– To bardzo uprzejmie – powiedziała odruchowo, sprawdzając, czy owoce są twarde. Zganiła Ruth po chińsku: – Weź jego płaszcz. Poproś, żeby usiadł. Podaj coś do picia.
– Proszę sobie nie robić kłopotu – rzekł pan Tang.
– Och, mówi pan w pekińskim dialekcie, bardzo wytwornie – powiedziała LuLing.
Zachowywała się jak nieśmiała dziewczyna, co rozbawiło Ruth. Pan Tang był z kolei czarujący: odsuwał krzesło dla LuLing, by usiadła, nalewał jej pierwszej herbaty, napełniał filiżankę, gdy była w połowie opróżniona. Matka i pan Tang rozmawiali po chińsku i przysłuchując się im, Ruth odniosła wrażenie, że LuLing mówi logiczniej, jak gdyby jej myśli były bardziej uporządkowane.
– Z której części Chin pan pochodzi? – pytała LuLing.
– Z Tianjinu. Później pojechałem studiować na Uniwersytecie Yenching.
– Och, mój pierwszy mąż uczył się tam, bardzo mądry chłopiec. Pan Kai Jing. Znał go pan?
– Słyszałem o nim – odparł pan Tang. – Studiował geologię, prawda?
– Zgadza się! Pracował nad wieloma ważnymi sprawami. Słyszał pan o Człowieku z Pekinu?
– Oczywiście, Człowiek z Pekinu jest słynny na cały świat.
Na twarzy LuLing odmalowała się melancholia.
– Zginął, pilnując tych starych kości.
– Był wielkim bohaterem. Inni podziwiali jego odwagę, ale pani na pewno cierpiała.
Ruth słuchała zafascynowana. Rozmawiali, jakby pan Tang znał matkę od lat. Bez kłopotów naprowadził ją na dawne wspomnienia, których choroba jeszcze nie naruszyła. Nagle usłyszała, jak matka mówi:
– Moja córka Luyi też z nami pracowała. Chodziła do tej samej szkoły, gdzie mieszkałam po śmierci Drogiej Cioci.
Ruth odwróciła się, zaskoczona, a potem wzruszona, że matka włączyła ją do przeszłości.
– Tak, z przykrością dowiedziałem się o losie pani matki. To była wspaniała kobieta. Wielkiej mądrości.
LuLing przechyliła głowę i zdawała się walczyć ze smutkiem.
– Była córką nastawiacza kości. Pan Tang skinął głową.:
– Bardzo znanego lekarza.
Pod koniec wieczoru pan Tang w kwiecistych słowach dziękował LuLing za urocze godziny wspominania starych czasów.
– Czy będę miał zaszczyt odwiedzić jeszcze panią? LuLing zachichotała. Uniosła brwi, spoglądając na Ruth.
– Jest pan zawsze mile widzianym gościem – powiedziała Ruth.
– Jutro! – wyrzuciła z siebie LuLing. – Proszę przyjść jutro.
Ruth całą noc czytała przekład pana Tanga. Opowieść zaczynała się od części pod tytułem “Prawda". Zaczęła liczyć wszystkie prawdziwe rzeczy, jakich się dowiedziała, ale wkrótce straciła rachubę, ponieważ każdy fakt rodził kolejne pytania. Matka rzeczywiście była o pięć lat starsza, niż Ruth zawsze myślała. Oznaczało to, że podała doktorowi Hueyowi prawdziwy wiek! Miała też rację, twierdząc, że nie jest prawdziwą siostrą GaoLing. Jednak matka i GaoLing były siostrami, i to w większym stopniu, niż Ruth kiedykolwiek sądziła. Miały wiele powodów, by wyprzeć się pokrewieństwa, lecz zawsze pozostawały wobec siebie lojalne, a połączyły je nierozerwalne więzy wzajemnych uraz, długów i miłości. Ruth czytała o tym z prawdziwą radością.
Fragmenty opowieści matki zasmuciły ją. Dlaczego LuLing sądziła, że nigdy nie będzie mogła powiedzieć Ruth, że Droga Ciocia była jej matką? Obawiała się, że jej własna córka będzie się wstydzić, iż LuLing pochodzi z nieprawego łoża? Ruth mogłaby ją uspokoić, że nie ma w tym żadnego wstydu, a dziś jest nawet w modzie przyjść na świat jako nieślubne dziecko. Ale przypomniała sobie że jako mała dziewczynka panicznie bała się Drogiej Cioci. Była oburzona jej wieczną obecnością w ich życiu, obwiniała ją o dziwactwa matki i jej fatalizm. Drogiej Cioci nie rozumiała ani córka, ani wnuczka. A jednak bywały chwile, w których Ruth miała wrażenie, że Droga Ciocia ją obserwuje i wie, kiedy Ruth cierpi.
