– Co się stało, Hildo? – zapytał Mattias. – Wyglądasz na przestraszoną.
– Popatrzcie! – wskazała, starając się opanować zawstydzenie. – Spójrzcie na podwórze! Ktoś tu był, kiedy ja doiłam w oborze.
Jakie to dziwne! Teraz, kiedy byli z nimi obcy, doktor i Andreas Lind z Ludzi Lodu wydali jej się starymi znajomymi.
Weszli na podwórze.
– Oj – mruknął Mattias.
Kaleb przystanął zdziwiony.
– Co to jest?
– To czary – odparł Brand. – Powszechnie znane.
– Co to ma oznaczać?
– Że pragnie się śmierci osoby, która leży chora.
– Czy twój ojciec miewa się gorzej? – zapytał Hildę Andreas.
Musiała spuścić oczy. Nigdy jeszcze żaden mężczyzna nie patrzył jej tak prosto w twarz.
– Nie, wydaje mi się, że jest mu lepiej.
– Wobec tego czary nie działają. Czy możemy go zobaczyć?
– Oczywiście. Dziękuję!
Czy wszystko w środku jest w porządku? Świeżo wyprana bielizna! Mój Boże! Wpadła do izby przed nimi, zerwała pranie ze sznura i schowała je w spiżarce. W czasie gdy oni byli u ojca, zdjęła fartuch. Kiedy zmartwiona stwierdziła, że odświętna sukienka znajduje się poza zasięgiem jej rąk, musiała zadowolić się codziennym ubraniem.
Piekło ją rozczarowanie. Może już tu nie wrócą? A ona miała wszystko przygotowane – na jutro!
Zbliżając się do komory, usłyszała głos ojca. Mówił z ogromnym trudem:
… leżę tu sam, kiedy ta niezdara stroi się dla wielkich panów. Znów piecze! I szoruje podłogę, a tymczasem ja nie dostałem prawie nic do jedzenia!
Andreas odezwał się nieco podniesionym głosem:
– Uważam, że Hilda jest dla ciebie wyjątkowo dobrą córką. Pomyśl, co byś zrobił, gdyby jej nie było!
Hycel parsknął śmiechem.
– Wtedy byłoby mi dobrze. Wziąłbym sobie kobietę. A kto przyjdzie do domu, w którym rządzi starzejąca się córka? 2 tego może być tylko zazdrość!
– O, to z pewnością nie Hilda odstrasza kobiety – mruknął Andreas. – Ale możemy znaleźć miejsce, gdzie będzie mogła zamieszkać. Zasłużyła na to. A ty miałbyś szansę ułożyć sobie życie.
– Już o to żebrała? – ostro zapytał hycel. – Wcale mnie to nie dziwi, to miejsce nigdy jej się nie podobało. Jest dokładnie taka sama jak jej matka: wyniosła, chce rozmawiać o muzyce, o kwiatach i innych głupstwach. I czytać umiały obydwie, niech Bóg strzeże! Matka uczyła córkę, sądziła chyba, że ta będzie nie wiadomo kim!
Czterej mężczyźni mieli już dość narzekań Joela Nattmanna.
– Obróć się – zimno powiedział Andreas. – Tak żeby Mattias mógł obejrzeć twoje plecy.
Straszliwie jęcząc odwrócił się do nich tyłem.
Uspokoili Hildę, że ojcu nie grozi niebezpieczeństwo. Następnego dnia będzie mógł już wstać.
Przedstawili jej Branda i Kaleba, a ją wzruszenie ścisnęło za gardło. Została przedstawiona! Dokładnie tak, jak w opowieściach jej matki o zwyczajach ludzi wyżej urodzonych!
Stanęła przed wielkim dylematem. Czy miała teraz poczęstować ich poziomkami? Ale całą czwórkę…? Nie wypadnie zbyt wiele na głowę. Czy mogła zaprosić ich na jutro?
Zanim zdążyła się zdecydować, zadudniły ciężkie kroki wójta. Oczywiście wcześniej Hilda nie miała pojęcia, że to on, ale teraz słyszała, jak zwracali się do niego pozostali.
– Ach, tak, widzę tu licznie przybyłą delegację! Czy zdążyliście już przekupić Joela Nattmanna, żeby trzymał język za zębami?
– Nie bądźcie głupi – powiedział Brand. Wójt drażnił go tak bardzo, że nawet nie starał się zachować pozorów uprzejmości.
– Widzę, że na podwórzu leży znak śmierci?
– Tak – odparł Kaleb. – Podłożono go, kiedy Hilda była w oborze. Czy po drodze nikogo nie spotkaliście?
– Co? Nie, nikogo nie widziałem. Ale las jest przecież duży.
