Выбрать главу

– Mają naprawdę beztroskie życie, takie jak powinni mieć w tym wieku, nie uważa pani? – Patel spojrzał na Ruth. Chyba wyczuł jej opory. Jak się domyślił? Czyżby miała zmarszczkę między brwiami? Nie ulegało wątpliwości, że Art jest zachwycony tą instytucją.

Ruth uznała, że powinna myśleć trzeźwo i praktycznie.

– Czy wśród tych ludzi są… hm, tacy jak moja matka? Czy ktoś z nich ma… pewne kłopoty z pamięcią?

– Śmiało można stwierdzić, że połowa osób po osiemdziesiątym piątym roku życia zaczyna przejawiać problemy z pamięcią. A przecież przeciętna wieku naszych pensjonariuszy to osiemdziesiąt siedem lat.

– Nie miałam na myśli zwykłych kłopotów z pamięcią. Chodzi mi o coś poważniejszego…

– Na przykład o chorobę Alzheimera? O demencję? – Patel poprowadził ich do innej dużej sali. – Za chwileczkę wrócę do pani pytania. Oto nasza główna sala do zajęć.

Kilka osób uniosło wzrok znad plansz do gry w bingo, którą prowadził jakiś młody człowiek. Ruth zauważyła, że większość starszych osób jest gustownie ubrana. Jedna z pań miała na sobie szarobłękitny spodnium, naszyjnik z pereł oraz kolczyki, jak gdyby się wybierała na nabożeństwo wielkanocne. Mrugnął do niej mężczyzna o haczykowatym nosie i w eleganckim berecie na głowie. Ruth wyobraziła go sobie w wieku trzydziestu lat jako przebojowego biznesmena, pewnego swojej pozycji i powodzenia u pań.

– Bingo! – krzyknęła kobieta, która prawie nie miała podbródka.

– Jeszcze nie padło tyle liczb, Anno – rzekł łagodnie młody człowiek. – Aby wygrać, musisz mieć co najmniej pięć. Na razie wyciągnęliśmy tylko trzy.

– Sama nie wiem. Może jestem głupia.

– Nie! Nie! Nie! – zawołała kobieta w szalu. – Nie waż się używać tu tego słowa.

– Masz rację, Loretto – dodał młody człowiek. – Nikt z nas nie jest głupi, może czasem bywa troszkę zdezorientowany, nic więcej.

– Głupia, głupia, głupia – mamrotała pod nosem Anna, jak gdyby przeklinając. Posłała Loretcie złe spojrzenie. – Głupia!

Patel nie wydawał się wcale zmieszany. Cicho poprowadził Ruth i Arta z sali do windy. Odezwał się dopiero, gdy ruszyli w górę:

– Odpowiadając na pani pytanie – nasi pensjonariusze są ludźmi “kruchymi i starszymi", jak mówimy. Zdarzają się im kłopoty ze wzrokiem czy słuchem, niektórzy nie potrafią się poruszać bez laski lub balkoniku. Jedni mają umysł bardziej przenikliwy niż państwo czy ja, inni są bardziej rozkojarzeni i zdradzają oznaki demencji spowodowanej chorobą Alzheimera czy inną przypadłością. Czasami zapominają wziąć tabletki, dlatego też my wydajemy wszystkie leki. Ale zawsze wiedzą, jaki jest dzień, czy czas na niedzielny film, czy poniedziałkowe zbieranie ziół. A jeżeli nie pamiętają, który mamy rok, po co właściwie mają to wiedzieć? Niektóre pojęcia dotyczące czasu są zupełnie nieistotne.

– Może zdradzimy panu nasz fortel – rzekł Art. – Pani Young myśli, że przyjedzie tu z powodu wycieku radonu w jej domu. – Pokazał kopię spreparowanego przez siebie listu.

– Coś nowego – przyznał Patel, śmiejąc się z uznaniem. – Zapamiętam to, w razie gdyby ktoś jeszcze musiał dać rodzicom bodziec. Ach tak, darmowe mieszkanie dzięki uprzejmości Departamentu Bezpieczeństwa Publicznego Kalifornii. Takie pismo urzędowe to świetny pomysł – wygląda poważnie i oficjalnie, jak wezwanie. – Otworzył drzwi. – Oto zwolniony niedawno apartament.

Weszli do pokoju, którego okna wychodziły na ogród: zgrabny salonik, sypialnia i łazienka, nieumeblowane i pachnące świeżą farbą oraz nowymi dywanami. Ruth zrozumiała nagle, co Patel miał na myśli, mówiąc “niedawno zwolniony" – ostatni lokator zmarł. Pogodny apartament nagle wydał się jej ponury, jakby pod kolorową fasadą ukrywała się mroczna prawda.

– To jeden z najładniejszych pokoi – rzekł Patel. – Mamy mniejsze i tańsze apartamenty i pojedyncze pokoje, niektóre bez widoku na ocean lub ogród. Jeden z nich powinien być wolny za mniej więcej miesiąc.

