Выбрать главу

Hilda tylko niżej schyliła głowę. Muszę przez to przejść, myślała, ale coraz dotkliwszy ból ogarniał jej duszę. Z trudem przełknęła ślinę i wyprostowała się. Boże, daj mi siłę!

Nagle gromada ucichła. Zajechał powóz z Grastensholm. I drugi, z Lipowej Alei. l Wieśniacy nie wiedzieli, co o tym myśleć i jak się zachować.

Z powozu wysiadła stara baronowa i cała jej rodzina. Powszechnie lubiany młody doktor… I patriarcha z Lipowej Alei wraz ze swymi najbliższymi. Pozdrowiono ich wstydliwie.

Niemal jednocześnie od południa pojawił się jeszcze jeden powóz. To pan na Elistrand wraz ze swą szlachetnie urodzoną małżonką, margrabianką, i przybraną córką.

Cóż to miało znaczyć?

Mattias kiwnął głową Hildzie, chcąc dodać jej tym otuchy, i podszedł do karawanu. To samo zrobili Tarald, Andreas i Brand.

Trumnę Joela Nattmanna wnieśli przez wrota kościoła dwaj baronowie i dwaj panowie na Lipowej Alei. Za trumną szła Hilda wraz z baronowymi Meiden – starszą i młodszą, margrabianką z Elistrand i najdostojniejszym człowiekiem w całej parafii, Arem z rodu Ludzi Lodu i jego synową Matyldą, córką gospodarza Niklasa Niklassona.

Dookoła cmentarza zapadła głucha cisza. Wdarł się w nią dźwięk dzwonów, które obwieszczały żałobę.

Kiedy mieszkańcy wioski, którzy wybrali się tu, by rzucić okiem na córkę hycla i być może wygłosić swoją opinię o niej i jej ojcu, opamiętali się, uznali, że nie uchodzi dłużej tak stać, gapiąc się bezczynnie. Nie chcieli jednak nic stracić z uroczystości. Położywszy uszy po sobie, jeden za drugim wsuwali się do kościoła.

Joelowi Nattmannowi towarzyszył więc do grobu niezwykle liczny orszak. I nikt nie powiedział złego słowa – teraz ani później, w drodze do domu.

Hilda stała nad grobem ojca i czuła spływające po policzkach łzy. Ostrożnie uniosła oczy i zobaczyła Andreasa Linda z Ludzi Lodu po przeciwnej stronie grobu. Stał tuż obok młodziutkiej dziewczyny z Elistrand i kiedy napotkał spojrzenie Hildy, uśmiechnął się do niej szybko, uspokajająco.

I Hilda zapomniała o smutku. Jej serce wypełniła ogromna radość. Przybyli, by oddać cześć jej ojcu, a ją samą wspomóc i dodać otuchy. Pokazali, że ludzkie życie, wszystko jedno za jak nędzne się je uważa, warte jest szacunku.

Koszmar przemienił się w podniosłą uroczystość.

Hilda nie myślała nad tym, że przyszli tu nie ze względu na ojca. Nie miała o sobie wielkiego mniemania. W ostatnim dniu pobytu ojca na ziemi ona się nie liczyła.

Później, kiedy zgromadzenie poczęło się rozchodzić, a ona miała wraz z Kalebem i margrabianką jechać na Elistrand, stała przy powozie, a ludzie kolejno podchodzili do niej i wyrażali swe współczucie. Wieśniacy i panowie. A Hilda kłaniała się i dziękowała, przepraszając, że nie może zaprosić na poczęstunek, ale przecież nie spodziewała się…

Rozumieli to. Kiedy nadszedł Andreas i jego silna dłoń ujęła dłoń Hildy, jej oczy zabłysły i prostym „dziękuję” starała się wyrazić wszystko, co do niego czuła.

Każdy miał dla niej jakieś serdeczne słowo. Stara baronowa prosiła, by solidnie wypoczęła przez kilka dni, a doktor Meiden powiedział, że właściwie miał zamiar zapytać, czy nie zechciałaby pomagać mu w pracy z chorymi, lecz stwierdził, że w Elistrand będzie jej przyjemniej i spokojniej.

Hilda dziękowała i dziękowała, nie było końca łzom wdzięczności i ulgi. Mattias Meiden dyskretnie podsunął jej chusteczkę.

Po skończonej ceremonii Hilda usiadła w powozie obok tej ślicznej dziewczyny, Eli. Choć jeszcze nie zamieniła z nią zbyt wielu słów, czuła, że bardzo, bardzo ją polubi.

ROZDZIAŁ VI

Przyjazd do Elistrand był dla Hildy jak sen. Wielkie, niedawno wybudowane domostwa, życzliwi ludzie, dzieci, które miały tak ciężkie życie, nim przybyły na zielone łąki nad morzem…

Niegdyś stała w tym miejscu mała zagroda, należąca do dworu Grastensholm, ale już od bardzo dawna nikt jej nie zamieszkiwał. Alexander odkupił od Taralda przepiękne łąki nad wodą i wybudował dom dla córki i jej męża. Naturalnie on sam nie dotknął własną ręką ani jednego kamienia czy belki. Ród Paladinów był wystarczająco bogaty, by Alexander mógł zlecić innym wykonanie całości dzieła. Wszystko jednak zostało wybudowane zgodnie z życzeniem Kaleba i Gabrielli.

