Выбрать главу

Jakże tajemniczy wydawał się krajobraz w świetle księżyca! Smukłe jałowce na zboczu przy Elistrand rzucały długie cienie, podkreślając zaczarowany wzór z odłamków skalnych i kępek trawy.

Po rozmowie z Mattiasem nie mogła zasnąć. Nie przypuszczała, że dręczyły go tak bolesne wspomnienia. Zrozumiała, że przeżył wiele złego. A jej się zawsze zdawało, że bogaci i wysoko urodzeni żyją beztrosko!

Jego oświadczyny były naturalnie żartem, ale chyba naprawdę mu się podoba! Na tę myśl wezbrała w niej duma.

Hilda zmarszczyła czoło. Czy coś się poruszyło tam w zagajniku? Jakiś cień oderwał się od kępy drzew i przysunął bliżej. Coś skurczonego, niekształtnego przedzierało się, kulejąc, przez jałowce na zboczu.

Olbrzymi pies? Czy może coś innego? To było jakieś zwierzę, ale zachowywało się tak dziwnie. Teraz zniknęło.

Tam! Znów się pojawiło, kierując się ku szczytowi wzgórza. Kręciło się na wszystkie strony, węszyło, szukało.

Hilda była tak przejęta tym, co widzi, że nie zwróciła uwagi, jak mocno wali jej serce.

Zwierzę znalazło się na szczycie; teraz było je widać wyraźnie.

Dziewczynę przeniknął lęk. Pojęła, dlaczego poruszało się tak dziwnie. Miało tylko trzy nogi.

Potworny, kudłaty pies, a raczej wilk, z długim kosmatym ogonem.

Zwierzę zmieniło kierunek, zaczęło zbliżać się do Elistrand. Podniecona Hilda odnosiła wrażenie, że bestia zmierza wprost na nią.

Stała jak sparaliżowana. Chciała kogoś wezwać, ale w pobliżu był tylko pokój Eli. Inni mieszkali na pierwszym piętrze, daleko stąd. A Gabriella była tak bardzo zmęczona.

Zanim zdążyła coś zdecydować, dobiegł jej uszu jakiś ostry dźwięk, jakby krzyk. Stwór, najwyraźniej przestraszony, znów zniknął w zagajniku.

Odetchnęła z ulgą. Czy to było tylko przywidzenie, wywołane przez księżyc, czy też…?

Hilda stała w domu za solidnymi szybami i zamkniętymi drzwiami.

Był jednak ktoś, kto nie znajdował się w tak bezpiecznym miejscu.

Akuszerka wracała do domu; właśnie powitała nowego mieszkańca świata. Była silną, energiczną kobietą i nie przejmowała się histerycznym gadaniem o wilkołaku, pojawiającym się podczas pełni księżyca.

Musiała przejść kawałek lasem, ale ponieważ księżyc świecił jasno, bez trudu odnajdywała drogę.

Jak dziwnie szeleści las dziś w nocy! Słyszała te szmery już od dłuższej chwili. Jakby coś podążało w ślad za nią, nie ścieżką, lecz nieco dalej, na ukos. Kiedy się zatrzymywała, zamierały również tamte dźwięki. Czy to jej spódnice wydawały takie odgłosy, ocierając się o ziemię?

Zrobiła jeszcze parę kroków i przystanęła.

Nie, to nie spódnice. To coś nie zdążyło przystanąć tak szybko jak ona. Ciężkie łapy zatrzymały się moment później.

Łapy?

Głupie gadanie.

– Co za idiota drażni ludzi w ten sposób? – zawołała. – Wyjdź do światła, nie boję się ciebie!

Czy to nie para ślepi bawi się tam, wśród mrocznych cieni? Ślepi, w których ostro odbija się światło księżyca? Nie, nie wolno jej niczego sobie wmawiać, ale te oczy znajdują się zbyt nisko, by mogły należeć do człowieka. A za wysoko jak na lisa.

Wielki pies?

Nikt w parafii nie miał tak ogromnego psa.

Akuszerka podniosła z ziemi kij i rzuciła go w kierunku cienia pod drzewami. Odpowiedziało jej przytłumione warczenie.

Zaczęła biec. Do najbliższego domostwa było daleko, a ona nagle straciła całą odwagę.

Wilki, tutaj? Wiele już lat upłynęło, odkąd widziano je po raz ostatni. A w dodatku ta bestia była zbyt duża jak na wilka, w każdym razie na zwykłego wilka.

Znów przyszły jej do głowy jakieś idiotyczne myśli.

Nagle dostrzegła coś kątem oka. Odwróciła głowę odrobinę i wtedy go zobaczyła. Wyszedł na ścieżkę i ciężko sapiąc biegł za nią. Zauważyła, że porusza się tylko na trzech nogach, z tyłu mu jednej brakuje.

Akuszerka zaczęła krzyczeć i zdjęta panicznym lękiem ruszyła pędem przed siebie. Zaplątała się w spódnice, usiłowała je unieść. Cisnęła w kierunku potwora kuferkiem, który niosła w ręku, ale nie trafiła.

Teraz była już na otwartej przestrzeni. Boże, niech ktoś nadejdzie, błagała w duchu, oszalała ze strachu.

Raptem straszliwa bestia, jakby czymś spłoszona, zniknęła. Może był to jakiś dźwięk? Akuszerka nie mogła niczego stwierdzić na pewno, krzyczała bowiem przez cały czas jak opętana.

Nie przystawała ani na moment, dopóki nie dotarła do najbliższej zagrody.

Następnego dnia mówiła o tym cała parafia.

Kowal miał pełne ręce roboty z wytapianiem srebrnych kul, była to bowiem jedyna skuteczna broń na taką bestię i wielu chłopów pragnęło się w nią zaopatrzyć. Pastor usiłował przemówić wieśniakom do rozsądku i nakazywał, by nie wierzyli w zabobony, lecz na próżno. A czy córka hycla także nie widziała potwora? Sam grabarz mógł o tym zaświadczyć.

A jeszcze te cztery kobiety rozszarpane na kawałki! Jak pastor może to wytłumaczyć?

Na Grastensholm nie wiedziano, co o tym sądzić.

Liv wydawała się to wszystko niezbyt zrozumiałe.

– To się nie zgadza. Za dużo dobrego naraz. Albo raczej złego. Wilkołak, czarownice i cztery zamordowane kobiety.

– Tak – podjął Mattias. – Babcia ma całkowitą rację. Przypuśćmy, że to rzeczywiście wilkołak rozszarpał te kobiety… I tu się coś nie zgadza! Wilkołaki nie grzebią swoich ofiar, nie przyjeżdżają powozem i nie składają zwłok w ziemi. Rozszarpują ofiary i na tym koniec! Tak mówią legendy. Ja w to nie wierzę.

– Nie, ale zastanówmy się nad taką oto możliwością – powiedział Tarald. – Być może wilkołak, który na powrót przywdział ludzką skórę, zdał sobie sprawę z tego, co uczynił, i chciał zatrzeć ślady.

– Czterokrotnie? – z powątpiewaniem odezwała się Irja. – I żadnej z tych kobiet nie znano w tej okolicy?

– Tego właśnie nie rozumiem – stwierdziła Liv. – Niczego nie rozumiem!

– Musimy poczekać i zobaczyć, co stanie się dalej – orzekł Tarald. – Na szczęście ta mała Hilda, to biedne dziecko, jest teraz bezpieczna.

Mattias nie potrafił sobie wyobrazić Hildy ani jako małej, ani jako dziecka, niemniej jednak myślał podobnie jak ojciec. Dobrze, że nareszcie znalazła zaciszne schronienie u dobrych ludzi. Naprawdę na to zasługiwała.

Przez następne noce czatowało z nabitymi strzelbami pół wioski, ale nie wydarzyło się nic szczególnego. A później księżyc zmniejszył się na tyle, że większość chłopów uznała, iż niebezpieczeństwo minęło.

Niektórzy jednak pamiętali, że Hilda i kościelny zetknęli się z potworem w samym środku dnia na długo przed pełnią, nieustannie więc czuwali.

Opowieści akuszerki były dla Hildy ogromnym wstrząsem. A jednak to wilkołak! I czyhał teraz na nią, Hildę. Ta myśl była porażająca, nie mogła pomieścić się jej w głowie.

Dzieci również słyszały plotki, powtarzały je i ubarwiały, dodając upiorom grozy. Uspokajająco działały na Hildę tylko rozmowy z doktorem Meidenem, który nadal przychodził co dzień, rzecz jasna po to, by zajrzeć do dzieci, ale wiele wskazywało na to, że ma ochotę również chwilę z nią porozmawiać. Bardzo to sobie ceniła.

Nieczęsto natomiast stykała się z Andreasem. Bywał codziennie i witał się z nią równie przyjaźnie jak zawsze, jednakże w jego stosunku do niej pojawiło się coś nowego, coś, czego nie potrafiła nazwać. Hilda z natury nie była natrętna, czekała więc tylko i cieszyła się, że może na niego popatrzeć. Więcej nie wymagała. Był postacią z marzeń, kimś nieosiągalnym i z tego właśnie powodu tak niezwykle pociągającym.

Pewnego dnia na Elistrand zapanowało niezwykłe poruszenie. Kiedy Hilda schodziła na dół, podeszła do niej Gabriella z uśmiechem maskującym zmieszanie, z dłońmi przyciśniętymi do rozognionych policzków.