Myślała o tym wszystkim, leżąc w swoim łóżku z dzieciństwa. Zrozumiała, dlaczego matka zawsze chciała odnaleźć kości Drogiej Cioci i pogrzebać je we właściwym miejscu. Też zapragnęła iść na Koniec Świata i wszystko naprawić. Chciała powiedzieć matce: “Przepraszam i tobie też wybaczam".
Następnego dnia Ruth zatelefonowała do Arta, aby mu powiedzieć, co przeczytała.
– Mam wrażenie, jakbym znalazła czarodziejską nić, którą mogę zszyć rozdartą kołdrę. To wspaniałe i smutne jednocześnie.
– Chciałbym to przeczytać. Pozwolisz?
– Chcę, żebyś przeczytał. – Ruth westchnęła. – Powinna mi opowiedzieć o wszystkim już wiele lat temu. Byłoby zupełnie inaczej…
– Są rzeczy, które też powinienem ci powiedzieć wiele lat temu – przerwał jej Art.
Ruth zamilkła w oczekiwaniu.
– Myślałem o twojej matce, myślałem także o nas. Serce Ruth zaczęło mocno walić.
– Pamiętasz, co mówiłaś, kiedy się poznaliśmy? Ze nie chcesz przyjmować żadnych założeń na temat miłości?
– To ty mówiłeś, nie ja.
– Ja?
– Z całą pewnością. Pamiętam.
– Zabawne, mnie się wydawało, że to ty.
– Aha, tak założyłeś! Parsknął śmiechem.
– Nie tylko twoja matka ma kłopoty z pamięcią. Cóż, jeżeli tak powiedziałem, myliłem się, bo wydaje mi się, że trzeba przyjąć pewne założenia – po pierwsze, że osoba, z którą jesteś, będzie przy tobie długo i zaopiekuje się tobą z całym dobrodziejstwem inwentarza, czyli matką i wszystkimi, którzy są dla ciebie ważni. Z powodu tego, co powiedziałem o założeniach w miłości, albo dlatego, że się ze mną zgodziłaś, wydawało mi się, że świetnie jest mieć miłość tak niewielkim kosztem. Nie wiedziałem, co mogę stracić, dopóki się nie wyprowadziłaś.
Art zamilkł. Ruth wiedziała, że czeka na jej reakcję. Miała wprawdzie ochotę krzyczeć z wdzięczności, że wypowiedział to, co od dawna przeczuwała, lecz czego nie potrafiła wyrazić. Jednak bała się, czy nie powiedział tego za późno. Jego wyznanie nie wzbudziło w niej radości. Czuła smutek.
– Nie wiem, co powiedzieć – przyznała w końcu.
– Nie musisz nic mówić. Chciałem tylko, żebyś wiedziała… Jeszcze jedno. Naprawdę martwię się, czy będziesz w stanie opiekować się matką przez dłuższy czas. Wiem, że tego chcesz, to ważne, a matka potrzebuje opieki. Ale oboje dobrze wiemy, że choroba się rozwinie. Matka będzie wymagała coraz więcej troski, nie poradzi sobie sama, ty też nie. Masz swoją pracę i swoje życie, a twoja matka na pewno nie zniosłaby myśli, że zrezygnowałabyś z tego dla niej.
– Nie mogę zatrudniać nowych kobiet do pomocy.
– Wiem… Dlatego poczytałem trochę o chorobie Alz – heimera, o kolejnych stadiach, potrzebnym leczeniu, grupach wsparcia. Przyszedł mi do głowy pewien pomysł, który może być dobrym rozwiązaniem… dom stałego pobytu z opieką.
– To nie jest rozwiązanie. – Ruth poczuła się tak samo jak wówczas, gdy matka pokazała jej czek na dziesięć milionów dolarów z gazetowej loterii.
– Dlaczego nie?
– Bo nie spodoba się mojej matce. Mnie też się nie podoba. Pomyślałaby, że wysyłam ją do jakiegoś schroniska dla psów. Codziennie groziłaby, że się zabije…
– Nie mam na myśli domu starców i basenów przy łóżkach. To mieszkanie z opieką. Najnowsza koncepcja, fala przyszłości dla urodzonych w wyżu demograficznym, coś w rodzaju Club Med dla seniorów – posiłki, obsługa pokojówek, pralnia, transport, organizowane wyjścia, ćwiczenia, nawet tańce. Dwudziestoczterogodzinny nadzór. Mieszkają tam ludzie z wyższych sfer, to naprawdę nie jest przygnębiające miejsce. Sprawdziłem już sporo takich domów i znalazłem wspaniały, całkiem niedaleko domu twojej matki…