Dla Hildy najważniejsze było, że nie mieszka tu z łaski. Przydzielono jej obowiązki, nawet dosyć trudne i absorbujące w ciągu całego dnia. Czuła jednak, że się na coś przydaje, że jest potrzebna, a to krzepiło. Wprawdzie w domu ojca także wszystko miała na głowie, ale tamta praca była taka smutna. Nigdy nie słyszała ani jednego słowa podziękowania.

Tutaj nikt jej nie łajał, mimo że na początku popełniała błędy. Tutaj także ujawniło się wiele jej ukrytych talentów, a zwłaszcza dar ożywiania wszystkiego, czym się zajmowała, zdolność upiększania, przyozdabiania otoczenia.

Którejś z pierwszych nocy przyśniło się jej, że ojciec żyje, a ona znów krząta się po domu w oczekiwaniu na jego gorzkie wyrzuty.

Obudziła się zlana zimnym potem.

– Dzięki ci, dobry Boże, że to tylko sen – westchnęła z ulgą.

Nagle jednak ogarnęło ją przerażenie. Nie zdawała sobie sprawy, do jakiego stopnia nie znosiła ojca. Jego śmierć stała się dla niej wybawieniem.

Ona i Eli pracowały wspólnie, sprawując codzienną opiekę nad dziećmi. Nietrudno było zaprzyjaźnić się z Eli – taką łagodną, skromną, wdzięczną za najdrobniejszy przejaw zainteresowania jej osobą. Rozjaśniała się zawsze, gdy ktoś do niej przemówił. Mimo że Hilda była starsza i poważniejsza, doskonale czuły się razem. Eli nieustannie wyrażała radość, że może dzielić trudy pracy właśnie z Hildą, podkreślając, że dzięki niej czuje się o wiele bezpieczniej i spokojniej. Hilda nie mogła tego do końca zrozumieć, ale cieszyły ją te słowa.

Pewnego dnia, gdy siedziały na łące i układały bukieciki z kwiatów, a dzieci bawiły się nie opodal, Eli zwierzyła się Hildzie, że jest zakochana.

– Naprawdę? – zdumiała się Hilda, bo uważała, że dziewczyna jest na to zdecydowanie za młoda.

– Och, tak! – zaśmiała się Eti. – To całkiem szalone zakochanie. Nie śmiem powiedzieć o tym matce ani ojcu, chyba by zemdleli z wrażenia! Ach, ale to cudowne uczucie! I przypuszczam, że on też mnie lubi. Zainteresował się mną, rozumiesz, i wtedy tak jakbym go odkryła.

Oczy Hildy stały się rozmarzone.

– Czy ty kiedykolwiek byłaś zakochana? – dopytywała się Eli.

– Tak, jestem – uśmiechnęła się Hilda. – Po raz pierwszy w życiu. Ale nie mogę o tym rozmawiać, nawet z tobą.

– Dlaczego?

– Nie rozumiesz? Nikt mnie nie zechce, wiem o tym dobrze. Jestem przecież córką hycla. Przyzwyczaiłam się do myśli, że pozostanę samotna. Ale mam marzenia, których nikt mi nie odbierze. I tęsknotę…

– Och, tęsknota! – westchnęła Eli i zachwycona popatrzyła na morze. – Tęsknota to takie piękne uczucie, prawda?

– Prawda. Ale także gorzkie.

– Tak uważasz? Moim zdaniem tęsknota jest najpiękniejsza. Kiedy już się dostanie to, czego tak bardzo się pragnie, znika gdzieś całe piękno i czar. Spełnienie jest jakby chłodniejsze.

Hilda uśmiechnęła się.

– To zależy chyba od tego, za czym się tęskni.

– O tak, na pewno – szybko zgodziła się Eli. – Miałam na myśli rzeczy.

– A o kim ty… Teraz chodzi mi o ludzi…

– Nie, tego nie mogę powiedzieć – szepnęła Eli. – Ale dowiesz się jako pierwsza, jeżeli on wyzna mi miłość.

Mówiąc o uczuciach używała podniosłych słów, bo taka właśnie była Eli. Impulsywna, wrażliwa, a gorącym sercu.

Gabriella i Kaleb mieli z niej wiele pociechy i nigdy nie żałowali, że ją przygarnęli. Była słońcem w ich życiu, wokół niej koncentrowały się wszystkie ich myśli. Czasami, kiedy ktoś mówił o niej jako o przybranej córce, nie rozumieli, o kogo chodzi. Była z nimi tak złączona, jak dziecko z ich własnej krwi i kości.