Выбрать главу

Znów mówiła za dużo, nie mogła jednak powstrzymać potoku słów.

– Jestem przygotowana na to, że pozostanę samotna przez całe życie. To znaczy, że nie wyjdę za mąż… Dlatego tak cudownie jest mieć przyjaciół, to znaczy… Wiem, kim jestem, i nie oczekuję, że ktoś mnie zechce… Jest więc dokładnie tak, jak powinno być…

Andreas zorientował się, że zaplątała się w coś, z czego nie potrafi wybrnąć. Bardzo mu było jej żal, ale czy mógł jej pomóc, nie będąc źle zrozumianym?

Położył dłoń na ramieniu dziewczyny.

– Wszyscy bardzo cię lubimy, Hildo, i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami naprawdę długo. Wrócę tu jutro, zobaczymy wtedy, czy kot się odnalazł.

Hilda kiwnęła głową. W jego głosie brzmiała serdeczność, ale czuła się tak, jakby wylano jej na głowę kubeł zimnej wody. Mówiła tak dużo, że aż musiał jej przerwać. Nadużyła jego dobroci, którą okazywał, przyjeżdżając niemal co dzień. Ach, co za wstyd! Czy na dobre wystraszyła go swoim gadulstwem?

Andreas dosiadł konia i z westchnieniem poprawił się w siodle. Nie zobaczył się z Eli, ale teraz musi stąd odjechać, by spokojnie wszystko przemyśleć.

Jak, na miłość boską, wybrnąć z tej sytuacji? Przecież on nie okazywał Hildzie szczególnych względów. Ona jednak przed nim nie znała innego mężczyzny. Wystarczyło, że często przyjeżdżał. A przy tym ukrywał swe uczucia do Eli. Starał się ze wszystkich sił, by nikt niczego się nie domyślił.

A biedna, kochana Hilda zrozumiała wszystko opacznie!

Jak bardzo mu była przykro z jej powodu!

Usiłowała mu wytłumaczyć, że niczego od niego nie oczekuje, ale Andreas, który właśnie doświadczył, ile cierpień może przynieść miłość, nie chciał, by miała nadzieję… Nadzieja będzie podsycać jej uczucie…

Jak miał postąpić, by jej nie zranić? Niedługo, bardzo niedługo Hilda zrozumie, za kim tęskni jego serce. Zdążył już zauważyć, że Eli dostrzega jego zainteresowanie jej osobą. Ma w oczach ten sam blask, jaki przed chwilą zobaczył w oczach Hildy.

I to on? On, który nigdy nie zajmował się żadną dziewczyną, do żadnej nie uderzał w konkury! Teraz miał jednocześnie dwie; zdecydowanie o jedną za dużo.

Nie pojechał do Lipowej Alei. Skierował konia w stronę Grastensholm.

Mattias był w domu, Andreas poprosił go więc o rozmowę w cztery oczy. Po drodze obmyślił, w jaki sposób można by pomóc Hildzie.

Bez owijania w bawełnę powiedział, jak się sprawy mają.

Mattias uniósł do góry brwi.

– Eli? Ale czy ona nie jest dla ciebie trochę za młoda?

– Wcale tak nie myślę – krótko odparł Andreas. – Skończyła przecież szesnaście lat.

– No tak. Chyba masz rację. Cały czas wydaje mi się, że to jeszcze dziecko. Ale z Hildą to bardzo przykra sprawa. – Mattias stanął przy sekretarzyku i zaczął rytmicznie stukać w jego blat. – Co masz zamiar zrobić?

– Czy nie mógłbyś mi pomóc? – odpowiedział pytaniem Andreas. – Czy nie zechciałbyś dać jej do zrozumienia, że bardzo, bardzo ją lubisz? Oczywiście nie za bardzo, tyle żeby cios nie był zbyt ciężki, kiedy zrozumie, co jest między Eli a mną… Żeby nie czuła, że jest całkiem… niekochana?

Mattias nie odpowiadał przez bardzo długą chwilę. Stał wyprostowany jakby kij połknął.

– A więc miałbym odegrać rolę niechcianego zastępcy? – odezwał się w końcu.

– Nie, nie aż tak! Chodzi o to, by nie poczuła się całkiem sama, opuszczona przez wszystkich.

– I by szukała pociechy w moich ramionach?

Nareszcie Andreas pojął, jak okrutna była jego propozycja.

– Wybacz mi, jestem bezmyślny! To by było bardzo złe rozwiązanie, ubliżające nam obydwóm. Całkiem straciłem głowę. Patrzę na wszystko tylko z własnego punktu widzenia. Zapomnij o tym!

Mattias odwrócił się. Jego zwykle uśmiechnięta twarz wyglądała na bardzo smutną.