Kiedy Joel Nattmann usłyszał o znaku śmierci, wpadł w panikę.
– Oni pragną mojej śmierci! Wiem, chcą mojej śmierci tylko dlatego, że przypadkiem widziałem…
– Co widziałeś przypadkiem? – zapytał wójt.
– Nie, nic takiego.
– Musisz to teraz powiedzieć! – nakazał Andreas.
– To ja prowadzę przesłuchanie – powiedział wójt z wyższością. – Co widziałeś, Joelu Nattmannie?
– Nic ważnego – odpowiedział hycel. – Tylko jakiś powóz, który stał na drodze wczesną wiosną. Nic więcej.
– Czy to było nocą? – zapytał Brand.
– Tak. Późnym wieczorem. – Głos hycla przybrał ostrzejszy ton. – Nattmann wychodzi tylko nocą.
– Widziałeś, kto to był?
– Nie, w powozie nie było nikogo. Po prostu tam stał. Kiedy popatrzyłem następnym razem, zniknął.
Kiedy mężczyźni rozmawiali, Hilda trzymała się z tyłu, wlepiając oczy w Andreasa. Wydawało się jej, że nigdy jeszcze nie widziała nikogo tak pięknego. Mężczyźni jednak do tego stopnia byli zajęci tym, co miał do powiedzenia jej ojciec, że w ogóle nie zwracali na nią uwagi.
– Jak wyglądał powóz? – pytał Andreas.
– Jak wyglądał? No cóż, powóz jak powóz. Było przecież ciemno.
– A koń?
– Co?
– Jak wyglądał koń? – Andreas był już zniecierpliwiony.
– No, nie wiem. Może brązowy.
– Ale rewelacja! – mruknął Kaleb.
– Czy coś słyszałeś? – kontynuował Andreas.
– Ani dźwięku.
– Ale ja coś niedawno słyszałam – szepnęła Hilda, przerażona własną śmiałością. Wszyscy zwrócili się w jej stronę, a ona znów ukryła twarz pod fartuchem.
– To ze mną teraz rozmawiają – powiedział ojciec władczym tonem, którego, jak pojęli, używał zawsze w stosunku do córki.
– Tak, Hildo? – zwrócił się do dziewczyny Mattias.
Zmieszana, nie wiedząc, kogo właściwie powinna usłuchać, powiedziała najpierw „przepraszam” do ojca po czym odwróciła się do Mattiasa.
– Kiedy wyszłam z obory, usłyszałam coś w lesie.
– Człowieka?
Zawahała się.
– Nie, to było tak, jakby ktoś się czołgał, uciekał na czterech nogach. Coś jakby wielkie zwierzę.
Mężczyźni wymienili spojrzenia.
– Zaraz potem zauważyłam was, panowie. Nadchodziliście z przeciwnej strony.
Po krótkiej chwili milczenia wójt powiedział lekceważąco:
– Ach, tak, więc teraz wilkołaki podróżują powozami zaprzężonymi w konie. No, nie najgorzej!
– Wilkołaki? – Oczy Hildy rozszerzyły się ze zdziwienia.
– Czy możecie przestać opowiadać te bajdy? – syknął rozgniewany Brand.
– Nie, powiedzcie, o co chodzi z tymi wilkołakami – odezwał się hycel z posłania.
– Nasz drogi wójt opowiada bajdy o złych mocach tylko dlatego, że wie, iż wiele pokoleń wstecz ród Ludzi Lodu znał się na czarach. Twierdzi, że kobiety zostały rozszarpane. To brednie!
– Dobrze wiecie, że to nie brednie – obruszył się wójt i wszyscy zrozumieli, że jego duma została urażona. – Pilnujcie się, bo będziecie wisieć!
– A teraz jeszcze nam grozi! – Brand bezczelnie odwrócił się do wójta plecami. – Człowiek, który jest na tyle głupi, że pali zwłoki, aby nie mogły po śmierci uprawiać czarów, nie powinien wydawać wyroków na innych. Na szczęście jest tutaj z nami Kaleb, mamy więc przynajmniej jednego rozumnego człowieka, któremu można zaufać.
Wójt łapał powietrze niczym ryba wyciągnięta z wody.
– Poczekajcie tylko! – warknął. – Jeszcze przystawię wam nóż do gardła.
– Nie wątpię w to. Kiedy już raz wbijecie sobie coś do tej zakutej głowy, niemożliwością jest to wybić.
Joel Nattmann zaczął się skarżyć:
– Czy mogę mieć teraz chwilę wytchnienia? Jestem chory i potrzebny mi spokój.
Rozumieli to. Kiedy wychodzili, Mattias, ku ogromnej uldze Hildy, powiedział: