnajdę szczęście, które dotąd ukrywało się przede mną. Mogłabym umknąć przed dawną klątwą, uciec od złej przeszłości.
Po chwili usłyszałam głos GaoLing:
– Powinien jechać Nauczyciel Pan. Jest najstarszy, najbardziej doświadczony. – Pierwsza wystąpiła z propozycją, domyśliłam się więc od razu, że ona też chce jechać.
– W czym doświadczony? – odezwał się Nauczyciel Pan. – Obawiam się, że marny będzie ze mnie pomocnik. Jestem stary, trzęsą mi się ręce, potrafię czytać i pisać tylko wtedy, gdy trzymam papier na wyciągnięcie ręki, a słowa są wypisane dużymi literami. Poza tym mężczyźnie byłoby niezręcznie towarzyszyć damie. A jeżeli trzeba jej będzie pomóc w nocy?
– Siostro Yu – zwróciła się do niej GaoLing. – W takim razie ty pojedziesz. Twoja mądrość pozwoli ci pokonać każdą przeszkodę.
Kolejna próba! GaoLing bardzo pragnęła jechać i robiła wszystko, żeby ktoś wskazał ją jako najlepszą kandydatkę.
– Jeśli ludzie wcześniej mnie nie zadepczą – odrzekła Siostra Yu. – Nie mów głupstw. Zresztą nie chcę wyjeżdżać z Chin. Szczerze mówiąc, mimo że darzę pannę Grutoff chrześcijańską miłością, nie mam ochoty jechać do innych Amerykanów. Bez względu na to, czy będzie wojna domowa czy nie, wolałabym zostać w Chinach.
– A więc powinna jechać LuLing – powiedziała GaoLing.
Co miałam począć? Musiałam zaprotestować.
– Nigdy nie zostawiłabym swojego teścia ani ciebie.
– Nie, nie, nie musisz dotrzymywać towarzystwa temu starcowi – usłyszałam głos mego teścia. – Chcę przez to powiedzieć, że być może powtórnie się ożenię. Zgadza się. Wiem, co sobie myślisz. Bogowie śmieją się ze mnie, ja także.
– Ale z kim? – spytałam. Nie wyobrażałam sobie, by miał czas na umizgi do jakiejś kobiety. Wciąż był w sklepie, a jeżeli wychodził, to zwykle miał ważne sprawy do załatwienia.
– Mieszka obok nas, od dawna jest wdową po właścicielu księgarni.
– Wa! Po tym człowieku, który wytaczał proces mojej rodzinie? – odezwała się GaoLing.
– Książki były falsyfikatami – zauważyłam. – Ten człowiek przegrał sprawę, pamiętasz?
Zaraz przypomniałyśmy sobie o dobrych manierach i pogratulowałyśmy Nauczycielowi Panowi, pytając, czy jego wybranka dobrze gotuje, czy ma ładną twarz, miły głos i rodzinę, która nie sprawi zbyt wielu kłopotów. Cieszyłam się z jego szczęścia, a także dlatego, że nie musiałam się już dłużej wzbraniać przed wyjazdem do Ameryki.
– Wydaje się oczywiste, że to LuLing powinna jechać do Ameryki z panną Grutoff – powiedziała Siostra Yu. – Nauczyciel Pan wkrótce dostanie się we władzę nowej żony, więc LuLing ma mniej powodów, aby przy nim zostać.
GaoLing wahała się odrobinę za długo, zanim oświadczyła:
– Tak, tak będzie najlepiej. A więc postanowione.
– Jak to? – odrzekłam, starając się okazać wielkoduszność. – Nie mogę zostawić własnej siostry.
– Nie jestem nawet twoją prawdziwą siostrą – przypomniała GaoLing. – Pojedziesz pierwsza. Potem będziesz mogła mnie zaprosić.
– Ach, widzisz! To znaczy, że chcesz jechać! – Nie mogłam jej tego nie wypomnieć. Ale skoro decyzja już zapadła, nic nie ryzykowałam.
– Wcale tak nie powiedziałam – odparła GaoLing. – Mówiłam tylko o sytuacji, gdyby coś się zmieniło i musiałabym przyjechać.
– Wobec tego może pojedziesz pierwsza i potem zaprosisz mnie? Jeżeli zostaniesz, twój mąż zrobi z tobą, co zechce. Zniszczy cię. – Byłam naprawdę wielkoduszna.