Boże! Ktoś miał niedługo umrzeć. I Patel mówił o tym tak zwyczajnie i beznamiętnie! Ruth poczuła się, jakby wpadła w pułapkę bez wyjścia. Ten dom był jak wyrok śmierci. Czy matka będzie miała podobne wrażenie? Nie wytrzyma tu miesiąca, a co dopiero mówić o trzech.

– Możemy dostarczyć meble bez dodatkowych opłat – powiedział Patel. – Ale zazwyczaj pensjonariusze wolą mieć własne. Wówczas czują się jak u siebie w domu. Zachęcamy do tego. Każdym piętrem zajmuje się ten sam personel, dwoje opiekunów na piętrze, w dzień i w nocy. Każdy zna ich po imieniu. Jedna z opiekunek mówi po chińsku.

– Po kantońsku czy mandaryńsku? – spytała Ruth.

– Dobre pytanie. – Patel wyjął cyfrowy dyktafon i powiedział do niego: – Sprawdzić, czy Janie mówi po kantońsku, czy po mandaryńsku.

– Przy okazji – odezwała się znów Ruth. – Ile wynoszą opłaty?

Patel odrzekł bez wahania:

– Od trzech tysięcy dwustu do trzech tysięcy ośmiuset dolarów miesięcznie, zależnie od pokoju i standardu obsługi. W cenie jest dowóz na comiesięczne badania lekarskie. Na dole pokażę państwu szczegółowy harmonogram.

Ruth nie mogła się otrząsnąć ze zdumienia, jakie wywołała w niej wiadomość o kosztach.

– Wiedziałeś o tym? – spytała Arta.

Skinął głową. Była wstrząśnięta ogromnym wydatkiem i zaskoczona, że Art jest gotów zapłacić niemal dwanaście tysięcy dolarów za trzy miesiące. Wpatrywała się w niego osłupiałym wzrokiem.

– Warto tyle wydać – szepnął.

– To szaleństwo.

Powtórzyła te słowa jeszcze później, kiedy Art odwoził ją do domu matki.

– Nie możesz traktować tego podobnie jak wysokości czynszu – odparł Art. – W cenie jest wyżywienie, mieszkanie w apartamencie, całodobowa opieka pielęgniarska, pomoc w podawaniu leków, pranie…

– Zgoda, a do tego bardzo droga orchidea! Nie pozwolę ci płacić, w każdym razie nie za trzy miesiące.

– Warto – powtórzył.

Ruth głośno wypuściła powietrze z płuc.

– Posłuchaj, zapłacę połowę, a jeżeli się uda, oddam ci resztę.

– Już to przerabialiśmy. Żadnego pół na pół i nie ma mowy o oddawaniu. Zaoszczędziłem trochę pieniędzy i chcę to zrobić. Nie zamierzam w ten sposób pozbywać się twojej matki ani skłonić cię do powrotu do mnie. To nie ma być żaden warunek. Nie chcę wywierać na tobie presji, żebyś w końcu podjęła decyzję. Nie spodziewam się niczego w zamian.

– Jestem ci wdzięczna za intencje, ale…

– To nie tylko intencje, ale mój podarunek dla ciebie. Musisz się nauczyć je czasem przyjmować, Ruth. Odmawiając, wyrządzasz sobie samej krzywdę.

– O czym ty mówisz?

– O tym, że chcesz od ludzi jakiegoś dowodu miłości, lojalności albo wiary w ciebie. Spodziewasz się jednak, że niczego takiego nie dostaniesz. A kiedy ktoś daje ci dowód, nie rozumiesz tego. Albo się opierasz i odmawiasz przyjęcia.

– Wcale nie…

– Jesteś jak chory na kataraktę, który bardzo chce widzieć, ale sprzeciwia się operacji, bo boi się oślepnąć. Wolisz powoli ślepnąć niż podjąć ryzyko. A potem nie widzisz, że odpowiedź masz przed sobą, na wyciągnięcie ręki.

– To nieprawda – zaprotestowała. Jednak wiedziała, że w tym, co mówi Art, tkwi ziarno prawdy. Może nie miał do końca racji, lecz część z tego, co mówił, wydawała się znajoma jak potężna fala z jej snów. Odwróciła się do niego. – Zawsze tak o mnie myślałeś?

– Może nie ujmowałem tego zbyt precyzyjnie. Tak naprawdę zacząłem nad tym rozmyślać przed kilkoma miesiącami, kiedy się wyprowadziłaś. Zastanawiałem się, czy to, co o mnie mówiłaś, jest prawdą. I zdałem sobie sprawę, że rzeczywiście jestem egocentryczny i przyzwyczaiłem się stawiać siebie na pierwszym planie. Jednocześnie zdałem sobie sprawę, że ty zwykle stawiasz siebie na drugim. Jak gdybyś wyraziła zgodę, żebym był mniej odpowiedzialny. Nie twierdzę, że to twoja wina. Ale musisz się nauczyć przyjmować, brać to, co ci proponują. Nie broń się przed tym. Nie napinaj się jak struna, myśląc, że to zbyt skomplikowane. Po prostu bierz, a jeżeli chcesz być uprzejma, podziękuj.