– Och, kochana Hildo, co mamy zrobić? To wszystko jest takie niezwykłe, jestem oszołomiona!
– Co się wydarzyło? – uśmiechnęła się Hilda niepewnie.
– Andreas! Wyobraź sobie, że Andreas poprosił o rękę Eli! Och, moja droga! – Gabriella wcale nie sprawiała wrażenia zagniewanej; nie była tylko w stanie opanować zaskoczenia.
Hilda przystanęła, mocno zaciskając dłoń na poręczy schodów. Przełknęła ślinę, by móc coś powiedzieć, ale słowa utkwiły jej w gardle.
Gabriella niczego nie zauważyła.
– On jest w pokoju, rozmawia z Kalebem. Eli pobiegła do siebie, a ja nie mam pojęcia, co o tym myśleć!
W jednej chwili Hilda zobaczyła wszystko z przerażającą ostrością. Jakże była zaślepiona! Budowała na piasku zamek ze swej tęsknoty, z marzeń. Zapatrzona we własne pragnienia, nie dostrzegała tego, co rozgrywało się na jej oczach.
W końcu odzyskała mowę.
– Sądzę, że Eli będzie niezmiernie uradowana – powiedziała dzielnie.
Nie zauważyła, że Andreas i Kaleb weszli do sieni i stanęli za nią. Mówiła dalej, już swobodniej:
– Eli i ja dość dużo rozmawiałyśmy na ten temat. Wiem, że ona niczego bardziej nie pragnie.
Jak łatwo było wymówić te słowa! Ból, który uczuła w sercu po słowach Gabrielli, szybko ustąpił. Minął niepokój, który trawił ją przez ostatnie tygodnie. Ogarnęła ją niewysłowiona ulga. Wiedziała przecież, że nigdy nie dostanie Andreasa. Właściwie jej marzenie nie było niczym innym niż tylko słodką męczarnią.
Teraz poczuła się wolna. I z całego serca życzyła Eli szczęścia.
Andreas był zdumiony. Oczekiwał łez, spodziewał się, że Hilda pobiegnie na górę, trzaśnie drzwiami i zamknie się w swoim pokoju. Czyżby tak bardzo się pomylił? Czy miał o sobie tak wygórowane mniemanie?
Hilda dostrzegła obecność mężczyzn. Spokojna i uśmiechnięta podała Andreasowi rękę.
– Gratuluję! – powiedziała ciepło. – Wiem, kto się teraz cieszy!
– Dziękuję – wyjąkał.
Czuł się głupio. Zwrócił się do Mattiasa o pomoc i naraził go na trudne rozmowy. A najgorsze, że Mattias był tutaj, stał w drzwiach za Kalebem i obserwował całą scenę. Zauważył, że Mattias z uwagą przygląda się Hildzie. On także był zaskoczony jej reakcją. Po tym, co Andreas powiedział mu o dziewczynie, miał do tego pełne prawo.
Nikt nie może tak doskonale udawać, pomyśleli zgodnie, Hilda najwyraźniej nie pała uczuciem do Andreasa.
Właściwie obaj powinni się z tego tylko cieszyć, jednak Andreas czuł się trochę rozczarowany, zraniony w swej próżności. Zwyciężyło jednak poczucie humoru i zaczął w duchu śmiać się z samego siebie.
Zeszła Eli, promienna, choć onieśmielona. Nie wiedziała, jaka będzie reakcja rodziców.
– Hilda twierdzi, że będziesz tym uradowana, Eli – powiedziała Gabriella. – Czy to prawda?
– Czy… czy ojciec się zgodził? – zapytała szeptem.
– Wszystko zależy od ciebie, Eli.
Przez moment stała nieruchomo, jakby oszołomiona, po czym rzuciła się Kalebowi na szyję.
– Dziękuję! Dziękuję, ojcze, jesteś taki dobry!
Teraz przyszła kolej na Gabriellę i następne uściski.
– Jak miło z waszej strony, że nie traktujecie mnie już jak dziecko – wyseplenićła niby dziesięciolatka. – Mam w sobie tyle dorosłych uczuć!
– Wiemy o tym – odrzekła Gabriella. – Jesteśmy tylko tak bardzo zaskoczeni! I pomyśleć, że będę miała zięcia o rok starszego od siebie. Bądź dla niej dobry, Andreasie!
– Znasz mnie chyba, Gabriello? Zwykle długo się namyślam przed podjęciem decyzji, a teraz dobrze wiem, czego chcę!
– No tak, a ja właśnie miałam prosić pana Andreasa, by poszedł ze mną poszukać kota! – roześmiała się Hilda. – Teraz to niemożliwe.
– Ależ tak, oczywiście – powiedział dwornie Andreas.
– W takiej chwili? Nie, nie jestem bez serca!
– Pozwól mi sobie towarzyszyć, Hildo – poprosił Mattias. – Możemy pojechać konno, będzie szybciej.
– Nigdy w życiu nie siedziałam na koniu. – Hilda była naprawdę wystraszona.
– Dobrze, wobec tego pójdziemy na piechotę.
– Ależ przecież wy nie możecie…
– Żadnych sprzeciwów! Czy jest jakaś różnica pomiędzy mną a Andreasem?
– Och, oczywiście, że nie. Zgoda!
I znów dygnęła. Co za wstyd!
Szli przez łąki nie opodal kościoła.
– Czy byłaś zakochana w Andreasie? – zapytał Mattias niespodziewanie.
Jak odpowiedzieć na takie pytanie? Wyjawić pół prawdy?
– Nie, nie nazwałabym tego tak. Ale na pewno kochałam się w mężczyźnie, którego uosobieniem był pan Andreas. Przez tyle lat mieszkałam sama. Nosiłam w sobie tęsknotę za czymś, czego nigdy nie widziałam, nigdy nie przeżyłam. I nagle w drzwiach stanął baśniowo przystojny mężczyzna. Byłam zauroczona. Ale gdybyście wy pojawili się jako pierwszy, byłabym równie oczarowana.
– A więc chodziło o pierwszego lepszego mężczyznę?
– Nie, nie całkiem. Nie, nie można tego nazwać zakochaniem. Raczej zauroczeniem i moją wieczną tęsknotą.
– Twierdzisz, że twoje pragnienia nigdy się nie spełnią?
– Nie, to chyba jasne!
– Dlaczego? Nie będziesz przez całe życie córką hycla. Postać twego ojca pójdzie w zapomnienie, kiedy ludzie przekonają się, że masz własne oblicze, jesteś indywidualnością, jednostką wartościową. A taka naprawdę jesteś, Hildo.
Minęli już kościół i kierowali się w stronę lasu. Szli wzdłuż rowu między dwoma łanami zbóż tak wysokich, że sięgało im piersi.
Hilda roześmiała się.
– Musimy bardzo dziwnie wyglądać z daleka. Dwie głowy poruszające się w morzu żyta.
– Tak.
– Dziękuję za wasze życzliwe słowa – powiedziała już poważniej.
– Bardzo proszę. Mów mi po imieniu, Hildo. Nie mogę już znieść tego „pana Mattiasa” twoich ust.
Z wdziękiem schyliła głowę na znak, że się zgadza.
– Często wspominasz o swej tęsknocie – powiedział. – Czy zawsze tęskniłaś?
– Chyba tak. Ale gdy dorosłam, moje marzenia się odmieniły.
– Tak, rozumiem. Ja także mam marzenia.
Odwróciła się ku niemu tak gwałtownie, że niemal wpadli na siebie.
– Naprawdę? Takie jak ja?
Uśmiechnął się szeroko.
– A jakie są twoje?
– Nie, nie mogę o tym mówić.
– Ależ tak, właśnie możesz. Pamiętaj, że jestem medykiem!
– Czy w tych sprawach medycy różnią się od innych ludzi?
– Nie sądzę.
Szli teraz wzdłuż skraju lasu. Lekki letni wietrzyk poruszał łan żyta, który przypominał falujące morze.
– Usiądź na trawie, odetchnijmy chwilę – zaproponował Mattias.
Spoczęli w powodzi letnich kwiatów: dzwonków, czerwonej koniczyny, stokrotek, przetacznika, lepnicy i jaskrów.
Hilda była sztywna i spięta, nigdy nie prowadziła z nikim tak osobistej rozmowy. Jego pytania niczego jej nie ułatwiały.
– Porozmawiajmy o twoich uczuciach. Kiedy stałaś się dorosłą, samotną kobietą…
– Nie, nie mówmy o tym! Dlaczego chcesz to wiedzieć?
– Ponieważ cię lubię! Rok za rokiem zajmowałaś się ojcem, o którym na pewno nie można powiedzieć, że był łatwy we współżyciu. Okazywałaś niewyczerpaną cierpliwość i opanowanie, które przekracza wszelkie granice. A przecież wcale taka nie jesteś, Hildo!
– Skąd to wiesz? – szepnęła, czując się coraz bardziej nieswojo.
Popatrzył na nią swymi niebieskozielonymi oczami, pełnymi miłości do całego świata.
– Jesteś jak błyskawica, moja droga. Płoniesz. Oczy, rysy twarzy, a nawet sposób, w jaki chodzisz, wszystko o tym świadczy. Czy wiesz, że jesteś tak zmysłowa, że bałbym się wpuścić cię między chłopów z parafii?