– Ależ nie mogę zostawić swojej siostry, tak jak ona nie może zostawić mnie – powiedziała GaoLing.
– Nie kłóć się – nakazałam jej. – Jestem starsza. Pojedziesz pierwsza, a miesiąc później ja przyjadę do Hongkongu i zaczekam, aż nadejdą papiery.
GaoLing powinna się sprzeciwić i powiedzieć, że to ona będzie czekać w Hongkongu. Lecz zapytała tylko:
– To tyle się czeka, żeby zaprosić drugą osobę? Miesiąc? Nie miałam pojęcia, jak długo to trwa, ale powiedziałam:
– Może nawet krócej. – Wciąż sądziłam, że zgodzi się czekać.
– Szybko. – GaoLing zamyśliła się. – Jeśli tak prędko, właściwie mogłabym jechać pierwsza. Tylko w ten sposób mogę natychmiast opuścić tego demona, mojego męża.
W tym momencie do pokoju wróciła pani Riley.
– Ustaliliśmy – oznajmiła jej Siostra Yu. – Pannie Grutoff w drodze do San Francisco będzie towarzyszyła GaoLing.
Byłam zbyt oszołomiona, żeby się odezwać. Tej nocy zachodziłam w głowę, jak mogłam stracić taką szansę. Byłam zła na GaoLing, że mnie okpiła. Potem dopuściłam do głosu siostrzane uczucia i ucieszyłam się, że będzie mogła uciec od Fu Nana. Miotałam się między tymi dwoma uczuciami. Tuż przed zaśnięciem uznałam, że to sprawka losu. Cokolwiek mi się teraz przydarzało, było to moje Nowe Przeznaczenie.
Trzy dni później, tuż przed naszym wyjazdem do Hongkongu, urządziliśmy małe przyjęcie.
– Nie trzeba płakać przy pożegnaniu – mówiłam. – Kiedy tylko osiedlimy się w nowym kraju, wszystkich was zaprosimy.
Nauczyciel Pan powiedział, że razem z żoną chętnie przed śmiercią odwiedzą inny kraj. Siostra Yu mówiła, że dużo słyszała o tańcu w Ameryce. Wyznała, że zawsze chciała się nauczyć tańczyć. Przez resztę wieczoru, który miał być naszym ostatnim wspólnym spotkaniem, żartowaliśmy i bawiliśmy się w odgadywanie przyszłości. Panna Grutoff wydobrzeje i wróci do Chin, gdzie znów każe sierotom grać w bardzo złych sztukach. GaoLing będzie bogata, znalazłszy wcześniej odpowiedniego wróżbitę, który będzie umiał pisać czterema pędzelkami naraz. A ja zostanę sławną malarką.
Wznosiliśmy toasty za swoje zdrowie. Niedługo, za rok, a może mniej, Siostra Yu i Nauczyciel Pan ze swoją nową żoną przypłyną do Ameryki na wakacje. GaoLing i ja będziemy na nich czekać w porcie w San Francisco, siedząc w naszym nowym automobilu, błyszczącym i czarnym, z mnóstwem wygodnych siedzeń i amerykańskim szoferem. Zanim pojedziemy do naszej posiadłości na szczycie wzgórza, zatrzymamy się przy sali tanecznej. I aby uczcić nasze spotkanie, będziemy tańczyć, tańczyć i tańczyć.
Co wieczór po powrocie do wynajmowanego pokoju w Hongkongu kładłam się w łóżku z mokrymi ręcznikami na piersi. Na ścianach były krople wilgoci, nie mogłam bowiem otworzyć okien, żeby wpuścić świeże powietrze. Budynek stał przy rybnej ulicy na półwyspie Koulun. Nie mieścił się tu jednak targ rybny. Tam, gdzie sprzedawano ryby, unosiła się woń porannego morza, słona i ostra. Mieszkałam w Otoczonym Murem Mieście Koulun przy kanale rynsztoka, gdzie gromadziły się łuski, krew i wnętrzności, które wieczorem wylewali tam razem z wiadrami wody handlarze ryb. Gdy wdychałam to powietrze, czułam opary śmierci, duszący kwaśny odór, który jak silną ręką sięgał prosto do wnętrza mojego żołądka, wywlekając na zewnątrz trzewia. Zapach Pachnącego Portu na zawsze pozostał w moich nozdrzach.