– Nie, zrobię tak, jak mówisz, bo bardzo lubię Hildę i nie chcę patrzeć, jak cierpi. W tym wypadku nie jest ważne, czy ty i ja, czy obaj stracimy twarz.

Andreas ujął go za rękę.

– Dziękuję ci, przyjacielu, dziękuję! Ja także postaram się postępować tak delikatnie, jak to możliwe. To taka wspaniała dziewczyna!

– Tak – cicho odrzekł Manias. – To prawda.

Następnego dnia Hilda siedziała na plaży i pilnowała, by któreś z dzieci nie wpadło do wody. Dwie dziewczynki i trzej chłopcy bawili się, robiąc przy tym ogromny hałas. Poprzedniego dnia dorośli porządnie na nich nakrzyczeli, ponieważ chłopcy podkradli się do stodoły razem ze starszą z dziewcząt, żeby zobaczyć, jak też ona wygląda bez ubrania. Była to bardzo trudna chwila, nikt bowiem nie potrafił dzieciom wyjaśnić, dlaczego ich zachowanie uznano za niewłaściwe. Po wielu nieudolnych próbach, mówieniu o grzechu i godności kobiety, Kaleb wytłumaczył im to za pomocą kilku dosadnych słów.

Przez łąkę w kierunku Hildy zmierzał doktor Mattias Meiden. Dziewczyna od razu się rozjaśniła – rozmowa z doktorem zawsze działała na nią kojąco. Ciepło robiło jej się na sercu, gdy patrzyła, jak stąpa: szybko, ale ostrożnie, by nie podeptać wiosennych kwiatów. Że też istnieją tacy ludzie jak doktor! Wydawało się, że ma w sobie wiele miłości dla całego świata i że każdy może się do niego zwrócić ze swoimi kłopotami, a on wszystko zrozumie.

Ku zdziwieniu Hildy usiadł na trawie koło niej.

Natychmiast przybiegły dzieci i rzuciły się na ulubionego gościa, pozbawiając go możliwości wszelkiego ruchu.

Hilda zaczęła je łajać, prosząc, by znalazły sobie inne miejsce do zabawy i dały spokój doktorowi. Posłuchały jej niechętnie.

– Dziękuję – powiedział i odetchnął. – Są kochane, ale czasami zbyt natarczywe.

– Tak, a wy przecież nie potraficie odmawiać? – uśmiechnęła się.

– To prawda. Trudno mi mówić „nie”, jeśli słyszę czyjąś prośbę.

– To musi być ciężar.

– Owszem, czasami. Jak ci się wiedzie, Hildo?

– Doskonale!

Jak miło, że poświęca swój czas na rozmowę z nią! Usiadła tak, by mieć widok na drogę. Na wszelki wypadek, gdyby ktoś przejeżdżał…

– Czy kot wrócił?

– Wiecie o nim? Nie, jeszcze go nie ma.

– Więc na razie o nim nie myśl.

– Dobrze. Mówią, że dzisiaj jest pełnia. A pan Andreas obiecał zawieźć mnie do domu za kilka dni, żeby poszukać kota.

Czy on zauważył, jak cudownie było wymówić imię „Andreas”? Chyba nie, siedział bowiem w milczeniu zatopiony we własnych myślach.

Właściwie doktor był dość przystojny, choć brakowało mu dojrzałej męskości Andreasa. Kasztanowate włosy miękko otaczały piegowatą, wesołą twarz o zielonkawoniebieskich oczach, w których lśniła dobroć. Nie był wysoki; wiedziała, że kiedy stali obok siebie, byli niemal równego wzrostu.

Często myślała o Mattiasie Meidenie jako o jednym z aniołów pańskich, który został zesłany na ziemię, aby nieść pomoc ludziom. Wiedziała, że jest ubóstwiany przez całą parafię.

– Ile masz lat, Hildo?

Drgnęła na dźwięk jego głosu.

– Dwadzieścia siedem. Tego strasznego dnia, kiedy przynieśliście ojca do domu, wypadały moje urodziny.

Ułożył bukiecik z kilku gałązek lepnicy i podał go dziewczynie.

– Przyjmij spóźnione życzenia i wyrazy podziwu!

Zaskoczona przyjęła kwiaty.

– Dziękuję za życzenia – roześmiała się. – Ale wyrazy podziwu?

Oczy miał poważne, chociaż uśmiechał się delikatnie, jakby chciał złagodzić podniosły nastrój chwili.

– Dla twojej wyjątkowej wspaniałości i siły. Gdybym mógł, oświadczyłbym ci się.

Uśmiechnęła się niepewnie.

– Ależ, panie Mattiasie! Nie wolno wam tak mówić do prostej jak ja dziewczyny. To mogłoby wbić mnie w dumę.